Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Morderczynie: Połączyły ich miłość, wódka i morderstwo listonoszki

Agata Wójcik
123rf
Ta brutalna zbrodnia wstrząsnęła opinią publiczną. Przez nią listonosze przez lata bali się nosić przy sobie pieniądze. Głównym sprawcą był Zbigniew, ale ważną rolę w tym zabójstwie odegrała także Stanisława, jego konkubina. Pobrali się w więzieniu.

Kobietę wciągnęli do jednego z mieszkań w Lublinie. Zaczęli ją dusić szalikiem. Bili młotkiem po głowie. Połamali jej żebra, zadając kilkanaście ciosów kolanem. Gdy listonoszka była już martwa, sprawcy zabrali jej torbę. Miała przy sobie 30 mln zł. Tego dnia miały trafić do osób, które czekały na emerytury i renty. Był 12 listopada 1990 roku.

Po pięciu miesiącach zatrzymanie
Znalezienie sprawców zbrodni okazało się niezwykle skomplikowane. Po tym, jak listonoszka nie wróciła wieczorem do urzędu, naczelniczka poczty powiadomiła policję. Po przyjeździe funkcjonariuszy razem z nimi i mężem kobiety wyruszono na poszukiwania zaginionej. Bezskuteczne.

Znaleziono ją dopiero dwa dni później. Zwłoki odkryli sąsiedzi, którzy zeszli do piwnicy, czując swąd palonego ciała. Później w pobliskim śmietniku natrafiono na jej torbę. Obliczono, że przed zabójstwem wypłaciła 17 mln zł, sprawcy wzięli więc 13 mln zł. Potwierdziło to tezę, że był to motyw rabunkowy.

Policjanci w poszukiwaniu morderców przetrząsnęli wszystkie meliny na trasie listonoszki. Przesłuchiwali nie tylko osoby zatrzymane wcześniej za zabójstwa czy pobicia, ale także złodziei. Ostatecznie, po pięciu miesiącach zatrzymano Zbigniewa oraz jego konkubinę Stanisławę.

Niekończąca się libacja
Zbigniew był wcześniej karany za śmiertelne pobicie swojego ojca. Sąd skazał go na sześć lat więzienia. Pomimo to Stanisława bardzo go kochała. Poza miłością do siebie łączyła ich także miłość do alkoholu. Taki wzór wynieśli ze swoich domów. Sami nie potrafili żyć inaczej. Ich mieszkanie było typową meliną. Stali bywalcy tak się tu upijali, że często nie mogli wyjść o własnych siłach.

Wódka, znajomi i niekończąca się libacja alkoholowa, a na to wszystko były potrzebne pieniądze. Dlatego też wpadli na pomysł, by obrabować listonoszkę, która chodziła po ich rejonie. Wciągnęli ją do swojego mieszkania. Pozbawili ją nie tylko pieniędzy, ale także życia. Gdy zwłoki leżały już na tapczanie, do mieszkania weszła Przemysława, ich wspólna znajoma. Zagrozili, że jeśli ich wyda, podzieli los listonoszki, toteż milczała. We trójkę rozpoczęli butelkę wódki, siedzieli na łóżku, w którym ukryte było ciało kobiety. Libacja trwała całą noc. Wczesnym rankiem, gdy oprzytomnieli, przenieśli zwłoki zawinięte w worek i narzutę do piwnicy sąsiedniego budynku.

Zbigniew oblał martwe ciało denaturatem i podpalił. Zanim do tego doszło, zdarzył się incydent, który o mało nie zdradził morderców. Przemysława w pojedynkę pilnowała zwłok okręconych w narzutę. Wtedy do piwnicy zeszła jedna z lokatorek. Po tym, jak usłyszała, że są to kartofle, pomogła przeciągnąć bagaż. Dlaczego tak łatwo uwierzyła i nie odkryła, że było to ciało - nie wiadomo.

Proces jak spektakl
Proces przed Sądem Wojewódzkim w Lublinie rozpoczął się 3 lutego 1992 r. Para nie przyznała się do winy ani w śledztwie, ani przed sądem. ,,Listonoszka nigdy nie przekroczyła progu mojego domu. Zapewniam z czystym sumieniem, że zabójstwo nie wydarzyło się u mnie. Mówię to patrząc prosto w oczy jej mężowi i ludziom siedzącym na sali. Tak mi dopomóż Bóg” - mówił na sprawie Zbigniew.

Na kolejnym procesie oboje odmówili składania wyjaśnień. Sąd odczytał więc to, co powiedzieli w takcie śledztwa. Mężczyzna zdążył przedstawić trzy wersje tego, jak spędził 12 listopada. Zaczął od zapewniania, że w tym dniu pracował, później, że w ogóle nie wychodził z domu, by zmienić wersję na jeszcze inną: dwukrotnie wychodził po zakupy.

Kupy nie trzymały się także zeznania Stanisławy. Tłumaczyła to niepamięcią, upływem długiego czasu od tamtych zdarzeń.

Przed sądem nie chciała złożyć wyjaśnień także Przemysława. W śledztwie zapewniała jednak, że widziała zwłoki listonoszki ze zmasakrowaną twarzą w mieszkaniu pary. Ze strachu pomogła im przenieść zwłoki do piwnicy w sąsiednim budynku.

Każda rozprawa gromadziła na sali sądowej tłum lublinian. Publiczność nie mieściła się, pomimo że za każdym razem dostawiano dla niej kilka ław.

Proces trwał pięć miesięcy. W tym czasie sporządzono 18 tomów akt. Jak mówił w trwającej półtorej godziny mowie końcowej adwokat głównego oskarżonego, znalazły się w nich zaledwie cztery dowody świadczące o winie Zbigniewa. - Wszystkie z nich są bardzo niewiarygodne - twierdził mecenas i punktował: - Wyjaśnienia współoskarżonej Przemysławy są nieszczere i sprzeczne ze sobą. Tak samo oceniam zeznania Mirosława, który przebywał z moim klientem w jednej celi i twierdził, że oskarżony przyznał się przed nim do popełnienia tego morderstwa. Podważam również przydatność badań laboratoryjnych śladów krwi i włosa znalezionego w mieszkaniu oskarżonego.

W podobnym tonie mówił obrońca Stanisławy. Innego zdania byli natomiast lublinianie. Po mowie końcowej prokuratora ludzie bili brawo i krzyczeli: „Ukarać!”.

- Zwracam państwu uwagę, że to nie teatr. Tu ważą się losy ludzkie. Proszę o spokój - apelowała, nie po raz pierwszy zresztą podczas procesu, sędzia.

Wyrok
Ostatecznie 19 czerwca 1994 roku za zabójstwo listonoszki Zbigniewa skazano na 25 lat pozbawienia wolności, uznając go za głównego sprawcę zbrodni. Mężczyzna miał zapłacić także 20 mln zł grzywny.

Słysząc wyrok, Zbigniew spuścił głowę i jak relacjonowali reporterzy „wyglądał jak zmęczony człowiek, który po długiej podróży zrzucił z pleców ogromny ciężar”. Porzucił też wtedy wszystkie teatralne gesty, którymi raczył widzów przez cały proces. Słuchając na przykład mów końcowych, wybuchał płaczem i co chwila wyjmował z kieszeni święty obrazek i wielokrotnie go całował.

Stanisława dostała natomiast o wiele łagodniejszy wyrok - 7 lat więzienia. Z kolei Przemysławę skazano na 2 lata i 6 miesięcy więzienia. Sędziowie przyznali przy tym, że kobieta nie zasługuje na wyższą karę, bo pomagała zabójcy wyłącznie ze strachu, a jej zeznania stanowiły jeden z głównych dowodów obciążających mordercę.

Stanisława i Zbigniew pobrali się w wiezieniu. Ona wyszła na wolność po dwóch latach, a jego zwolniono po sześciu, ze względu na chorobę.


Codziennie rano najświeższe informacje z Lublina i okolic na Twoją skrzynkę mailową.
Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski