Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pani Basia to rozrusznik naszych serc - mówią zgodnie wszyscy jej znajomi [ZDJĘCIA]

Anna Kot
Ilu bliskich znajomych Państwo macie? 10, 20, 30, wliczając rodzinę? A Barbara Rauhut z Poznania ma ich... ponad 100. Dla każdego ma czas na indywidualne spotkanie z kawą i rozmowę. To dla nich od lat organizuje spotkania klasowe, wspólne śpiewanie kolęd, pieśni patriotycznych czy biesiadnych. Ostatnio kolędowali w środę w "Naszym Klubie" w Poznaniu

Zwykły styczniowy dzień, sam środek tygodnia. A i godzina przedpołudniowa niewiele kojarząca się ze śpiewaniem kolęd. Ale w poznańskim „Naszym klubie” tłoczno i gwarno. Przy stolikach rozsiadają się niemal same panie – wszystkie ubrane i pomalowane odświętnie. Nie spieszą się do pracy – ten etap życia mają już za sobą. Ledwie trzech panów gdzieniegdzie przysiadło się do nich z filiżanką kawy. A tej nikt nikomu nie funduje. Taki zwyczaj – każdy płaci za siebie. Jedynie fortepian i gruby skoroszyt starannie opracowanych przez panią Basię tekstów kolęd mają za darmo. No i śpiew. Zwykle przychodzi ich blisko setka, ale teraz nagły atak mrozu sprawił, że wiele pań z obawy o zdrowie zrezygnowało ze wspólnego kolędowania. Dlatego jest ich „tylko” 54. Wszystkich łączy i przyciąga jedna osoba: Barbara Rauhut, kobieta, która bez ludzi, spotkań i śpiewu z nimi żyć nie potrafi.

– To nic nadzwyczajnego – śmieje się pani Basia – tak mówią o niej dalsi znajomi, a bliżsi – nasza Basieńka. – Odkąd pamiętam moja mamusia gromadziła w naszym domu rodzinę bliższą i dalszą oraz znajomych. – Mama grała na fortepianie i pięknie śpiewała, tatuś - na skrzypcach, fortepianie i trąbce, siostra prowadzi klasę fortepianu w szkole muzycznej w Warszawie. Z kolei siostra taty była śpiewaczką operową, brat mamy grał na gitarze, a drugi jej brat i jej ojciec grali na cytrze, natomiast kuzyn mamy grał na skrzypcach. Ja gram na fortepianie, skrzypcach, gitarze, perkusji i organach. Muzykowaliśmy więc od dzieciństwa. A kiedy zmarli moi rodzice, to już ponad 40 lat temu, ja przejęłam rodzinną tradycję śpiewania i grania kolęd, które są dla mnie formą modlitwy – wspomina Barbara Rauhut. - Śpiewamy kolędy w naszym domu, w domach naszych dzieci i przyjaciół.

Wszystkich łączy i przyciąga jedna osoba: Barbara Rauhut, kobieta, która bez ludzi, spotkań i śpiewu z nimi żyć nie potrafi.

Kiedy córka Kasia (skrzypce) i syn Łukasz (wiolonczela) byli w szkole podstawowej, chodzili z mamą do różnych domów starców na wspólne kolędowanie. We troje dawali krótkie koncerty i śpiewali. Potem, kiedy dzieci dorosły, zastąpili ich studenci - bo pani Basia 32 lata pracowała w Akademii Muzycznej, a wcześniej - 13 lat w szkole baletowej, ucząc rytmiki i akompaniując do tańca.

Pani Basia szczególnie upodobała sobie ludzi starszych. Wśród jej serdecznych znajomych jest doktor Wanda Błeńska, nazywana Matką Trędowatych. Jak silnym magnesem jest pani Basia, skoro potrafiła namówić do wyjścia z domu w mroźne południe i kolędowania także tę 102-latkę! Wszyscy chcieli być z nią na zdjęciu. I są.

– Od starszych ludzi uczę się mądrości – tłumaczy pani Basia. – Obcowanie z nimi daje mi mnóstwo radości – całe życie spotykam ich na swej drodze i zawsze mam dla nich czas. Pani Błeńska ma 102 lata, ks. prałat Włodzimierz Okoniewski, który udzielał mi ślubu prawie 44 lata temu, skończy w tym roku 93 lata, cudowna pani Halinka niedawno obchodziła 95 lat. Są wśród nich także przyjaciele moich rodziców - Henryka i Zdzisław Kicińscy, którzy wkrótce będą obchodzić 64-lecie małżeństwa, 93-letnia pani Krysia Woytylowa, ponad 80-letnia s. Agnieszka Malcher czy 97-letnia pani Marta Kwaśnikowa albo 96-letni pan Tadeusz Kwiatkowski... Kiedy tylko mogę ich odwiedzam, biorę sałatkę, jakiś placek i idę do nich...

W życiu miała szczęście.
- Prócz wspaniałej rodziny miałam bardzo dobrych pedagogów, pozwolę sobie wspomnieć chociaż kilku, a było ich przecież - prof. Stefan Stuligrosz, prof. Hanna Rudnicka-Kruszewska, prof. Monika Skazińska, prof. Halina Sobierajska, prof. Eugenia Zielewiczowa...

Motor, mózg i magnes
W minioną środę kolędowanie odbyło się po raz dziewiąty. Spotkania zawsze mają podobny przebieg – najpierw jest czas na rozmowy, bo nie co dzień wszyscy przecież się widzą i mogą opowiedzieć o tym, co w domu, co u dzieci i wnuków, a jak radzą sobie ze zdrowiem... Tylko pani Basia w niewyjaśniony dla wszystkich sposób potrafi znaleźć czas na rozmowę z nimi z każdym z osobna – wpadnie na godzinkę, półtorej albo zaprosi do siebie.

– Po raz pierwszy spotkałam Basię kilka lat temu w klubie Amazonek – wspomina Jadwiga Lupińska. – Wtedy na zaproszenie naszej pani psycholog Barbary Gosienieckiej przyszła do klubu z gitarą i śpiewałyśmy kolędy przy jej akompaniamencie. Od tamtej pory Basia zawsze mnie powiadamia, kiedy odbędzie się kolejne kolędowanie. Przychodzimy śpiewać całą grupą Amazonek. A to tylko my, ale Basia ma znajomych ze szkoły podstawowej, średniej, ze studiów, z każdej pracy, o sąsiadach nie wspomnę i ze wszystkimi podtrzymuje kontakty towarzyskie tak intensywne i serdeczne, że na takie spotkania przychodzi kilkadziesiąt osób.

Grupa zgromadzona przy kolejnym stoliku to dowód słów pani Jadwigi.
– Basieńka to nasza koleżanka z podstawówki, znamy się od lat 50., od I klasy – wspomina pani Urszula. – I z pewnością, by nas tu dzisiaj nie było, gdyby nie Basia.

– Jako klasa jesteśmy nieliczni, którzy do dzisiaj się kontaktujemy – dodaje sąsiadka pani Urszuli, także Ula. – To Basia zawsze dzwoni, przypomina, zaprasza... A te spotkania są szczególne, ot, choćby powspominamy dawne czasy i pośpiewamy sobie na głosy...

– Od starszych ludzi uczę się mądrości – tłumaczy pani Basia. – Obcowanie z nimi daje mi mnóstwo radości

– Reprezentuję płeć męską naszej klasy – żartuje pan Arkadiusz. – Razem z tymi oto koleżankami rozpocząłem w 1952 r. realizację obowiązku szkolnego i to w nie byle jakiej szkole, bo w Państwowej Szkole Muzycznej w Poznaniu, czego efekt słychać do tej pory.
A Basia jest niestrudzona i czasami wręcz nieobliczalna w tym gromadzeniu ludzi – musiałaby pani ją spytać, jakie płaci rachunki za telefon, ale nie wyciągnie pani od niej tej informacji...

– No chyba trzeba mieć lekkiego świra, aby to wszystko organizować – śmieje się Barbara Rauhut i żartuje, że czasami wydaje się jej, że jest nieźle zakręcona.

– Trochę później dołączyłam do tej grupy – dopiero w liceum – opowiada pani Bożena. – Kolędowanie czy zjazdy w ostatni piątek sierpnia stały się tradycją. Basia jest tego wszystkiego motorem, mózgiem i magnesem.

– Zaczynałam naukę razem z Basią – wspomina pani Maria. – Ona jest rozrusznikiem naszych serc – tylko dzięki niej się spotykamy. Wielu z nas mieszka za granicą, ale nawet oni na wezwanie Basi przyjeżdżają na klasowe spotkania – z Bułgarii, Niemiec czy aż z Hiszpanii. Kiedy ostatnio pracowałam nad historią naszej szkoły, zwróciłam uwagę, że są roczniki, które nigdy się nie kontaktowały i nie kontaktują – im zabrakło osoby, która by ich jednoczyła i rozkręcała, a my mieliśmy szczęście, mamy Basię, która podejmuje ten trud, choć wcale nie widać, aby to dla niej było trudem.

Troski pani Basi
A pani Basia przyciąga ludzi z najróżniejszych kręgów – od osób duchownych przez rówieśników, dzieci, sąsiadów i ich znajomych aż do bardzo wiekowych seniorów – jej dom zawsze jest ich pełen.

– Podziwiam jej męża, który to wszystko znosi – śmieje się pani Maria.

– O! Mąż bardzo mi pomaga w domu, a po moim ciężkim wypadku razem z dziećmi wspaniale się mną opiekował – wtrąca się pani Basia. – No i chodzi ze mną na niektóre spotkania, a potem na komputerze montuje filmy z tych, w których uczestniczyła rodzina lub znajomi.

Basia jest rozrusznikiem naszych serc – tylko dzięki niej się spotykamy - mówi pani Maria.

Są jednak sprawy, które sprowadzają powagę na jej ciągle uśmiechniętą twarz.

– Bardzo się cieszę, że ludzie od tylu lat przychodzą na kolędowanie, ale to niemal sami seniorzy – opowiada Barbara Rauhut. – Żałuję, że wśród młodych zanika tradycja wspólnego śpiewania kolęd. Proszę sobie wyobrazić, że ucząc w przedszkolu rytmiki 46 lat, przygotowując jasełka coraz częściej miałam do czynienia z dziećmi, które nie znały kolęd, bo u nich w domu nigdy się ich nie śpiewało.

No i martwi się seniorami, którym chciałaby przychylić nieba. – Znam mnóstwo tych, którzy chcą się spotykać, być ze sobą, jednak mam też kilku zamkniętych w sobie, zgorzkniałych, którzy uważają się za opuszczonych. Ale czy można się dziwić, skoro nie wychodzą do drugiego człowieka, zamknęli się w sobie jak w skorupie? – pyta.
Jednak wiary nie traci i ma nadzieję, że na jubileuszowe kolędowanie za rok przyjdzie więcej osób – tych starszych i trochę młodszych.

Wieczorem zadzwonił mój telefon.
– Pani Aniu, wpadnie pani do mnie na kawkę i placek? Może w….? – to pani Basia.
Czy nasze spotkanie mogło się zakończyć inaczej?
****

Ale to było koniec, bo pani Basia musi jeszcze koniecznie wszystkim podziękować.
- Chcę jeszcze na koniec bardzo serdecznie podziękować wszystkim przyjaciołom i znajomym za to, że oprócz rodziny po moim bardzo ciężkim wypadku autobusowym, wspierali mnie duchowo (modlitwy mszy św.) oraz psychicznie i fizycznie (pomoc w rehabilitacji, pyszne obiady, galarty i sałatki, a później spacery pod rękę - najczęściej do zoo). Dziękuję Wam wszystkim za wielkie serce!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski