Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Teatr Muzyczny: Takiego „Barona cygańskiego” nie widział wcześniej nikt

Andrzej Z. Kowalczyk
Lubelski Teatr Muzyczny był chyba jedyną instytucją artystyczną w naszym mieście, która uczciła Międzynarodowy Dzień Romów obchodzony na całym świecie 8 kwietnia, prezentując tego dnia „Barona cygańskiego” Johanna Straussa (syna).

Nie był to jednak spektakl zwyczajny. Z tej szczególnej okazji dyrektor Iwona Sawulska zaprosiła do udziału w nim autentycznych Romów. Niewątpliwie było w tym pewne ryzyko. Bowiem wprowadzanie do precyzyjnie zbudowanego i domkniętego przedstawienia nowych elementów zawsze związane jest z możliwością, iż nie wkomponują się one w jego delikatną strukturę i pozostaną ciałem obcym, powodującym jej pęknięcie. W tym przypadku jednak tak się nie stało. Występy wielkiej gwiazdy muzyki romskiej, Eleny Rutkowskiej oraz artystów z zespołu Tamburino i Stowarzyszenia „ROM”, zarówno wpisane w dramaturgię spektaklu, jak i umieszczone niejako na jej marginesie, okazały się rzeczywiście wartością dodaną. Sprawiły, że przedstawienie było jeszcze barwniejsze i bardziej efektowne niż zwykle. Nie ma ani słowa przesady w tym, co napisałem w tytule tej recenzji, iż takiego „Barona cygańskiego” nie widział w Lublinie wcześniej nikt.

Jednak nawet niezależnie od tych gościnnych występów warto było ów piątkowy spektakl zobaczyć. Było to bowiem jedno z najlepszych w historii przedstawień „Barona cygańskiego” w naszym mieście. Z rolami, jakie nie co dzień można oglądać na scenie. Nie co dzień to zresztą mało powiedziane. Na tak świetnego Sandora Barinkaya, tytułowego barona cygańskiego, jakiego widzieliśmy w piątek, czekałem z górą ćwierć wieku, czyli od czasów niezapomnianego Bolesława Hamaluka. Grający teraz tę postać Mirosław Niewiadomski okazał się być Barinkayem rzec można modelowym. O tym, że jest śpiewakiem znakomitym przekonałem się już wcześniej, na koncercie „Miłość, zdrada i kłopoty”, w programie którego fantastycznie wykonał arię Cavaradossiego z „Toski”. A w „Baronie…” swą nienaganną wokalistykę, połączył z najwyższej klasy aktorstwem i nadzwyczajną kulturą sceniczną. I z tych elementów stworzył kreację kompletną, która z pewnością długo pozostanie w pamięci.

Druga z takich wybitnych ról to Saffi w wykonaniu Kamili Lendzion, którą na scenie Teatru Muzycznego zobaczyłem po raz pierwszy i wciąż pozostaję pod jej ogromnym wrażeniem. Artystka wniosła do owej roli wielką urodę, świetny śpiew oraz znakomite aktorstwo dramatyczne. Doskonale było to widać choćby w dramatycznej scenie odejścia Barinkaya. Kamila Lendzion była w niej autentycznie poruszająca, ale bez melodramatycznego patosu. Jednak tym, co najbardziej rzucało się w oczy był niezwykły wprost wdzięk artystki. Tego nie można nauczyć się w szkole ani wypracować w trakcie pracy nad kolejnymi rolami. To trzeba po prostu mieć. Taką Saffi mógłbym oglądać bez końca. Wreszcie trzecia z dominujących w tym spektaklu ról – Czipra w wykonaniu Małgorzaty Kustosik, najbardziej może zaskakująca, bo ta artystka jest… za młoda i za ładna, by zagrać starą Cygankę. Jednak jej wyraziste i pełne ekspresji (starannie wszakże kontrolowanej) aktorstwo uwiarygodniło w każdym calu tę postać. Z prawdziwą przyjemnością też słuchało się w partiach wokalnych mocnego i ciepłego mezzosopranu Małgorzaty Kustosik. Błyskotliwy tercet Barinkaya, Saffi i Czipry „Ach, co za blask…” zabrzmiał jak nigdy przedtem w Lublinie.

Warto także wspomnieć o Annie Barskiej w roli kapryśnej Arseny – postaci nieco „skrzywdzonej” przez twórców opery, którzy nie dali jej zbyt wielu okazji do zabłyśnięcia. Jednak Anna Barska – podobnie jak przed laty jej znakomita poprzedniczka, Krystyna Szydłowska – potrafiła wyprowadzić graną przez siebie postać z drugiego planu. Stworzyła rolę, na którą nie tylko patrzy się z przyjemnością, lecz także zapamiętuje. A w duecie z Mirabellą (Agnieszka Kurkówna w dobrej komediowej roli) „Tam karety mkną…” bardzo ładnie zaprezentowała swój kunszt wokalny. Należy również pochwalić nadzwyczaj efektowne i dobrze poprowadzone sceny zbiorowe oraz huzarski taniec z III aktu z popisową partią Anny Adamczyk.

Piątkowy spektakl „Barona cygańskiego” był dla mnie kolejnym – po dość długiej przerwie – spotkaniem z tym dziełem. Spotkaniem w pełni udanym. Teraz czekam na następne niespodzianki Teatru Muzycznego. Oby równie ciekawe i inspirujące.

Lublin na zdjęciach satelitarnych kilka lat temu i obecnie cz. 3
Plac Litewski na archiwalnych zdjęciach. Zobacz jak się zmieniał
Samotna matka spod Poniatowej prosi o pomoc. "Będę wdzięczna za każdy kąt do życia"
Kobiety poszukiwane przez lubelską policję. Kto je rozpoznaje? (ZDJĘCIA), cz. V
Nowa kładka połączy Świt z Łęgami (ZDJĘCIA)


Codziennie rano najświeższe informacje z Lublina i okolic na Twoją skrzynkę mailową.
Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Teatr Muzyczny: Takiego „Barona cygańskiego” nie widział wcześniej nikt - Kurier Lubelski

Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski