Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ks. Józef Trąbka z Lublina o powolnym odchodzeniu

Agnieszka Kasperska
Ks. Józef Trąbka: Dzień Wszystkich Świętych nie powinien być świętem smutnym. To okazja do odwiedzin, prezentów i wspomnień o najlepszych wspólnie spędzonych dniach
Ks. Józef Trąbka: Dzień Wszystkich Świętych nie powinien być świętem smutnym. To okazja do odwiedzin, prezentów i wspomnień o najlepszych wspólnie spędzonych dniach Jacek Babicz
Z księdzem Józefem Trąbką, duszpasterzem Hospicjum im. Dobrego Samarytanina w Lublinie, o powolnym odchodzeniu, wszechogarniającej żałobie, śmierci i o tym, co jest poza nią, rozmawia Agnieszka Kasperska.

Czy księżom łatwiej pogodzić się ze śmiercią niż "zwykłym" ludziom?
Są różni ludzie świeccy i różni księża. Pracuję w hospicjum piąty rok i w tym czasie widziałem różne postawy. Ktoś umiera w ciszy i w spokoju. Jest pogodzony z tym, co się dzieje i szczęśliwy z udanego życia. Wie, że zmierza w dobrą stronę i czeka na to z nadzieją. Z kolei ktoś inny do końca wadzi się z Bogiem i pyta "dlaczego". Śmierć jest dla nas tajemnicą i podchodzimy do niej w bardzo indywidualny sposób. Wykonywany zawód, czy otrzymane święcenia o tym nie przesądzają.

A co ksiądz odpowiada, gdy chory terminalnie pyta: "Dlaczego ja"?
Mówię, że to pytanie jest nieprawidłowe. Jestem głęboko przekonany o tym, że jeśli Pan Bóg daje chorobę to ona musi czemuś służyć. Właściwie zadane pytanie powinno więc brzmieć: "Czemu moja choroba i związane z nią odchodzenie służy?". Pamiętam taki rysunkowy żarcik: Chłopak woła do Pana Boga: "Dlaczego mnie nie wysłuchujesz?" a On odpowiada: "A dlaczego ty mnie nie słuchasz?". Pamięta pani Chrystusową przypowieść o budujących domy?

Jeden stał na piasku, a drugi na skale.
Dokładnie. Wszystko było dobrze dopóki nie przyszła burza, która zweryfikowała podstawy, na których postawiono budynki. Te domy to nasze życie. Chcemy, żeby było bogate i bezpiecznie. I bardzo dobrze! Zarabiajmy, budujmy, uczmy się, zwiedzajmy, zajmujmy stanowiska, ale wszystko to musi być na czymś utwierdzone. Gdy przychodzi konfrontacja z chorobą i ze śmiercią, zwłaszcza z tą, która trwa jakiś czas, widzimy, że potrzebny jest mocny fundament i nietracenie z oczu tego głębszego sensu naszego życia.

Jako matce dwóch wspaniałych małych chłopców trudno mi wyobrazić sobie sytuację, gdy dziecko odchodzi bo ma nowotwór, a ja w jego cierpieniu dopatruję się głębszego sensu.

Jesteśmy tylko ludźmi. Myślimy i zachowujemy się bardzo po ludzku. Nie wszystko też do końca rozumiemy. Nie pracuję w hospicjum dla dzieci i bardzo trudno mi wyobrazić sobie takie rozmowy z cierpiącymi rodzicami. Dzieci w obliczu śmierci są bardzo mądre i podchodzą do niej bardzo zdroworozsądkowo. Z tego co słyszałem od kolegów, kapelanów hospicjów dla dzieci, żałoba rodziców jest jednak zawsze porażająco wielka. Ale kiedy się skończy, a każda żałoba kiedyś się kończy, może przyjść refleksja i myśl, że ten sens jednak jest.

Dalej trudno mi to sobie wyobrazić.
Spróbuję posłużyć się przykładem. Znam rodzinę, w której pierwsze dziecko odeszło chwilę po porodzie. Lekarz powiedział, że już nigdy rodzice nie doczekają się potomstwa. Dlatego postanowili adoptować dziecko. Zanim to jednak zrobili, na świat przyszło dwoje naturalnie poczętych dzieci. Później przyjęli do rodziny dziecko z adopcji, a potem urodziło się im jeszcze jedno dziecko. I wszystko jakby na przekór medycynie. Może po to, by wynagrodzić rodzicom stratę pierwszego dziecka.

Da się tak zastąpić jedno życie drugim?
W naszym, ludzkim, rozumieniu oczywiście, że nie, a na pewno nie do końca. Choroba zawsze jednak czemuś służy, jeśli nawet nie samemu choremu to ludziom z jego otoczenia. Dana jest może po to, żeby pokazać, iż nie wszystko od nas zależy, o czym niektórzy zapominają. Weryfikuje też nasze relacje z Bogiem, drugim człowiekiem i z samym sobą. Pozwala zrozumieć, co jest w tym życiu najważniejsze.

A co jest?
Powiem tak: jeżeli Pan Bóg jest na pierwszym miejscu to wszystko jest na miejscu właściwym. W swoim życiu nie możemy tracić z oczu spraw najważniejszych: miłości, przyjaźni, szacunku do drugiego człowieka, naszej godności. A przecież to wszystko pochodzi od Boga, który w osobie Jezusa Chrystusa przyjął nasze człowieczeństwo.

A co czeka nas po tej drugiej stronie?
Odpowiem porównaniem, które jest może trochę niedoskonałe, ale dobrze oddaje ducha tego, co chcę powiedzieć. Kiedyś Ameryka była kojarzona z miejscem, gdzie panował dobrobyt. Proszę wyobrazić sobie biedną polską rodzinę, której jeden z członków musi płynąć "za chlebem". Żegnamy go z wielkim smutkiem, ale jednocześnie mamy świadomość, że on płynie do lepszego życia. Kiedyś święty Paweł napisał, że gdyby Chrystus nie zmartwychwstał nasze przepowiadanie byłoby daremne. Bylibyśmy bardziej godni politowania niż ktokolwiek na świecie. Zmartwychwstanie jest jednak prawdą, w imię której św. Paweł i wielu wyznawców oddało i oddaje życie. Wszakże statystycznie co trzy minuty we współczesnym świecie ktoś jest mordowany za wyznawanie Jezusa Chrystusa. W tym kontekście powinniśmy inaczej patrzeć na wartość naszego istnienia i życia. Najprościej wprowadzić aborcję i eutanazję. Człowiek jest jednak człowiekiem od poczęcia do naturalnej śmierci, która jest bramą do życia wiecznego.

A kim jest człowiek i gdzie jest po śmierci?
To zależy od tego, jak żył. Jeżeli szukał Boga to będzie przy nim, nawet jeżeli potrzebuje czasu do oczyszczenia. Pewnie większość z nas potrzebuje takiego czasu, bo są grzechy, które widzimy i chcemy wyeliminować. Ale są też takie grzechy, które uważamy za naturalne postępowanie. Mówimy, przecież wszyscy tak robią.

Ucieka mi ksiądz. Chciałabym się dowiedzieć, jak będzie wyglądało moje życie po życiu?
Nie wiem, jak będzie wyglądać. Z rozmów z chorymi z hospicjum wiem, że niektórzy widzieli swoich zmarłych, a inni na przykład czarne rozszalałe psy, czarne wrony. Nie mam jednak pojęcia, czy były to rzeczywiste wizje, czy zmiany mózgowe.

Myśli ksiądz, że to tak jak na obrazkach dla dzieci? Czekają nas męki w kotłach z gotującą się siarką lub rozkosze anielskie?
Absolutnie nie. Kiedyś miałem mówić kazanie o aniołach. Przygotowując się do niego znalazłem słowa świętego Pawła - nie toczymy walki z ciałem i krwią, czyli z drugim człowiekiem tylko z zastępami złych duchów. Bardzo często mówimy "ty jesteś dla mnie aniołem" albo "chyba diabeł w ciebie wstąpił". Porównujemy ich do siebie. Jak przełożyć to na drugie życie? Kiedy krowa patrzy na nas widzi w nas tylko drugie zwierzę, które ma je wydoić i dać jeść. Z kolei my myślimy o aniołach jako o ludziach ze skrzydłami. Diabły to ludzie z ogonem i rogami. Zawsze wyobrażając sobie coś przyrównujemy go do siebie. Nie musi to być jednak zgodne z prawdą.

Nie mamy więc co liczyć na to, że dostaniemy skrzydła.
Dosłownie nie. Jest taka przypowiastka - dwóch panów umówiło się, że ten, który odejdzie pierwszy, przyjdzie do tego drugiego i powie mu, jak tam jest. Ten kto umarł powiedział potem: Wszystko jest zupełnie inaczej niż sobie to wyobrażaliśmy. Sam na swój użytek wyobrażam sobie niebo jako stan szczęścia w świetle Bożej miłości. Pewnie nie poznamy w nim odpowiedzi na wszystkie pytania, ale wtedy to nie będzie już ważne. To będzie wewnętrzna radość i spełnienie. Z kolei piekło będzie smutkiem za tym drugim człowiekiem, za Bogiem. Będzie poczuciem pustki i odsunięcia. Nie mnie osądzać, ale pewnie większość z nas trafi jednak do Boga.

A zatem może nie powinniśmy wpadać w przygnębienie z powodu odejścia bliskich?Dzień Wszystkich Świętych nie powinien być świętem smutnym. To chyba bardziej coś jak imieniny naszych zmarłych. Okazja do odwiedzin, prezentów i wspomnień o najlepszych wspólnie spędzonych dniach. Czym innym jest jednak żałoba. Nawet najbardziej wierzące osoby nie mogą wyzbyć się smutku. Przecież nawet Pan Jezus płakał nad grobem swojego przyjaciela. Chociaż słyszałem taką historię: pewien ksiądz pojechał do zamkniętego klasztoru, w którym panuje cisza. Wchodzi na furtę i widzi, że bracia chodzą i rozmawiają. Pyta furtiana co się stało, a ten odpowiada "Wszystko w porządku. Po prostu jeden z braci umarł i teraz wszyscy się cieszą, że do nieba trafił, dlatego mają dyspensę od milczenia". To jednak ewenement. To, że płaczemy jest naturalną rzeczą. Każde rozstanie łączy się z tęsknotą i smutkiem, a każde spotkanie wiąże się z czymś, czego nie znamy, z niepewnością i lękiem.

Przed nowym jest zawsze strach.
Oczywiście. Można do niego podchodzić jednak na różne sposoby. Podopieczną hospicjum była kiedyś matka siedmiorga dzieci. Wszystkie w tych ostatnich dniach były przy niej.

Wszyscy płakali. Zauważyłem jednak, że ci, którzy byli blisko Kościoła i pielęgnowali wiarę, przychodzili i robili to, co trzeba - myli, karmili, całowali odchodzącą matkę. Inni zaś byli w niewyobrażalnej rozpaczy. Nie omieszkali jednak czynić wyrzutów wobec Pana Boga.

To rodzina. A co z osobami, które dowiadują się, że mają umrzeć?
Najpierw jest niedowierzanie. Potem przychodzi czas handlu z Bogiem: "Zabierz raka, a ja zacznę chodzić do kościoła i będę dobry dla teściowej". Pan Bóg nie jest handlarzem i na takie coś nie reaguje. Dlatego niektórzy do końca nie wierzą, że to już śmierć. W zdecydowanej większości przypadków w tych ostatnich godzinach przychodzi więc pogodzenie z tym, co nieuchronne. Ludzie spowiadają się i to przynosi ulgę. W wielu przypadkach stają się radośni i to nie tylko magia psychologii. Przy umierających jest dużo osobowego zła i po przyjęciu sakramentu wielu zaczyna zupełnie nowe życie.

A kiedy umierający widzą, że ksiądz wchodzi z namaszczeniem chorych, nie boją się?
Niektórzy nawet bardzo. Przyjęło się nazywanie tego sakramentu ostatnim namaszczeniem. Nie myślą, że to sakrament chorych, którego udziela się w różnych przypadkach. Ale ludzie widząc księdza często są przerażeni i zaklinają rzeczywistość - jeśli nie przyjmę sakramentu to nie umrę.

Z naszej rozmowy wynika, że powolne umieranie, kiedy mamy czas na pogodzenie się z Bogiem i ludźmi, jest znacznie lepsze niż szybkie odejście na przykład w wypadku.
Bo tak jest. Czasami ktoś nie umiera, bo czeka na kogoś. Czasami rodzina, którą umierający skrzywdził, przychodzi do niego w te ostatnie dni i wybacza mu. To bardzo ważne dla obu stron. Jednak na śmierć powinniśmy być przygotowani i to w każdym wieku. Modlić się o łaskę dobrej i szczęśliwej śmierci.

W jaki sposób można się do niej przygotować?
Pan Bóg nie wymaga od nas niewyobrażalnego. Wystarczy zwykłe dobre życie według przykazań, bo one są zgodne z naszą naturą, w przyjaźni z Bogiem i z ludźmi. Jeśli nie będziemy nikogo krzywdzić i pielęgnować naszą wiarę, śmierć nie będzie dla nas straszna. Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Agnieszka Kasperska

Kurier Lubelski na Twitterze

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski