Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak wygląda frekwencja w lubelskich teatrach i filharmonii? Zobacz nasz RAPORT

PAF, Andrzej Z. Kowalczyk
Teatr Stary po dwóch latach działalności wciąż przyciąga widzów. Równie dobrze wygląda sytuacja w Teatrze im. H. Ch. Andersena
Teatr Stary po dwóch latach działalności wciąż przyciąga widzów. Równie dobrze wygląda sytuacja w Teatrze im. H. Ch. Andersena Jacek Babicz
Sprawdziliśmy, jaka w 2013 roku była frekwencja w lubelskich teatrach i filharmonii, dowiedzieliśmy się też, jaki teatr i jaką muzykę preferują lublinianie.

„Są trzy rodzaje kłamstw: kłamstwa, bezczelne kłamstwa i statystyki” – stwierdził kiedyś Mark Twain. Twain, jak to on, mówił to z przymrużeniem oka, ale warto mieć na uwadze, że patrząc na zeszłoroczne statystyki w teatrach i filharmonii ważne jest także to, czego liczby nie pokazują.

Ma to zwłaszcza zastosowanie w przypadku filharmonii. W 2012 roku 99 zorganizowanych tam koncertów przyciągnęło 29 661 fanów muzyki. W 2013 wydarzeń było 73, a widzów – o ponad pięć tysięcy mniej. Ale trzeba pamiętać, że od 2012 r. nasi filharmonicy są na walizkach. Remont ich siedziby, związany z budową Centrum Spotkania Kultur, wymusił granie w innych salach, kompletnie nieprzystosowanych do tego typu wydarzeń, choćby jeśli chodzi o akustykę, co odbiło się na popularności koncertów. Chodzi o Chatkę Żaka, studio Radia Lublin, Centrum Kongresowe Uniwersytetu Przyrodniczego i Collegium Maius. Ale widać światełko w tunelu.

– Ostatnio zauważyliśmy duży skok frekwencji – mówi dyrektor artystyczny filharmonii i jej dyrygent Wojciech Rodek. – Być może melomani przyzwyczaili się już do innej sali, ale chodzi też o repertuar.

Zdaniem Rodka, króluje stara prawda – ludzie lubią tę muzykę, która już znają. Stąd mało sprzedanych biletów na elitarne Forum Sztuki Współczesnej i wyprzedane wszystkie miejsca na symfoniach Beethovena, czy koncercie Janusza Olejniczaka (w repertuarze Chopin). Znakomicie sprawdzał się też Vivaldi i jego słynne „Cztery pory roku”.

– Taka sytuacja jest i w innych miastach. Dlatego utwory współczesne musimy mieszać z „klasyką klasyki” – tłumaczy dyrygent.

Podobne kłopoty z lokum ma Teatr Muzyczny, sąsiad filharmonii, który od zeszłego roku działa przy odległej od centrum miasta ul. Dobrzańskiego.

– Rok 2013 był dla Teatru Muzycznego szczególny i trudny – mówi dyrektor Krzysztof Kutarski. – Przez praktycznie sześć miesięcy nie mieliśmy jakiejkolwiek własnej sali i sceny. Musieliśmy grać w różnych wynajmowanych miejscach, co przełożyło się na mniejszą niż moglibyśmy dać u siebie liczbę spektakli. Również przygotowanie tak wielkiego przedsięwzięcia, jakim był koncert „Viva Verdi”, zrealizowany we współpracy z orkiestrą z Przemyśla i prezentowany poza Lublinem, ograniczyło trochę naszą obecność w mieście. Jestem jednak pozytywnie zaskoczony tym, że lubelska publiczność stosunkowo szybko przyzwyczaiła się do naszej tymczasowej siedziby na Felinie i zaakceptowała ją, o czym świadczy to, iż nie mamy problemów ze sprzedażą granych tu spektakli. Ale, oczywiście, im szybciej wrócimy na swoje stałe miejsce w centrum, tym lepiej.

W 2012 roku Teatr Muzyczny przyciągnął 46 244 widzów. W 2013 ta liczba wynosiła już tylko 31 216 osób. Niezmienne pozostaje za to zainteresowanie publiki, zwłaszcza tej najmłodszej. Dużym powodzeniem cieszyła się „Calineczka” i „Królewna Śnieżka”.

W pozostałych lubelskich instytucjach sytuacja jest znacznie lepsza. Wystarczy zerknąć na statystyki Teatru im. H. Ch. Andersena, skoro już jesteśmy przy teatrze dla dzieci. Rok 2013: 351 spektakli, 40 780 widzów, co daje obsadzenie widowni na imponującym poziomie 96 procent. Co i tak nie jest wielkim skokiem. W 2012 wyglądało to w ten sposób - 302 spektakle, 40 528 widzów, 94,1 procent obsadzenia widowni. Nie bez znaczenia jest niewielka sala teatralna, ale i praca organizacji widowni i promocji. Jak mówi dyrektor Teatru Andersena Arkadiusz Klucznik: „Ważne jest dopasowanie liczby spektakli do popytu”.
– Mówiąc wprost – ściągnąć do nas więcej widzów po prostu się nie da – mówi Klucznik.

Równie dobre statystyki ma działający od marca 2012 roku Teatr Stary. W zeszłym roku frekwencja na spektaklach wynosiła tam 100 procent. Na wydarzeniach dla dzieci – 95 procent. Łącznie teatr przyciągnął 31 064 widzów (dla ścisłości: 2835 widzów przyszło na wydarzenia partnerów zewnętrznych), zorganizował 255 wydarzeń i miał ogólną frekwencję na poziomie 87 procent. O przyczyny zapytaliśmy dyrektor Karolinę Rozwód, choć jedna z nich jest oczywista – Stary ma 165 krzesełek na widowni. Zapełnienie tak małej sali jest siłą rzeczy łatwiejsze niż np. sali w Centrum Kongresowym UP.

– Teatr Stary jest miejscem wyjątkowym – ze względu na swój charakter i historię. Zrozumiałe jest więc, że w momencie powołania go do życia ciekawość lublinian nie miała granic. Świetnie oceniony został także repertuar przygotowywany we współpracy z kuratorami, będącymi szanowanymi specjalistami w swoich dziedzinach. I te dwa czynniki niewątpliwie zaważyły na tak dobrym wyniku frekwencyjnym pierwszego roku działalności (91 procent) – mówi dyrektor Rozwód. – Zaprocentował także interdyscyplinarny charakter teatru. Oczywiście nie bez znaczenia jest fakt, że dokładamy starań, aby zaraz po premierze prezentować na naszej scenie spektakle, które są wydarzeniami w skali kraju. Myślimy również, że nie bez znaczenia jest fakt, że repertuar staramy się ogłaszać z dużym wyprzedzeniem, co naszej widowni pozwala zaplanować, tak swój czas, jak i wydatki na kulturę. Ogromnie cieszy nas niemal równie dobry wynik frekwencyjny w roku 2013.

Na koniec, Teatr im. Juliusza Osterwy. W Osterwie w 2013 odbyło się 110 spektakli, które obejrzały 21 842 osoby. Frekwencja wyniosła 80,17 procent. Co oznacza o ponad siedem procent widzów więcej niż w 2012 roku.

Bardzo ciekawie wygląda analiza obecności na poszczególnych wydarzeniach. Hitem są, jak należało się spodziewać, adaptacje lektur. Szekspirowskie „Sen nocy letniej”, „Wiele hałasu o nic” i „Makbet” miały grubo powyżej 82 procent frekwencji. Prawie 90 procent miał cytowany na początku tego artykułu Twain i jego „Książę i żebrak”. Ale świetnie radziły też sobie „Iwona, księżniczka Burgunda” i „Napis”, na które nie trafiały raczej całe klasy z lubelskich szkół. Klapą był „Płatonow” i „Komedia teatralna”. Zapełniano nimi nieco ponad połowę miejsc w teatrze.

Dyrektor artystyczny teatru Artur Tyszkiewicz mówił w rozmowie z Kurierem Lubelskim: – Uważam, że jeśli są spektakle, na które publiczność chce chodzić, to należy je zostawić. Ale zapraszam też twórców, których propozycje idą w troszeczkę inną stronę. I te spektakle są akceptowane przez lublinian. Co więcej – mamy dużo nowej publiczności – wyjaśniał.

Zdaniem dyrektora, „nowa” nie znaczy „młodsza”.

– To są ludzie, którzy szukają w teatrze czegoś innego. Nie otrzymywali tu tego i teraz przychodzą – komentował.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski