18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Premiera w Teatrze Osterwy: Wiele chaosu i nic RECENZJA

Andrzej Z. Kowalczyk
Choć na scenie znaleźli się aktorzy o dużych możliwościach, to wybitnych kreacji niestety zabrakło
Choć na scenie znaleźli się aktorzy o dużych możliwościach, to wybitnych kreacji niestety zabrakło Małgorzata Genca
Zapowiadając sobotnią premierę „Kupca weneckiego” w Teatrze Osterwy przypomniałem poprzednie lubelskie realizacje Pawła Łysaka i na tej podstawie wyraziłem nadzieję, że także tym razem będziemy do czynienia ze spektaklem co najmniej znaczącym. Okazało się wszakże, iż były to nadzieje nieco na wyrost. Jeśli bowiem ten „Kupiec…” zapisze się w historii naszej sceny, to tylko ze względu na 102-letni odstęp pomiędzy dwiema kolejnymi realizacjami tej sztuki. Innego powodu niestety nie znalazłem.

Rozpocznę jednak od pozytywu. Było nim pokazanie, do czego może prowadzić wszechwładza pieniądza, której podlegamy wszyscy, bez względu na pochodzenie czy wyznanie. Paweł Łysak ulokował tym samym konflikt Szajloka z Antoniem na płaszczyźnie ekonomicznej i prawnej, nie zaś religijnej, co wydaje mi się bardzo trafne, choć oczywiście skomplikowane relacje chrześcijańsko-żydowskie również pojawiają się wyraźnie w spektaklu. I to jest w porządku; sztuka Szekspira jak najbardziej upoważnia do podejmowania takich wątków. Choć na owe tematy powiedziano już tak wiele, że trudno tu dodać coś nowego i odkrywczego. Ale być może czasami warto przypominać rzeczy oczywiste...

Mam jednak wrażenie, że idąc tym tropem poszedł Łysak o krok za daleko. Pokazał otóż świat zupełnie pozbawiony uczuć. Owszem, wiele się tu mówi o miłości, ale w gruncie rzeczy nikt nikogo nie kocha, podczas gdy u Szekspira miejsce dla prawdziwej miłości jednak jest. W spektaklu natomiast jest tylko żądza. I to budząca pewne wątpliwości. O ile bowiem można przyjąć, że przyjaźń, jaką Antonio darzy Bassania i innych młodzieńców, ma podtekst erotyczny, to skłonności lesbijskich u Porcii w Szekspirowskim oryginale raczej trudno się doszukać. Tymczasem w spektaklu są one nawet nie zasugerowane, lecz pokazane wprost.

Zastrzeżenia może również budzić dość prymitywne uwspółcześnienie sztuki, polegające głównie na tym, że młodzi wenecjanie zachowują się i mówią jak żulia z blokowiska. Chwilami można mieć wątpliwości, czy ogląda się Bassania czy Silnego z "Wojny polsko-ruskiej". Mam wrażenie, że bohaterowie "Kupca…" nie byliby wcale mniej zrozumiali, gdyby mówili i grali Szekspirem, a nie Arturem Pały-gą. A co więcej - może wówczas dałoby się coś powiedzieć również o konkretnych rolach, a nie tylko o "aparacie wykonawczym". Po raz pierwszy od dawna zobaczyłem sztukę Szekspira, w której nie znalazłem ani jednej roli godnej szczególnego wyróżnienia. A przecież wystąpili tu aktorzy o naprawdę dużych możliwościach.

Lubelski "Kupiec wenecki" jest spektaklem nierównym, w którym ciekawe odczytanie sztuki przykrywa chaotyczna inscenizacja. A po wyjściu z teatru pozostaje niewiele. Szkoda.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski