Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Inne Brzmienia 2010: Za nami półmetek festiwalu

Paweł Franczak
Lublin w czasie festiwalu zdecydowanie zyskuje na urodzie
Lublin w czasie festiwalu zdecydowanie zyskuje na urodzie Jacek Babicz
Jeśli mundial będzie z czegoś pamiętany, to z irytujących wuwuzeli. Tegoroczne Inne Brzmienia będą jeszcze długo kojarzyć się z tzw. rainstickiem. Tak nazywa się instrument, którego brzmienie przypomina dźwięk deszczu i który tak upodobali sobie w sobotę Adam Nowak i Wojtek Waglewski.

Panowie bawili się dźwiękiem tej przeszkadzajki zdecydowanie zbyt długo, ale można im to wybaczyć. W końcu jubilatom wybacza się wszystko (Voo Voo obchodziło 25., a Raz Dwa Trzy 20. urodziny), a poza tym reszta koncertu wypadła lepiej, niż jakakolwiek niemiecka ośmiornica mogła przewidzieć.

Obydwie formacje postanowiły wymienić się repertuarami, pozmieniać to i owo w aranżacjach i zagrać z luzem większym, niż można by o to posądzać siwych panów z dużym stażem scenicznym. Zestawienie dwóch ważnych dla polskiej muzyki grup pokazało przy okazji, że Voo Voo nie ma dla siebie konkurencji. Mocno osadzone w bluesie solówki Waglewskiego, to jednak wyższa jakość, niż nieco wystudiowana gra Trelińskiego. Trzeba cenić kunszt literacki Adama Nowaka, ale gdy na scenie został z Mateuszem Pospieszalskim, to mieliśmy sytuację, niczym z meczu Portugalia - Korea Północna (7:0, przypomnijmy).

Zresztą, to Pospieszalski był kierownikiem zamieszania. Gdy wspólne improwizacje zaczęły się rozłazić - on sklejał je kilkoma akordami swojego saksofonu barytonowego. Gdy widział, że numer "nie żre", zachęcał publikę do wspólnego skandowania. Śpiewał alikwotami, grał na dwóch saksach naraz. Rządził i dzielił.

Szkoda, że takiego fachowca nie ma Giulia y Los Tellarini, hiszpańska kapela z włoską wokalistką, rozpoczynająca cały festiwal. Muzykę septetu można by dołączać gratis do butelek wina albo paczek kawy - w takim zestawie może by się obroniła, ale samodzielnie wrażenia nie robi. Giulia to urocza dziewczyna. Wie jak kokietować publikę, jak dobrze wyglądać na scenie, jak sprytnie nawiązywać do francuskiej chanson, hiszpańskiego popu yé-yé z lat 50., musicali, jazzu, tanga. Nie wie tylko, jak dobrze śpiewać i pisać dobre piosenki. Hitem wieczoru była "Barcelona" z filmu "Vicky Cristina Balcerona" i to w sumie tyle. Na szczęście przy wspaniałej pogodzie i wśród tłumów pozytywnie nastawionych festiwalowiczów poziom tolerancji dla tej ciepłe muzyki rośnie. Dobrze więc dla Giuli, że nie padało.

Grający po Hiszpanach projekt "Harmonia" miał nieco inny od nich problem. Dobrych kompozycji im nie brak. Dobrych inspiracji też nie - mieliśmy folklor ukraiński, muzykę klezmerską, bałkańską. Dobrych albo wręcz rewelacyjnych muzyków też nie. Czemu więc "Harmonia" nie była zbyt "harmonijna"? Może przez fatalne nagłośnienie? Może przez rozbudowany skład? W końcu nie łatwo zapanować nad kwartetem smyczkowym, trębaczem, gitarami i białym głosem wokalistek. A może przez stres związany z premierą materiału? Koniec końców można powiedzieć: "grali dobrze, ale na mistrzów to za mało".

W poniedziałek na Innych Brzmieniach: Kwiteń i Liu Fang, g. 20 (bilety 50 zł)) Kucz/Kulka, g. 22. (bilety 70 zł)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski