Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

II edycja Festiwalu Kody, czyli Muzyczna liga mistrzów

sd
ARVO PÄRT 22 maja w Filharmonii Lubelskiej
ARVO PÄRT 22 maja w Filharmonii Lubelskiej materiały prasowe
Wciągu zaledwie dwóch lat festiwal Kody sprawił, że Lublin zaczyna kojarzyć się z wydarzeniami muzycznymi najwyższej rangi. I nawet brak Lou Reeda tego nie zmieni.

Mój ulubiony komentarz na jednym z forów internetowych brzmi: "to jakaś liga mistrzów!!!" i dotyczył listy wykonawców zaproszonych na tegoroczną imprezę. Faktycznie, jest to muzyczna liga mistrzów. Takie nazwiska jak Arvo Pärt, Philip Glass, John Zorn, Laurie Anderson, czy w końcu Bill Laswell, który wskoczył w miejsce Lou Reeda byłyby ozdobą każdego światowego festiwalu.

- Wiele koncertów na liście Kodów to projekty ryzykowne, odważne - mówił szef "Rozdroży", Mirosław Haponiuk.

Do tej grupy "odważnych" można zaliczyć większość projektów festiwalu. Pamiętajmy jednak, że odważny nie jest synonimem słowa "nieprzystępny".

Bo czy Vienna Vegetable Orchestra to odważna muzyka? Na pewno tak, nie każdy wyskoczyłby na scenę z (pardon le mot) ogórkiem i dynią w ręce. Ale to równocześnie rewelacyjna, bardzo atrakcyjna nawet dla laika muzyka. Podobnie jest z Glassem, który teoretycznie jest minimalistą, a w praktyce kompozytorem muzyki zdolnej poruszyć każdego, bez względu na stopień znajomości "dwudziestowiecznej poważki". Najmniej kłopotu jest prawdopodobnie z Pärtem. Mimo iż Estończyk związany jest z tzw. sztuką wysoką, to jego mistyczny, metafizyczny wręcz przekaz jest uniwersalny. Specjalne miejsce proponuję zarezerwować dla Małych Instrumentów. Ich muzyka inspirowana jest najtęższymi głowami nowoczesnej kameralistyki, ale szczególnie podoba się... dzieciom. A co dopiero dorosłym...

Jak będzie za lat kilkanaście, gdy Kody będą już renomowanym wydarzeniem o światowym zasięgu (w co wierzę?). Aż strach pomyśleć.

JOHN ZORN

Pytanie: "Jaką muzykę gra John Zorn"? nie ma żadnego sensu. Lepiej pytać: "Jakiej muzyki NIE GRA John Zorn"?

Ten urodzony w Nowym Jorku multiinstrumentalista traktuje style muzyczne, jak poligamista kobiety: Wiąże się wciąż z nowymi gatunkami, nie zrywając z poprzednimi. Ze swoimi formacjami Masada i Electric Masada tworzy muzykę inspirowaną tradycją żydowską; z Naked City i Pain Killer nagrywał jazzową odmianę thrash-metalu/thrashmetalową odmianę jazzu* (niepotrzebne skreślić); pisał mnóstwo muzyki filmowej - jego dyskografia soundtracków liczy 23 pozycje. Tworzył też współczesną kameralistykę, np. z Moonchild Trio. Sam Zorn z pewnością nie lubi być nazywany jazzmanem: Taka szufladka jest po prostu dla niego zbyt płytka. Ale pięćdziesięciosiedmioletni Amerykanin to nie tylko muzyk. To także, a może przede wszystkim, mózg operacji zwanej Tzadik Records, jednej z najbardziej aktywnych wytwórni muzycznych na świecie, mającej na koncie ok. 400 wydanych krążków. Powołał też do życia nowojorski klub The Stone, który utrzymuje się wyłącznie z biletów i w którym to koncertował z Anderson i Reedem. Z tego koncertu powstała płyta "The Stone: Issue Three". Materiał z niej usłyszymy już jutro.

Swoją drogą, ciekawe, czy muzyk, który stworzył projekt o nazwie Radykalna Kultura Żydowska, wiedział wcześniej o Widzącym z Lublina Jakubie Horowicu?

Sobota, Dziedziniec Zamku Lubelskiego, godz. 21.00 Bilety 120-150 zł
LAURIE ANDERSON

Nie jest instrumentalistką. Nie jest wokalistką. Nie jest performerką. Nie jest poetką. Jest tym wszystkim naraz. Laura Phillips Anderson to artystka wielowymiarowa i takie też są jej występy. Łączy w nich elementy współczesnego tańca, projekcje wideo, ascetyczną z reguły muzykę, współczesną poezję i teatr. Ale grywa też koncerty, w których koncentruje się wyłącznie na słowie i dźwięku.

Już same początki jej kariery wskazywały drogę, jaką pójdzie w przyszłości: Ścisłą awangardę. Anderson skomponowała bowiem symfonię rozpisaną na klaksony samochodowe. Jedną z jej najlepszych i najbardziej znanych prac, był performance "Duety na lodzie". Występowała w nim grając na skrzypcach z założonymi łyżwami, których ostrza przymarznięte były do lodowego bloku. Występ kończył się, gdy blok topniał. Laurie imała się wielu zajęć. Pracowała jako krytyczka sztuki, rysownik komiksów, nauczycielka sztuk plastycznych. Najbardziej dochodową "pracą" było z pewnością nagrywanie dla Warner Brothers. Jej pierwszy singiel "O Superman (For Massenet)", oparty na arii z opery "Le Cid", znalazł się na drugim miejscu amerykańskiej listy przebojów. Anderson, prywatnie żona Lou Reeda, jest też... wynalazcą. Skonstruowała instrumenty o nazwach tape-bow violin i talking stick.

Sobota, Dziedziniec Zamku Lubelskiego, godz. 21.00 Bilety 120-150 zł

BILL LASWELL

"Ludzie boją się tego, czego nie znają. Nie wiedzą, z czym to powiązać. To zagraża ich bezpieczeństwu, ich egzystencji, karierze, wizerunkowi" - tak Bill Laswell odpowiedział w jednym z wywiadów na pytanie o rolę eksperymentu w muzyce. Akurat ten facet wie, o czym mówi. Bill Laswell ma właściwie eksperyment na drugie imię.

Jak napisał o nim krytyk Chris Brazier: "Ulubionym konceptem Laswella jest muzyka kolizyjna", która polega na zbieraniu muzyków z kompletnie różnych, ale uzupełniających się obszarów i obserwowanie, co z tego wyjdzie."

Ten amerykański basista, klawiszowiec, gitarzysta i producent brał na warsztat piosenki Boba Marleya, eksplorował nieznane obszary awangardy z grupą Praxis, remiksował utwory Nine Inch Nails, Stinga i Ozzy’ego Osbourne’a, szukał dla siebie miejsca w drum’n’bassie, jazzie, muzyce elektronicznej, funku, hip-hopie, ale i popie (grał dla Petera Gabriela), czy rocku (kolaboracja z Mickiem Jaggerem). I czy w tym kontekście kogokolwiek zaskoczy informacja, że nagrywał muzykę gnawa, czyli tradycyjny folklor Maroka? Dla nas najważniejszym faktem jest współpraca Laswella z Johnem Zornem i Laurie Anderson. Daje to gwarancję, że sobotni koncert będzie można nazwać "muzyką kolizyjną". I że będzie to komplement.

Sobota, Dziedziniec Zamku Lubelskiego, godz. 21.00 Bilety 120-150 zł

ARVO PÄRT

"Metafizyka"; "mistycyzm"; "asceza"; "średniowiecze"; "kontemplacja" - to najczęstsze epitety, z którymi można spotkać się w opisach muzyki estońskiego kompozytora, Arvo Pärta. I większość z nich jest trafna, choć odnosi się głównie do drugiego okresu twórczości kompozytora. Mniej więcej od drugiej połowy lat 70. Pärt tworzy wiele utworów inspirowanych muzyką średniowieczną. Wcześniej przez kilka lat milczy. Nie pisze niczego, nie widząc sensu komponowania.

Pärt do Lublina prawdopodobnie nie zawita. W Lublinie usłyszymy jednak jego podniosły "Cecilia, Vergine Romana", napisany na chór i orkiestrę, a skomponowany na igrzyska Olimpijskie w 2006 r. w Turynie. Utwór zamieszczony na najnowszej płycie "In Principio" wykonają lubelscy filharmonicy pod batutą Cema Mansura. Całe "In Principio" wciąż posiada ten religijny, mistyczny wymiar muzyki Estończyka, który przysporzył mu światowej popularności. Z tym że jego słynna technika "tintinnabuli" i redukcjonizm zaczerpnięty z praktyk mnichów ze Świętej Góry Atos - tzw. hezychazm - są tu obecne w niepełnym wymiarze, a czasem nie ma ich wcale. Mniej tu nawiązań do gregoriańskich monofonii, więcej do osiemnastowiecznych form oratoryjnych. Lubelski koncert ma jeszcze dwa, ogromne walory. Swoją polską premierę będzie miała "Symfonia nr 4 Los Angeles", a Pärtowska wersja gregoriańskiego hymnu "Veni Creator" zostanie wykonana po raz pierwszy na świecie!

22 maja, Filharmonia Lubelska, godz. 19.00 Bilety 100 zł

CEM MANSUR

Turecki dyrygent Cem Mansur to człowiek do zadań specjalnych. Dyrygował pierwszym wykonaniem niedokończonej opery Edwarda Elgara "The Spanish Lady" w Londynie w 1985 r., pracował także przy operze Jacques’a Offenbacha "Whittington", zaprezentowanej na City of London Festival w 2000 roku (po raz pierwszy od dziewiętnastowiecznej premiery dzieła), dzierżył batutę podczas premiery europejskiej premiery "Symfonii nr 4 Los Angeles" Arvo Pärta, wykonywanej przez Orquesta Filarmónica de Helsinki w zeszłym roku. Dlatego wydaje się dyrygentem idealnym do wykonania światowej premiery "Veni Creator" Arvo Pärta.

Niewiele brakowało, by urodzony w Stambule Mansur za pulpitem w ogóle nie stanął. Początkowo miał zostać inżynierem (odebrał nawet wykształcenie w tym kierunku), ale na szczęście dla melomanów rozpoczął także edukację muzyczną. Ukończył City University i Guildhall School of Music w Londynie, kształcił się u Leonarda Bernsteina na Los Angeles Philharmonic Institute. Do tej pory występował z orkiestrami m.in. w Holandii, Finlandii, Francji, Rumunii, Izraelu, Republice Południowej Afryki, Rosji, Szwecji i Meksyku.

Dyrygował tak wybitnymi filharmonikami, jak Britten Sinfonia, Royal Philharmonic Orchestra, English Chamber Orchestra, London Mozart Players, City of London Sinfonia, czy BBC Concert Orchestra. Jest laureatem nagrody Ricordi Award

22 maja, Filharmonia Lubelska, godz. 19.00 Bilety 100 zł

MAŁE INSTRUMENTY

Jak brzmi kontrabas, perkusja czy wiolonczela wie prawie każdy. Ale jak brzmi kupiona gdzieś na targu dziecięca nakręcana zabawka, malutki fortepian albo minigitara elektryczna? O tym trzeba się przekonać, idąc na koncert zespołu Małe Instrumenty, który ma właśnie takie instrumentarium. Wrocławska grupa zagra z towarzyszeniem chóru La Musica powstałego przy Szkole Podstawowej nr 16 w Lublinie.

Sześcioosobowa formacja występowała już u nas w 2009 roku podczas pierwszej edycji festiwalu Kody i była jego prawdziwą ozdobą. Wtedy na dziedzińcu klasztoru oo. Dominikanów artyści zaprezentowali muzyczny spektakl o elektrowni dźwięku, który zaskakiwał humorem, profesjonalizmem, odkrywczością. Teraz jednak zaprezentują coś dedykowanego specjalnie na tegoroczne Kody: koncert (a może raczej spektakl muzyczny?) o nawie "Wyliczanki polskie". Pomysł wziął się z fascynacji Pawła Romańczuka, kompozytora grupy, dziecięcymi rymowankami z różnych stron świata. Początkowo z formacją mieli wystąpić mali amatorzy z któregoś z lubelskich podwórek. Okazało się jednak, że materiał muzyczny był tak trudny, że trzeba było zaangażować do "Wyliczanek polskich" specjalistów z La Musica.

20 maja, Wirydarz Dominikanów, ul. Złota 7, godz. 18.30 Bilety 10 zł (karnet na cały dzień festiwalowy)
STEINDOR ANDERSEN

Andersen jest kvaedamadurem, czyli wykonawcą islandzkich pieśni epickich i prezesem IDUNN - Towarzystwa Islandzkich Pieśni Tradycyjnych Rimur i Intonacji. Jest też rybakiem, kapitanem statku "Idunn", ojcem córeczki o imieniu Idunn, a kiedyś pracownikiem firmy Idunn (Idunn to także imię bogini młodości - i jak tu nie mówić o magii nazw?) Artysta może być znany fanom islandzkiego zespołu Sigur Ros, z którym śpiewał na epce "Rimur", wydanej w 2001 roku w zaledwie tysiącu egzemplarzy. W zeszłym roku Islandczyk pojawił się na lubelskim festiwalu Najstarsze Pieśni Europy. Tradycja rimur sięga podobno czasów wikingów i wywodzi się od skaldów. To znaczy dworskich islandzkich poetów, nie polskiego zespołu. Jedna z takich pieśni może trwać nawet do 40 godzin, a zwrotki liczy się w setkach. Wszystkie zaczynają się od tej samej litery i dzielą się na tzw. rimnahaettir, których funkcjonują setki wariacji.

Islandczyk sztuki śpiewania rimur nauczył się od swojego dziadka i od tamtej pory bezustannie propaguje tę muzykę wśród młodszych pokoleń. Warto zauważyć, że ma trudne zadanie, bo rimur nie tylko nie są popularne, ale w połowie XX wieku chciano się ich pozbyć, jako "konserwatywnych, nudnych utworów o małej wartości poetyckiej", cytując islandzkiego poetę Siguroura Nordala. Tymczasem jednak, Andersen wojnę o rimur wygrywa.

21 maja, bazylika Dominikanów, ul. Złota 7, godz. 19.30 Bilety 10 zł (karnet na cały dzień)

VIENNA VEGETABLE ORCHESTRA

Na stronie zespołu jest zakładka "Najczęściej Zadawane Pytania". Jednym z pierwszych jest "Czy członkowie VVE są wegetarianami?". Odpowiedź: "Nie. I nie zadawajcie więcej tego pytania, bo słyszeliśmy je chyba z trzy miliony razy". Tylko czy można się dziwić, że fani o to pytają, jeśli gra się na instrumentach wykonanych tylko i wyłącznie z warzyw (sporadycznie pojawiających się w muzyce Austriaków noży i mikserów nie liczymy)?

Powstała w 1998 roku Wiedeńska Orkiestra Warzywna może wydawać się wygłupem, tanią sztuczką. W końcu kto poważny rozpisuje aranżacje na cuke-o-phone, czyli ogórkofon albo radish-marimbę (rzodkiewkową marimbę)? Cóż, ktoś, kto deklaruje miłość do muzyki Steve’a Reicha, Johna Cage’a, Radian, Christiana Fennesza, Aphex Twin, Merzbowa, Johna Zorna, Franka Zappy raczej szaleńcem nie jest.

Wbrew pozorom niebanalne są też kompozycje. Oparte głównie na rytmie utwory zawierają pewną dozę warzywnej improwizacji i odnoszą się do twórczości Kraftwerk lub Harry’ego Partcha. A najlepsze jest to, że po każdym koncercie jedenastoosobowa formacja ze swoich instrumentów gotuje zupę, zawsze o innym smaku i częstują ją publikę. Spróbujcie wy tak zrobić, rockmani!

20 maja, Wirydarz Dominikanów, ul. Złota 7, godz. 21.00 Bilety 10 zł (karnet na cały dzień)

TADEUSZ SUDNIK

Policzmy, w ilu "artystycznych wcieleniach" odnajduje się Tadeusz Sudnik. A więc: założyciel Studia Dźwięków Niemożliwych, pracownik Studia Eksperymentalnego Polskiego Radia, współpracownik festiwalu Warszawska Jesień i Polskiego Towarzystwa Muzyki Współczesnej, kompozytor muzyki teatralnej (np. muzyka dla Teatru Wielkiego do spektaklu baletowego "Pejzaż Nocą"), filmowej ("Wielkie dusze, małe cuda"), baletowej, współpracownik Tomasza Stańki, Dom Um Romao z zespołu Weather Report, Sonny’ego Sharrocka, Gary’ego Thomasa, Adriana Mearsa, Apostolisa Anthimosa, Andrzeja Mitana, Janusza Skowrona, Michała Miśkiewicza, Helmuta Nadolskiego, Włodzimierza Kiniorskiego, Kuby Sienkiewicza, Aleksandra Koreckiego, Andrzeja Przybielskiego, Adama Pierończyka, Krzysztofa Knittla, Mieczysława Litwińskiego, realizator nagrań, performer. No i koncertujący muzyk, który grał w projekcie Freelectronics z Tomaszem Stańką na albumie "Switzerland" i w grupie Kawalerowie błotni, z którą koncertował w... lasach i na łąkach. Ostatnio koncertuje z międzynarodowym projektem Transylvaniana.

Sudnik jest pionierem polskiej muzyki elektronicznej (wykorzystuje syntezatory, grooveboksy, automaty perkusyjne), ale jest to elektronika z ludzką twarzą, bliska dźwiękom natury. W niedzielę wystąpi w projekcie "Dzwony" z Szabolsc Esztényiem.

16 maja, Wirydarz Dominikanów, ul. Złota 7, godz. 20.00 Bilety 10 zł (karnet na cały dzień)
SZABOLCS ESZTENYI

Esztényi to nie tylko pianista doskonale wykształcony (Studiował grę na fortepianie w klasie Margerity Trombini-Kazuro i kompozycję u Witolda Rudzińskiego (oba dyplomy z wyróżnieniem) w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej w Warszawie), utytułowany (jest laureatem I nagrody I Ogólnopolskiego Konkursu Improwizacji Fortepianowej, medalistą Związku Kompozytorów Polskich za popularyzację polskiej muzyki współczesnej, laureatem "Orfeusza" przyznawanego przez Sekcję Krytyków Stowarzyszenia Polskich Muzyków i dorocznej Nagrody Związku Kompozytorów Polskich). To artysta z otwartą głową i prawdziwy intelektualista klawiatury.

- (...) muzyka to tworzenie i odtwarzanie. Zarówno kompozytor, jak i wykonawca, powinni czuć obie te dziedziny. Chciałbym, żeby kompozytor miał radość wykonawczą, a wykonawca - poczucie tworzenia. Improwizacja jest takim aktem twórczo-odtwórczym, dzięki któremu muzyk może się harmonijnie rozwijać - mówił w wywiadzie dla pisma Studio.

Ważne miejsce w twórczości mieszkającego w Polsce Węgra zajmuje pedagogika. Ta na poziomie akademickim - od 1998 jest profesorem sztuk muzycznych - ale i ta dotycząca najmłodszych. Kto chce sprawdzić, jak awangardysta tworzy dla dzieci, niech sprawdzi jego "Miniatury fortepianowe".

16 maja, Wirydarz Dominikanów, ul. Złota 7, godz. 20.00 Bilety 10 zł (karnet na cały dzień)

YANNIS KYRIAKIDES

"Oto muzyka klasyczna w trakcie powstawania" - tak opisał kompozycję Kyriakidesa, "a conSPIracy cantata" magazyn The Wire, który dla współczesnej muzyki jest tym, czym dla starożytnych Greków wyrocznia w Delfach. Podobnego zdania o utworze było jury Gaudeamus International Composers Award, które w 2000 r. uhonorowało urodzonego na Cyprze Kyriakidesa główną nagrodą, oraz jurorzy Prix Ars Electronica 2006. Urodzony w 1969 r. artysta wyemigrował do Wielkiej Brytanii w 1975 roku i w jego pracach można dostrzec ślady obydwu kultur. Z jednej strony sięga po ultranowoczesną elektronikę i jak najbardziej współczesne techniki twórcze (łączy też dźwięk z animacją wideo, a jego dzieła można nazwać multimedialnymi operami). Z drugiej, w niektórych utworach można doszukać się antycznych skal muzycznych. Kyriakides, powoli stający się bardzo ważną postacią europejskiej elektroakustyki, nie ma oporów przed współpracą z muzykami z kompletnie innego świata.

Takim przypadkiem były płyty nagrane z holenderskim gitarzystą Andym Moorem z zespołu punkowego The Ex.

Na Kodach Kyriakides wystąpi z Antimosem Apostolisem, Grigorisem Ikonomu i Jorgosem Skoliasem w "spektaklu dźwiękowym" "Odyseja".

17 maja, Wirydarz Dominikanów, ul. Złota 7, godz. 20.30 Bilety 10 zł (karnet na cały dzień)

GOŚKA ISPHORDING

Gośka Iphording jest z pochodzenia lublinianką, choć nie wspomina tego w żadnym miejscu na swojej stronie internetowej, ani Twitterze. Nie, żebym komukolwiek cokolwiek chciał wypominać - po prostu miło będzie mieć tego świadomość oglądając i słuchając Isphording na żywo. Bo ta jest artystką o - można to już powiedzieć - światowej renomie. Młoda klawesynistka odebrała wykształcenie w Krakowskiej Akademii Muzycznej i w Royal Conservatory of The Hague w Holandii. Mimo że jej zainteresowania początkowo obejmowały głównie muzykę dawną, to renomę przynoszą jej wykonania muzyki współczesnej. Renomę i nagrody, trzeba dodać. Gośka jest laureatką Międzynarodowego Konkursu Współczesnej Muzyki Kameralnej im. Krzysztofa Pendereckiego i The International Gaudeamus Interpreters Competition w Rotterdamie.

Jak na artystkę z kręgu muzyki współczesnej przystało, Isphording wykorzystuje swój historyczny instrument na wszelki możliwy sposób: także jako zestaw perkusyjny.

W niedzielę na Kodach w Wirydarzu oo. Dominikanów razem z kompozytorką Katarzyną Głowicką wykona materiał "Quasi Rublov", inspirowany wspaniałym filmem Andrieja Tarkowskiego "Andriej Rublow". Jest to połączenie muzyki klawesynowej, elektroniki i prezentacji wideo. Punktem wyjścia dla występu jest dzwon - bardzo ważny element w obrazie Tarkowskiego.

16 maja, Wirydarz Dominikanów, ul. Złota 7, godz. 21.00 Bilety 10 zł (karnet na cały dzień)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski