Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Parasolki, parasolki, czyli moje nocne przygody na deptaku

Jan Pleszczyński
Jan Pleszczyński
Jan Pleszczyński Archiwum
Pewien mój znajomy, człowiek bardzo kulturalny i wykształcony ale - co często idzie w parze - niezbyt twardo stąpający po ziemi, zabrał kiedyś autostopowiczkę i dopiero po kilku kilometrach zorientował się, że nastąpiło małe qui pro quo. Jako człowiek wrażliwy i dobrze wychowany przeprosił, zawrócił i odwiózł ją tam, skąd zabrał.

Ja aż takich ekstremalnych przygód dotychczas nie miałem, ale czasem też reaguję, jakbym się urwał z choinki. Np. miesiąc temu. Był paskudny, zimny i deszczowy niedzielny wieczór. Nieoczekiwanie przyjechał bardzo dawno niewidziany kolega z Krakowa i umówiliśmy się o godz. 21 na pl. Litewskim. Na spotkanie szedłem od ul. Królewskiej. Deptak był kompletnie pusty - kilkadziesiąt metrów ode mnie majaczyły tylko trzy różowe parasolki. Jakiś nieudany happening? - próbowałem zgadnąć. Dopiero kiedy właścicielki parasolek zaczęły ze mną bardzo miło rozmawiać przypomniałem sobie, że tu jest klub go go - czy jak tam to się nazywa. W dzień jakoś nigdy nie rzucił mi się w oczy.

Gdy już razem z kolegą wracaliśmy tą samą drogą, by rozgrzać się nieco na Starym Mieście, ponownie odbyliśmy miłą konwersację z dziewczynami. Nie były nachalne i wykazały pełne zrozumienie, że skoro tak dawno się nie widzieliśmy, to jednak musimy sobie pogadać bez dodatkowego i rozpraszającego towarzystwa.

Kolega był wyraźnie rozbawiony tą sytuacją. Stwierdził, że Lublin jest niesamowity, że czegoś takiego nigdy u siebie w Krakowie nie spotkał i trzeba było przyjechać aż tutaj, żeby takie cuda w samym centrum zobaczyć. Cóż miałem mówić - tylko uśmiechałem się krzywo i chrząkałem.

Miałem więc wielką radość, gdy po pewnym czasie przeczytałem, że w Krakowie "takich miejsc przybywa zwłaszcza w zabytkowym centrum, czyli na Drodze Królewskiej, np. na ulicy Grodzkiej. Do odwiedzenia ich zachęcają przez całą dobę, ale głównie w godzinach popołudniowych i nocnych, skąpo ubrane (nawet o tej porze roku) dziewczyny z różowymi parasolkami". Europoseł Ryszard Legutko sporządził nawet w tej sprawie stosowną petycję do prezydenta miasta. Frajda była tym większa, że mój kolega od niepamiętnych czasów pracuje przy ul. Grodzkiej.

A w ostatnich kilkunastu dniach nastąpił wysyp artykułów o klubach go go. Ponoć można tam stracić niesamowitą ilość pieniędzy. Nie bardzo jednak mogę pojąć, dlaczego odpowiednie służby nie potrafią się z tym uporać. W końcu rozmaitym agentom Tomkom dokładne prześwietlenie i rozpracowanie tego typu lokali nie powinno chyba sprawiać żadnych problemów.

Przy okazji przeczytałem, że jakieś ruchy podjęły prokuratury w Krakowie, Warszawie, Gdańsku, Sopocie i Kielcach. O Lublinie cisza. Ale wcale mnie to specjalnie nie dziwi. Zawsze uważałem Lublin za bardzo spokojne i przyjazne miasto, w którym nawet kluby go go bardziej śmieszą niż straszą.


Codziennie rano najświeższe informacje z Lublina i okolic na Twoją skrzynkę mailową.
Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski