Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

RECENZJA: "Listy do M. 2" [ZWIASTUN]

Dariusz Pawłowski
Dariusz Pawłowski
Kino Świat
Warszawa to nie Nowy Jork, ani Londyn, a właśnie... Warszawa. Już od początkowej sceny „Listy do M. 2” Macieja Dejczera, miast bez kompleksów zaproponować coś własnego, próbują kopiować styl brytyjsko-amerykańskich komedii romantycznych i odcinają kupony od poprzednika. Niestety, nic więcej nie wydarza się do sceny ostatniej.

„Listy do M.” to niekwestionowany sukces frekwencyjny ostatnich lat. Film obejrzało coś około trzech milionów widzów i choć reżyserujący tamten obraz pochodzący ze Słowenii Mitja Okorn nie mógł ukryć inspiracji angielskim arcydziełem gatunku, czyli produkcją „To właśnie miłość”, to jego propozycja miała wdzięk i łatwo można było poddać się powabowi cudu gwiazdkowego spełniania marzeń o miłości. „Listy do M. 2” udowadniają, że cud dwa razy się nie zdarza, a komedia romantyczna w wykonaniu naszej romantycznej nacji, to rozpaczliwe zarzynanie świątecznego karpia. Nawet umieszczanie tzw. product placement to popis toporności (vide: Wojciech Malajkat i jego recytacja na temat otwieranego wina). Na szczęście dla producentów, rodacy kochają komedie romantyczne, nawet gdy nie potrafimy ich robić, więc sukces drugiej części także jest pewny.

„Listy do M. 2” oczywiście podejmują wątki pierwszej części, ale nie rozwijają ich specjalnie, nie dodają nowej jakości, w żadnym elemencie nie zaskakują. Jeszcze najciekawszym i najbardziej nośnym jest motyw odzyskiwania przez Mela (Tomasz Karolak) szacunku i miłości syna Kazika (Mateusz Winek) oraz udowadniania mu, że tata zniknął z jego życia, bo jest superbohaterem zajętym ratowaniem świata. Ale pozostałe już rażą niewiarygodnością, ciężkością, wtórnością i albo przekombinowaniem, albo niedopracowaniem. Jeżeli dodamy do tego drętwe dialogi i nieznośne „rozwałkowywanie” problemów poszczególnych postaci, wychodzi na jaw, iż scenarzystom i reżyserowi po prostu brakło pomysłów na realizację zamówienia, jakim było sięgnięcie po raz drugi do kieszeni kinomanów, więc powędrowali po linii najmniejszego oporu. I dotarli na manowce.

Przy braku oryginalności, twórcy, bądź co bądź, komedii wykazali się również ciężką ręką do żartów. W tym światłym filmie ze świata jakże nowoczesnych ludzi zamieszkujących w apartamentowcach każe nam się śmiać z dwóch obejmujących się mężczyzn, którzy homoseksualistami rzecz jasna nie są, ale za takich ich wzięto. W innej sytuacji odwrotnie - właśnie fakt, iż okazuje się, że dwóch panów pozostaje ze sobą w związku, ma wywołać kaskady radości. Pośmiejemy się jeszcze z tego, iż pan pana prosi, by go popchnął (mając na myśli samochód), że młody mężczyzna ugania się po centrum handlowym za owieczką lub z potężnego „mięśniaka”, który z czułością zajmuje się swoim malutkim pieskiem.

Co gorsza, humorem nie łamię się tu scen melodramatycznych, przez co łzy wyciskane są obcesowo, z gracją drwala miażdżącego dłonią limonkę. Relacje i postaci potraktowano lekką ręką, a szwy i dziury „wyłażą” co kilka kadrów. Całości nie ratuje, niestety, kilka udanych scen i jeszcze mniej dobrze napisanych kwestii („W twoim wieku będę miała lepszą figurę” - mówi córka do matki. „W twoim też miałam lepszą” - odpowiada matka).

Pomysłem na film było zasypanie pęknięć niezliczonymi znanymi twarzami w najdrobniejszych epizodach (nawet takich jak snujący się po mieście ponury sąsiad, w wykonaniu Piotra Głowackiego). Zderzają się więc ze sobą nieustannie porozsypywani tu trochę bez ładu i składu popularni aktorzy oraz telewizyjni prezenterzy, każdy próbując na swój sposób wyjść z twarzą z tego spotkania, zorganizowanego w celu zarobienia złotówek i podtrzymania rozgłosu. Jedni unoszą to profesjonalizmem (Malajkat, Piotr Adamczyk, Agnieszka Dygant, Paweł Małaszyński), inni dystansem, ale i sympatią do przedsięwzięcia (Maciej Stuhr, Roma Gąsiorowska), jeszcze inni zdają się w tę operację naprawdę wierzyć i próbują pozostawić wyraźny ślad (Magdalena Lamparska). Są też tacy, którzy wykazują się infantylnym entuzjazmem, dzięki czemu zawsze grają tak samo (Karolak). W sumie jednak właśnie aktorzy wydobywają się z tego wydarzenia najbardziej elegancko wykazując, że doświadczenie może sprawić, iż i z niczego da się efekt „ukręcić”.

Na „Listy do M. 2” najlepiej wybrać się do kina w grupie znajomych, kiedy to rechot jednej rozluźnionej towarzystwem osoby „zarazi” pozostałych. Wizyta na seansie samotnie lub w parze może skończyć się poczuciem, że coś jest z nami nie tak (przecież wszyscy się śmieją!?), lub że więcej byśmy zrobili dla wzajemnego uczucia udając się na pizzę. „Listy do M. 2” nieudolnie coś udają, niczego od widza nie oczekując. Nawet jeżeli zza sztucznego śniegu przypominają, iż miłość to nieustanne sklejanie rozbijanego wazonu...

Ocena: 2/6

LISTY DO M. 2
Polska, komedia
reż.Maciej Dejczer
wyst.Tomasz Karolak, Maciej Stuhr, Agnieszka Dygant

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo

Materiał oryginalny: RECENZJA: "Listy do M. 2" [ZWIASTUN] - Dziennik Łódzki

Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski