Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lechia Gdańsk pokonała Podbeskidzie. Koszmarny błąd Zajaca, czerwony Sokołowski [ZDJĘCIA]

Paweł Stankiewicz
Tomasz Bolt/Polskapresse
Biało-zieloni odnieśli pierwsze zwycięstwo w tym sezonie. Nie zagrali wielkiego meczu, ale po raz pierwszy pokonali drużynę Podbeskidzia nam PGE Arenie.

Blisko 15 tysięcy kibiców przybyło na PGE Arenę, aby zobaczyć po raz pierwszy w tym sezonie na własnym sezonie przebudowaną kadrowo drużynę Lechii. Piłkarze chcieli się zrehabilitować za nie najlepszą postawę w spotkaniu z Jagiellonią w Białymstoku, choć udało się uratować jeden punkt. Trener Joaquim Machado też postanowił dać szansę piłkarzom do zmazania plamy, bowiem postawił dokładnie na tę samą "11", co w Białymstoku.

Lechia od początku meczu grała zupełnie inaczej niż na inaugurację. Dynamicznie, z polotem, szukała okazji bramkowych. Przede wszystkim jednak znacznie bardziej agresywnie i walecznie, co skutkowało szybkim odbiorem piłki i akcjami bramkowymi. Nadal jednak można mieć zastrzeżenia do gry defensywnej, bo zawodnicy gości momentami zbyt łatwo znajdowali się w polu karnym biało-zielonych. W tym meczu swoją wartość pokazał Dariusz Trela, bo ratował zespół przed utratą gola. Tak było w sytuacjach sam na sam z Sylwestrem Patejukiem i w drugiej połowie z byłym graczem biało-zielonych, Adamem Pazio. Defensorzy nie powinni dopuszczać do tak niebezpiecznych sytuacji, tym bardziej że jeszcze kilka razy zakotłowało się w polu karnym. Goście domagali się też podyktowania rzutu karnego za faul na Barłomieju Koniecznym.

Znacznie lepiej gdańszczanie prezentowali w ofensywie, bo grali do przodu i chcieli strzelać gole. Znacznie lepiej niż w pierwszym meczu zagrali Bartłomiej Pawłowski i Maciej Makuszewski. Ten pierwszy bardzo chciał zmazać plamę za pierwszy występ, kiedy został zmieniony jeszcze przed przerwą i ta sztuka mu się udała, bo tym razem nie można mu odmówić ani waleczności ani piłkarskiej jakości. Zabrakło mu też trochę szczęścia, bo był bliski minięcia Richarda Zajaca w sytuacji sam na sam i skierowania piłki do pustej bramki. Skuteczności zabrakło też Piotrowi Wiśniewskiemu, który najpierw odebrał piłkę Koniecznemu, przeprowadził ładną akcję indywidualną, ale w jej finale strzelił tuż obok bramki drużyny Podbeskidzia.

W pierwszej połowie były dwie kluczowe sytuacje, które miały znacznie dla losów tego spotkania. W 29 minucie koszmarny błąd popełnił Zajac, który tak wybijał piłkę, że trafił wprost w Makuszewskiego i odbiła futbolówka wpadła do siatki. Koledzy z drużyny szybko podbiegli do swojego bramkarza i go pocieszali, żeby się nie podłamał, a gdańszczanie cieszyli się z prowadzenia. Później Marek Sokołowski brutalnie sfaulował Wiśniewskiego i goście musieli grać w osłabieniu.

Tej liczebnej przewagi Lechii nie było widać na boisku w drugiej połowie spotkania. Białpo-zieloni zagrali słabiej i już nie stwarzali sobie tylu okazji strzeleckich. Trzeba jednak dodać, że strzelili bramkę po bardzo ładnym strzale z ponad 30 metrów Ariela Borysiuka. Sędzia próbował się jednak dopatrywać dziwnej pozycji spalonej Vranjesa, który stał na 25 metrze i nie brał udziału w grze. Borysiuk marzył o tym golu na PGE Arenie, strzelił go w swoim stylu, ale sędzia mu go zabrał.

Biało-zieloni nie potrafili dobić rywala i w końcówce spotkania zrobiło się nerwowo. Bliski zabrania punktów Lechii był Pazio, ale po jego strzale piłka odbiła się od słupka.

Lechia Gdańsk - Podbeskidzie Bielsko-Biała [NA ŻYWO]

Szukasz więcej sportowych emocji?


POLUB NAS NA FACEBOOKU!">POLUB NAS NA FACEBOOKU!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki