Adam Małysz, jakiego nie znacie, czyli mistrz dojrzał do mistrzostwa

Redakcja
Dopiero teraz po wielu latach sukcesów Orzeł z Wisły przestał unikać wywiadów
Dopiero teraz po wielu latach sukcesów Orzeł z Wisły przestał unikać wywiadów
Uwielbia prace w ogrodzie, od młodych lat kocha samochody, jest też miłośnikiem gadżetów. Adam Małysz. Wydawać by się mogło, że wiemy o nim już wszystko. Czy naprawdę? O swoich dwunastu latach z Orłem z Wisły pisze Robert Małolepszy.

Adam Małysz nie zdobył w Vancouver złotego medalu igrzysk olimpijskich. A przecież to było jego jedyne niespełnione sportowe marzenie. Do Polski, do swego domu w Wiśle wrócił jednak jako sportowiec absolutnie spełniony. Na skoczni w Whistler Olympic Park zakończyła się bowiem fascynująca przemiana wielkiego zawodnika w wielkiego mistrza. Nie tylko spełnionego i świadomego swej wartości, ale też otwartego na świat. Także dzięki tej przemianie Adam zdołał wywalczyć w Kanadzie dwa srebrne medale olimpijskie i odeprzeć atak młodych wilków z Gregorem Schlierenzauerem na czele, a przegrać tylko z fenomenalnym Simonem Ammannem. Zresztą jednym z tych, którym tę przemianę Orzeł z Wisły zawdzięcza.

Przemiana? Jaka znów przemiana, zapyta pewnie większość kibiców. Przecież Adam się nie zmienił, wciąż jest taki sam, skromny, uśmiechnięty, nasz chłopak z Wisły. Ale ta przemiana nastąpiła, my - dziennikarze, którzy jesteśmy z nim niemal od początku małyszomanii - wiemy, że obraz, jaki sami często malowaliśmy, był lukrowany.

Jaki w takim razie jest naprawdę Adam. Jaki był kiedyś. Co lubi, czym żyje, o czym marzy?
I w tym momencie pojawia się problem. Choć zrobiłem z nim ze sto wywiadów, w tym kilka całkiem dużych. Przeczytałem kolejnych kilkaset. Tylko gdy się przeciśnie je przez wyżymaczkę, odcedzi pytania wyłącznie sportowe, pozostaje niewiele. Bo Adam tak naprawdę nie lubi, czy raczej nie lubił, za wiele mówić o swoich sprawach osobistych. Jego dom w Wiśle i rodzina to jego twierdza.

Adam kocha samochody, pasjami czyta czasopisma motoryzacyjne. O autach można rozmawiać z nim godzinami. Tak jak o wszelkich elektronicznych gadżetach. To także jego konik

Właśnie dlatego buduje w Wiśle, a w zasadzie już zbudował, a niebawem się przeprowadzi, nowy dom. Nie chce, by go podglądano. Codziennie pod jego piękną, choć wcale nie bardzo dużą willę podjeżdżają wycieczki. Gdy Orzeł lata wysoko i daleko, pod domem parkują autobusy. Gdy podejść trochę bliżej, zawsze trafi się jakiś spacerowicz. Dom jest położony tak, jak to w górach, że jego mieszkańcy nie mają za wiele miejsc, gdzie mogą naprawdę się skryć. Droga, przy której stoi posiadłość, jest położona wyżej niż działka. Spragnieni widoku mistrza turyści mogą więc podpatrzeć, co robi w ogrodzie.

A że lubi robić wiele, można na Adama popatrzeć w zupełnie niesportowych sytuacjach. Gdy kopie, sadzi, sieje, podlewa. Małysz po prostu kocha prace ogrodowe. To jedna z jego największych pasji. Kilka lat temu prasę obiegły jego zdjęcia na małym ciągniku, którym "obrabia" ogród. Małysz rolnik czasami jest nie do poznania. Sam lubi opowiadać anegdotę z czasów, gdy drzewa, którymi obsadził gęsto płot, były na tyle małe, że z drogi było widać każdy jego ruch. Razem ze szwagrem, ubrany w gumiaki, z kapturem na głowie, umorusany, mieszał beton. - Panie, a Małysz to będzie - krzyknęli turyści gapie zza płotu, nie przypuszczając, że mistrz właśnie bawi się w murarza. - Nie będzie, wyjechał - odpowiedział Adam. Nie pierwszy i nie ostatni raz uciekł w ten sposób przed kibicami.

Oczywiście nie oznacza to, że nie rozmawia z ludźmi, nie lubi nawet tych natrętnych kibiców, nie rozdaje autografów. Gdy wychodzi z domu, zawsze ma przy sobie partię kartek pocztowych ze swoją podobizną i oryginalnym autografem. - Ile ich podpisałem? Tylko tych moich, oryginalnych, ponad 100 tysięcy. Ile podetkniętych przez ludzi, nawet nie liczę - mówi. - Mój rekord w rozdawaniu autografów to siedem godzin non stop podczas Majówki z Małyszem, którą w czasach największej popularności organizowano dla mnie w Wiśle - dodaje.
Jakie ma jeszcze pasje, poza ogrodem? O skokach w tym tekście miało nie być ani słowa, a to z całą pewnością wciąż dla Adama jest pasja, a nie tylko zawód. Czas więc na samochody. O autach mistrz może opowiadać godzinami, co zresztą pokazał w swym ostatnim dużym wywiadzie, jakiego udzielił polskim dziennikarzom jeszcze w Vancouver.

Luksusowe BMW, wcześniej dwa modele Jeepa, podrasowana beemka - to auta, którymi podróżował od czasów, gdy stał się sławny i bogaty. Historię o golfie dwójce, na którego zbierał, nim osiągnął sukcesy, przypomniał właśnie w Vancouver. Po swym pierwszym triumfie w PŚ, na skoczni w Oslo, zamiast "dwójki" kupił sobie od razu "trójkę". Później było Audi A3. Wszystkie ściągane z Niemiec, wszystkie "lekko bite". Adam sam je klepał i składał.

Kocha samochody, uwielbia nimi jeździć. Pasjami czyta czasopisma motoryzacyjne. O autach można rozmawiać z nim godzinami. Tak jak o wszelkich elektronicznych gadżetach. To także jego konik

Z audi wiąże się zresztą ciekawa historia. Samochód Adam musiał bowiem sprzedać, gdy przycisnęła go bieda. To było w czasach, gdy nie kwalifikował się do II serii i na poważnie zaczął myśleć o rzuceniu nart i rozpoczęciu kariery dekarza. Gdy sprzedawał A3, żona pocieszała go, że niedługo, jak znów zacznie zwyciężać, kupi jej wchodzący właśnie na rynek model A4. Kilka miesięcy później wygrał dokładnie taki podczas Turnieju Czterech Skoczni. Swoją drogą tej nagrody nigdy nie odebrał. Gdy przeliczył, ile kosztowałoby go sprowadzenie auta do Polski, zapłacenie wszelkich możliwych podatków, okazało się, że mógłby kupić u nas w salonie całkiem nowe auto. Niemcy wypłacili mu więc równowartość samochodu, ale zaraz potem skasowali 40 proc. podatku od nagród. Audi A4 Adam żonie jednak kupił. Już w Polsce. Jako zwycięzca Turnieju Czterech Skoczni i nagłe objawienie w skokach dostał taką zniżkę, że to 60 proc. z Niemiec wystarczyło. - Ale pierwszym moim samochodem był oczywiście maluch - wspomina. - Klepany, skręcany, sam go robiłem ze szwagrem.

Przy okazji malucha Adam lubi opowiadać historię, jak to tym wehikułem postanowił pojechać na zgrupowanie do Czech. To było jeszcze za trenera Mikeski. Auto miało jeden feler - nie można było gasić silnika, a w trakcie drogi okazało się, że hamulce są raczej tylko na pokaz. Wszystko szło dobrze do momentu, gdy Adam dojechał do przejścia granicznego. - Było puste. Myślałem, że mogę jechać bez zatrzymania. Odetchnąłem. Ale gdy już wjechałem na granicę, z budki wyskoczył strażnik. No i musiałem się zatrzymać. Hamowałem silnikiem. Udało się, ale silnik zgasł. Pogranicznik o mało mnie nie aresztował za próbę przejazdu przez granicę bez zatrzymania. Jakoś udało mi się go udobruchać. Na szczęście droga biegła z górki, więc i odpalić maluszka też się udało. Tylko wracać do Polski musiałem w nocy. Chodziło o to, by światła na skrzyżowaniach były już wyłączone. Bo hamulców wciąż nie miałem -wspomina dziś ze śmiechem.

Adam kocha samochody, uwielbia nimi jeździć. Za czasów Apoloniusza Tajnera bardzo często sam kierował autem podczas podróży na zawody. Dopiero Heinz Kuttin przekonał go, że kierując, musi się męczyć, a powinien odpoczywać.

Pasjami czyta czasopisma motoryzacyjne. O autach można rozmawiać z nim godzinami. Tak jak o wszelkich elektronicznych gadżetach. To także jego konik. O czym jeszcze?
Na pewno nie o pieniądzach, choć to się ostatnio zmienia. Adam przyznaje, że zarobił sporo, ale nie lubi wydawać. Ci, którzy go znają, mówią, że jest wyjątkowo oszczędny. Każdą złotówkę ogląda dwa razy, zanim ją wyda.

W stosunkach z ludźmi na pierwszy rzut oka jest otwarty, ale bardzo dużo czasu musi minąć, by komuś naprawdę zaufał. Ale czy to może dziwić? Apoloniusz Tajner, trener, który doprowadził Adama do trzech Pucharów Świata, przyznaje, że w jego domu bywał niezwykle rzadko. Nawet dobrzy znajomi mistrza twierdzą, że dom jest dla niego oazą, do której wpuszcza tylko absolutnie najbliższych, głównie rodzinę.
- Brakuje mu przyjaciela. Ma wielu znajomych, ale przyznał się, że takiego prawdziwego kumpla, powiernika, którego byłby pewny, że jest z nim nie dlatego, że jest wielkim Małyszem, a po prostu zwykłym Adamem z Wisły, nie ma. To dla niego wielka strata - opowiada dziennikarz TVP Sebastian Szczęsny, który jest prywatnie dobrym znajomym skoczka. Uczył go niemieckiego, był przez pewien czas nawet włączony do ekipy skoczków, właśnie po to, by pomóc im w nauce języka. - Jest bardzo uczciwy wobec innych. Jeśli coś mu się nie podoba, potrafi to powiedzieć prosto w oczy. Tak jak jest, bez kręcenia. Najważniejsza jest dla niego rodzina. I to nie jest żadna poza. On naprawę uwielbia spędzać czas w domu z żoną, córką, teściami i rodzicami…

Polityka, wiara, inne ważne tematy? Małysz jest ewangelikiem. To wszyscy wiedzą. W jednym z wywiadów powiedział, że dla niego ogromnym autorytetem był Jan Paweł II. Do kościoła chodzi rzadko. W weekendy przecież startuje. Wiarę często jednak podkreśla i ci, którzy go znają, twierdzą, że Bóg jest dla niego bardzo ważny.

Polityka? Oglądał komisję Rywina. - Niezły to był kabaret - przyznał później. Pochwalił też publicznie Jana Marię Rokitę. Ale to było kilka lat temu, w książce "Adam Małysz -moje życie", za którą do dziś nie dostał honorarium.

Za to politycy lubią o nim mówić i grzać się w jego cieple. Wedle plotek były prezydent Aleksander Kwaśniewski miał nawet budować się obok domu Adama w Wiśle. Dziś wiadomo, że - niestety - to nie będzie dom prezydenta, ale luksusowy apartamentowiec. Właśnie dlatego mistrz ucieka do nowego gniazda. Do podglądania z drogi już się przyzwyczaił, ale od balkonów za płotem nie da się oddzielić drzewami.

Aleksander Kwaśniewski był swoją drogą jednym z największych fanów Adama. W czasach prezydentury regularnie bywał na zawodach PŚ w Zakopanem. Jak wieść niesie, były prezydent mocno przyczynił się do powstania skoczni w Wiśle-Malince, która dziś nosi imię Adama Małysza. Od mistrza dostał jednak kiedyś prztyczka w nos. W jednej z uroczystości w Wiśle, w której brał udział Aleksander Kwaśniewski, mistrz odmówił udziału. Prezydent czekał naprawdę długo.

Sodówka? Może trochę. Adam dziś przyznaje, że nie był gotów na małyszomanię, że nie raz, nie dwa nie umiał się zachować. I przeprasza. - On się wręcz buntował przeciwko temu, co działo się wokół niego. Chciał oczywiście skakać, trenować, no i zarabiać. Ale bardzo chciał być wciąż spokojnym człowiekiem. Żyć normalnie. Długo nie mógł zrozumieć, że tak się nie da, że bez sponsorów, dziennikarzy, polityków nie osiągnie swoich celów - opowiada jedna z osób z otoczenia Adama.
Szczególnie przechlapane u mistrza mieli dziennikarze. Wśród żurnalistów do dziś krążą legendy na temat ich przygód z Adamem. Ja sam należałem do jego "ulubionych" dziennikarzy. Nieraz bywało, że grupa dorosłych facetów bała się podejść do niego. Nie daj Boże, by któryś zadał mu pytanie po pierwszej serii konkursu. Trzy dni warowania pod drzwiami hotelu, w którym mieszkał Adam, po kilka godzin dziennie w nadziei na wywiad, którego ostatecznie nie udawało się zrobić? Zdarzało się. Zdarzało się mistrzowi rzucić do tłumu dziennikarzy: nienawidzę was.

To już jednak przeszłość. Z roku na rok Adam otwierał się. Przed tym sezonem poprosił związek o aparat, na który mogliby dzwonić do niego dziennikarze. Telefoniczny wywiad z mistrzem? Wcale nie tak dawno to brzmiało dla większości żurnalistów jak zaproszenie na lot w kosmos. Ba, jeszcze rok temu w TVP pewnie nikt nawet nie wpadłby na pomysł, by zaprosić Małysza jako współkomentatora do kabiny, jak zrobił to w listopadzie w Kuusamo Włodzimierz Szaranowicz. Z całą pewnością Adam by się nie zgodził. Czy to oznacza, że teraz zacznie pojawiać się w talk-show, wystartuje w "Tańcu z gwiazdami" i nie każe już nigdy czekać na siebie prezydentowi RP. To ostatnie jest pewne. Na talk-show może jeszcze za wcześnie. Mistrz wciąż chce bowiem trenować i startować. Ale za rok, dwa? Czemu nie. Adam jest już gotów.
Bo on się wreszcie pogodził z tym, że jest wielką gwiazdą. Bohaterem milionów Polaków, spełnionym i - co ważne - pogodnym mistrzem.

A co ma do tego Ammann? To od Szwajcarów Adam uczył się luzu i pogody ducha, którą pokazuje nam od początku tego sezonu co dnia, która będzie go niosła jeszcze przez kilka lat, i to daleko.
Leeeć Adam, leeć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl