Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Edward Hartwig. Fotograf, który uwodził światłem (ZDJĘCIA)

Małgorzata Szlachetka
Brama Krakowska, po prawej miejsce po kamienicach zniszczonych w okresie wojennych bombardowań m.in. z ulicy Jezuickiej. Dlatego Wieża Trynitarska jest z tej perspektywy świetnie widoczna.
Brama Krakowska, po prawej miejsce po kamienicach zniszczonych w okresie wojennych bombardowań m.in. z ulicy Jezuickiej. Dlatego Wieża Trynitarska jest z tej perspektywy świetnie widoczna. Edward Hartwig/ archiwum Ewy Hartwig-Fijałkowskiej/ Ośrodek Brama Grodzka -Teatr NN
Kobieta niosąca wiadro, dzieci w zaułku, ulica skąpana we mgle. Dla Edwarda Hartwiga nie było banalnych tematów. Pokazujemy niektóre z jego nieznanych dotąd zdjęć Lublina.

Tego odkrycia nikt się nie spodziewał. Szklane negatywy Edwarda Hartwiga, jednego z największych polskich artystów fotografii, na strychu przy ulicy Glinianej 22 w Lublinie przeleżały ponad 50 lat. Właściciel domu znalazł je w czasie remontu poddasza.

- Dla mnie to też było olbrzymie zaskoczenie. Dowiedziałam się o nim w 2004 roku, kiedy przyjechałam do Lublina na odsłonięcie Zaułka Hartwigów. Ostatecznie wszystkie negatywy zabraliśmy do Warszawy - opowiada Ewa Hartwig-Fijałkowska, córka Edwarda Hartwiga, która cały czas porządkuje archiwa zmarłego w 2003 roku ojca.

Hartwigowie mieszkali przy Glinianej do 1950 roku, przed wyprowadzką rodziny do Warszawy. - W zakładzie fotograficznym na Narutowicza było za mało miejsca na archiwum, więc pewnie dlatego rodzice przynosili negatywy do domu. Być może później zapomnieli o nich - przypuszcza.

Odnalezione negatywy w tym roku wróciły do Lublina. Pani Ewa Hartwig-Fijałkowska przekazała je Ośrodkowi Brama Grodzka-Teatr NN.

Na tym nie koniec. Teatr NN dostał też negatywy celulidowe ze spuścizny Edwarda Hartwiga. Do Lublina wróciły kadry, które były robione w tym mieście.

- Uznałam, że takie rozwiązanie będzie najlepsze - podkreśla Ewa Hartwig-Fijałkowska.

- Mamy w Lublinie fragment bardzo ważnej spuścizny wielkiego polskiego fotografa - nie ma wątpliwości Joanna Zętar z Ośrodka Brama Grodzka-Teatr NN.

Lublin zaułków i malarzy

Słynny fotograf uwodził światłem. Z upodobaniem wracał do ulubionych staromiejskich bram i podwórek z drewnianymi balkonami. Najbardziej fascynowała go trudna do uchwycenia granica pomiędzy jasnością i cieniem, dlatego przychodził w te same miejsca o różnych porach dnia. W wyjątkowym świetle warte sfotografowania okazywały się momenty zwykłe, a nawet banalne. Kobieta niosąca wiadro z wodą, dzieci siedzące na murku albo przekupki na targu przy Świętoduskiej.

Edward Hartwig naciskał spust migawki ilekroć zobaczył na Starym Mieście albo przy Zamku Lubelskim, artystę pochylonego nad sztalugą.

- Ojciec miał zostać malarzem, studiował malarstwo u prof. Wiercińskiego - mówi Ewa Hartwig-Fijałkowska. - Imponowało mu środowisko artystów, które przed wojną przyjeżdżało do Kazimierza Dolnego. Na końcu stwierdził jednak, że malarzem nie będzie, bo nie da się z tego wyżyć.

W jednym z wywiadów Hartwig wspominał, że w tych lubelskich bramach pozowali mu koledzy, studenci prof. Wiercińskiego. Sadzał ich ze sztalugą w miejscu, które do nich pasowało, a potem robił zdjęcie.

Stwierdzenie, że Hartwig był mistrzem nastroju brzmi może banalnie, ale prawdziwie. Wzrok przyciąga zdjęcie ulicy Złotej spowitej w iście londyńskiej mgle. Ledwo widać zarys kościoła Dominikanów, za to na pierwszym planie stoi furmanka, obok woźnica siedzi na koźle. Zdjęcie zostało zrobione wcześnie rano. To dzięki takim fotografiom jeszcze przed wojną Hartwig dorobił się przydomka „mglarz”

- Wystarczyło, że zobaczył mgłę i od razu brał do ręki aparat. Wczesnym rankiem wymykał się przez okno domu na Glinianej, żeby nas nie budzić, mieszkaliśmy przecież na parterze. Biegł nad Bystrzycę albo na Stare Miasto - wspomina córka wybitnego artysty fotografii.

Nie można zapominać, że Edward Hartwig był uważnym kronikarzem zmieniającego się miasta. Z tej kolekcji przywołajmy chociażby serię fotografii Bramy Krakowskiej. Na tym przedwojennym zdjęciu po prawej stronie, widać budynek hotelu Centralnego. 9 września 1939 roku spadną na niego niemieckie bomby. Na powojennym zdjęciu Hartwiga hotelowy budynek jest już rozebrany. Nie ma też części zburzonych przez bomby kamienic przy Jezuickiej, więc Wieża Trynitarska ukazuje się w pełnej okazałości. Dziś, gdyby próbować zrobić zdjęcie z tego samego miejsca, taki kadr byłby nie do powtórzenia.

Jest jeszcze jedno ujęcie Bramy Krakowskiej. Może robiące największe wrażenie, bo brama jest biała, niczym wyrzeźbiona z kości słoniowej. Zdjęcie najprawdopodobniej powstało w 1954 roku, kiedy Stare Miasto było odnawiane na centralne obchody 10-lecia PKWN. Brama Krakowska była wtedy jeszcze otynkowana, jej regotyzacja, czyli odsłonięcie wątku ceglanego muru, nastąpiło w latach 1959 - 1964.

Wśród tych fotografii są też zdjęcia Rynku noszącego ślady wojennych zniszczeń, ze ścianami straszącymi pustymi oczodołami okien.

W kolekcji spotykają się różne epoki. Znajdziemy na przykład widok kościoła pobrygidkowskiego z wieżą ciśnień na placu Bernardyńskim w tle (obecnie Wolności). Charakterystyczny obiekt został rozebrany ze względu na skalę wojennych zniszczeń.

Negatyw to dopiero początek

- Kiedyś kolega poprosił ojca o zrobienie odbitki. Odbierając ją, skomentował: „To nie jest moje zdjęcie, to zdjęcie Hartwiga !” - mówi pani Ewa.

Prawdziwa magia działa się w ciemni. Hartwig spędzał w niej wiele czasu. Potrafił pracować nawet w środku nocy. - Kiedy mu się przyśniło, jak powinno wyglądać jakieś zdjęcie. Ale to już w Warszawie, bo w Lublinie ciemni w domu nie mieliśmy - zdradza córka artysty.

Ciemnię w zakładzie przy ulicy Narutowicza Hartwig dzielił z żoną. Pani Helena przychodziła do pracy pierwsza, o piątej nad ranem. Zaczynała dzień od rozpalenia pieca.

- Negatyw to dopiero początek drogi - podkreśla Joanna Zętar z Ośrodka Brama Grodzka-Teatr NN. - On efekt osiągał też dzięki pracy technicznej. Patrząc na te negatywy, odkrywamy warsztat fotografa, ale to, jaki chciał osiągnąć efekt końcowy, pozostanie dla nas zagadką - komentuje Zętar.

- Mój tata kończył studia graficznie i to widać w jego zdjęciach - mówi Ewa Hartwig--Fijałkowska.

Jak duża jest spuścizna Edwarda Hartwiga? Jego córka przyznaje, że nie jest w stanie tego stwierdzić. - Same zdjęcia z wierzbami to przeszło tysiąc negatywów, teatralnych jest kilkanaście tysięcy - wylicza.


Codziennie rano najświeższe informacje z Lublina i okolic na Twoją skrzynkę mailową.
Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski