Zacznę od końca. Sobotni, zamykający całą imprezę koncert z muzyką Arvo Pärta należał do gatunku bardzo udanych (za sprawą świetnego prowadzenia lubelskiej orkiestry przez Cema Mansura) i bardzo wyczekiwanych (bo w sobotę lublinianie jako pierwsi na świecie usłyszeli "Veni Creator" estońskiego kompozytora). Mansura można porównać do Beenhakkera, przynajmniej z pierwszego okresu pracy z polską reprezentacją. Sprawił, że lubelscy filharmonicy zagrali na najwyższym możliwym poziomie, z czym do tej pory bywało różnie. Bardzo dobrze wypadła polska premiera "Czwartej symfonii", a znakomicie wręcz "Cantus in Memory of Benjamin Britten". Za to premiera światowa - przerobiony hymn kościelny - nie wzbudziła większych emocji, oprócz naturalnego w takiej sytuacji poczucia dumy, że ktoś taki jak Pärt pisze na zamówienie lubelskiego festiwalu.
To poczucie nie opuszczało zresztą odbiorców Kodów od początku. Pal sześć, że trio Zorn/Anderson/Laswell nie spełniło oczekiwań, nieistotne, że nie było Reeda. I tak byliśmy świadkami Najważniejszego Wydarzenia Kulturalnego w Historii Lublina. Przepraszam za duże litery, ale nie sposób się nie ekscytować, gdy cała Polska zachwyca się naszymi koncertami. Nie można nie pękać z dumy, gdy fani muzyki z całego kraju pękają z zazdrości, nie chwalić się, skoro inni nas chwalą. Okazało się, że przemyślanym programem i umiejętną promocją można nie tylko przeskoczyć zmurszałą Warszawską Jesień, ale i wiele europejskich festiwali.
Jasne, zdarzały się na Kodach rzeczy wątpliwej jakości, jak np. Northwest, który z folkorem miał tyle wspólnego, co biały miś w Zakopanem, ale bywały i rzeczy genialne. Kto widział i słyszał koncerty Philipa Glassa czy duet Esztenyi/Sudnik, ten wie, o czym mowa. Przy tym wszystkim organizator Kodów, ośrodek Rozdroża, nie dał się zwieść na manowce "muzyki dla elyt", bo obok free improv pojawiały się i bardziej przystępne rzeczy, jak choćby Vienna Vegetable Orchestra. Z zastrzeżeniem, że "przystępne" nie jest synonimem "płytkie".
Jednego tylko organizatorom nie zazdroszczę. W tym roku poprzeczka zawisła bardzo wysoko i dla Kodów 2011 polski rozgłos żadnym sukcesem już nie będzie, trzeba powalczyć o międzynarodowego widza.
Pora gonić większego króliczka.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?