Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Warszawska Jesień? Lubelska wiosna! Kody zakończone

Paweł Franczak
Na finał Kodów usłyszeliśmy muzykę Arvo Pärta. Dyrygował Cem Mansur
Na finał Kodów usłyszeliśmy muzykę Arvo Pärta. Dyrygował Cem Mansur Małgorzata Genca
Na zakończonym w sobotę festiwalu Kody zdarzały się koncerty fatalne, przeciętne, bardzo dobre i rewelacyjne. Ale same Kody należały do tej ostatniej kategorii.

Zacznę od końca. Sobotni, zamykający całą imprezę koncert z muzyką Arvo Pärta należał do gatunku bardzo udanych (za sprawą świetnego prowadzenia lubelskiej orkiestry przez Cema Mansura) i bardzo wyczekiwanych (bo w sobotę lublinianie jako pierwsi na świecie usłyszeli "Veni Creator" estońskiego kompozytora). Mansura można porównać do Beenhakkera, przynajmniej z pierwszego okresu pracy z polską reprezentacją. Sprawił, że lubelscy filharmonicy zagrali na najwyższym możliwym poziomie, z czym do tej pory bywało różnie. Bardzo dobrze wypadła polska premiera "Czwartej symfonii", a znakomicie wręcz "Cantus in Memory of Benjamin Britten". Za to premiera światowa - przerobiony hymn kościelny - nie wzbudziła większych emocji, oprócz naturalnego w takiej sytuacji poczucia dumy, że ktoś taki jak Pärt pisze na zamówienie lubelskiego festiwalu.

To poczucie nie opuszczało zresztą odbiorców Kodów od początku. Pal sześć, że trio Zorn/Anderson/Laswell nie spełniło oczekiwań, nieistotne, że nie było Reeda. I tak byliśmy świadkami Najważniejszego Wydarzenia Kulturalnego w Historii Lublina. Przepraszam za duże litery, ale nie sposób się nie ekscytować, gdy cała Polska zachwyca się naszymi koncertami. Nie można nie pękać z dumy, gdy fani muzyki z całego kraju pękają z zazdrości, nie chwalić się, skoro inni nas chwalą. Okazało się, że przemyślanym programem i umiejętną promocją można nie tylko przeskoczyć zmurszałą Warszawską Jesień, ale i wiele europejskich festiwali.

Jasne, zdarzały się na Kodach rzeczy wątpliwej jakości, jak np. Northwest, który z folkorem miał tyle wspólnego, co biały miś w Zakopanem, ale bywały i rzeczy genialne. Kto widział i słyszał koncerty Philipa Glassa czy duet Esztenyi/Sudnik, ten wie, o czym mowa. Przy tym wszystkim organizator Kodów, ośrodek Rozdroża, nie dał się zwieść na manowce "muzyki dla elyt", bo obok free improv pojawiały się i bardziej przystępne rzeczy, jak choćby Vienna Vegetable Orchestra. Z zastrzeżeniem, że "przystępne" nie jest synonimem "płytkie".

Jednego tylko organizatorom nie zazdroszczę. W tym roku poprzeczka zawisła bardzo wysoko i dla Kodów 2011 polski rozgłos żadnym sukcesem już nie będzie, trzeba powalczyć o międzynarodowego widza.

Pora gonić większego króliczka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski