Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łukasz Zawadzki wędruje po górach. Miesiąc z całym dobytkiem na plecach

Marta Hetman
archiwum prywatne Łukasza Zawadzkiego
30-letni pasjonat długodystansowych wędrówek, Łukasz Zawadzki z Bełżyc, podczas swojej ostatniej wyprawy po słowackich górach przeszedł samotnie ponad 850 kilometrów. Lubi tak pokonywać swoje słabości.

Od kiedy chodzi Pan na tak długie wędrówki?
Pierwszy raz wybrałem się na długodystansową wyprawę po polskim Wybrzeżu w 2013 roku. Przeszedłem wówczas 500 kilometrów. Z kolei na pierwszą wyprawę długodystansową po górach wybrałem się po Głównym Szlaku Beskidzkim w 2014 roku. Przeszedłem niemal pół tysiąca kilometrów. Wcześniej kilka razy byłem na krótszych wyjazdach w Tatry. W maju tego roku przeszedłem 750 km Szlakiem Bohaterów Słowackiego Powstania Narodowego oraz 100 km granicą polsko-słowacką, a dodatkowo 20 km zabrały mi dojścia i zejścia ze szlaku.

Co jest w tym fascynującego?
To, że każdego dnia jest się w innym miejscu, poznaje się różnice regionalne, ma się poczucie wolności, spotyka się superludzi. Daje mi to wielką satysfakcję. Każdy dzień jest inny. Raz idzie się wspaniale, innego dnia przygrzewa słońce, kolejnego pada deszcz, wieje silny wiatr, pada śnieg. W czasie ostatniej wyprawy deszcz padał 15 dni. Do tego dochodzą odciski na stopach, a czasami zdarza się głodówka. Chwila słabości i ma się dość! Pokonując słabość, zwycięża się, a to przekłada się na wielką satysfakcję. Wędrówka uczy szczęścia. Przez miesiąc na plecach niesie się cały dobytek. Brak jest gorącej herbaty, ciepłej kąpieli. Potem, w domu, człowiek uświadamia sobie, jaki jest szczęśliwy - wystarczy tylko sięgnąć ręką, by to wszystko mieć.

Proszę opowiedzieć o swojej ostatniej wyprawie.
Miałem iść zupełnie inaczej, ale dzień wcześniej zmieniłem plany ze względu na wydarzenia polityczne w regionie i zamiast do Wiednia, gdzie miała się rozpocząć moja wyprawa, pojechałem do Bratysławy. Głównym założeniem było przejście szlaku Cesta SNP, drugim dojście do krańca Słowacji. Wyprawę rozpocząłem w Bratysławie przy zamku Hrad Devin, doszedłem do granicy słowacko-polskiej w Dukliansky Priesmyk, a stąd wzdłuż granicy do Krzemieńca, czyli styku Słowacji, Polski i Ukrainy. Łącznie przeprawa zajęła 29 dni. Nocowałem zawsze na szlaku, bardzo często szedłem do zachodu słońca, po czym rozkładałem namiot. Cztery razy nocleg wypadł w budynkach udostępnionych turystom.

Na jakie trudności się Pan natknął?
Wiejący silny wiatr powalił setki drzew. Przeskakiwałem dziennie do kilkuset pni, co zaowocowało kontuzją lewego uda. Chodzenie sprawiało mi wielki ból, a pokonanie chociażby jednego leżącego drzewa stawało się bolesnym wyzwaniem.

Jakie momenty szczególnie zapadły Panu w pamięć?
Największą przygodą była rozmowa z pewnym Belgiem. Przez trzy dni komunikowaliśmy się mieszanką słów polskich, angielskich, francuskich, niemieckich, słowackich, na migi, rysując obrazki nakartce... Było sporo śmiechu, a co ciekawe, świetnie się dogadywaliśmy. W pamięć zapadła mi również wędrówka w Niżnych Tatrach z miejscowości Donovaly na szczyt Veľká Chochuľa. Silne powiewy wiatru sprawiały, że co kilka metrów kucaliśmy, mocno zapierając się kijkami. Schroniliśmy się w myśliwskiej chacie. Przez trzy dni żyliśmy w totalnym odcięciu od świata. Cisza, spokój. Z powodu braku prądu dzień podporządkowany był wschodowi i zachodowi słońca. Drewno na opał braliśmy z lasu, wodę z potoku.
Dlaczego podróżuje Pan samotnie?
Z jednego prostego powodu: łatwiej wszystko zaplanować. Idąc samemu podejmuje się decyzje, za które ma się sto procent odpowiedzialności. Część odcinków szedłem z kimś i tak: z Belgiem szedłem pięć godzin, a na trzy dni schroniliśmy się w chacie myśliwskiej. Innym razem szedłem kilka godzin z dwoma Czechami, a na sam koniec z dwójką Polaków. Szlak wiedzie przez góry, jak również przez wsie, miasteczka i miasta. Każdy wędrujący niesie ze sobą swoją historię.

Na jakie koszty trzeba być przygotowanym, szykując się na długą pieszą wyprawę?
Koszt wyprawy jest uzależniony od kryteriów takich jak noclegi, żywność, czas zakupu biletów, potrzebny sprzęt. Co do noclegów, to stawiam na maksimum przygody, więc nocuję w namiocie. Na Słowacji jest możliwość spania w tzw. Útulňach. Nic to nie kosztuje. Co do wydatków na żywność, to stosuję dietę cud, czyli "cud, że żyję". Każda wyprawa jest przygotowaniem do następnej. Wiem, że pewnego razu przyjdzie głodować, więc chcę być przygotowany, dlatego ograniczam pożywienie do minimum. Na transport wydałem bardzo niewiele - 25 zł. Bilety do Wiednia przez Bratysławę kupiłem trzy miesiące przed wyjazdem. Koszt sprzętu zależy od tego, czy kupujemy profesjonalny na lata, czy na jedną wyprawę. Buty to 300 zł, używany plecak - 170 zł. Sprzęt dodatkowy to poncho, bandaże elastyczne, zapałki, folia NRC, śpiwór oraz kubek metalowy. Zbędny jest zegarek, telefon czy nawigacja, bo podczas wyprawy żyję zgodnie z naturą, dostosowując przebieg wydarzeń w zależności od pogody.

Jak Pan ocenia początki swoich wypraw? Co się teraz zmieniło?
Stosuję uniwersalny, lżejszy i lepszy sprzęt. Np. wolno schnący ręcznik o wadze 200 gramów i objętości półlitrowej butelki zamieniłem na szybko schnący ręcznik o wadze 90 gramów i objętości nieco większej od telefonu. Dodatkowo ręcznik służy mi do ochrony głowy w bardzo słoneczne dni.

Co radziłby Pan osobom, które chciałyby pójść w Pana ślady?
Jeżeli chcesz zacząć, musisz zacząć. Najlepiej i najłatwiej na początek wędrować po naszej pięknej Lubelszczyźnie. Chociażby szlakiem wyżynnym z Lublina do Kazimierza Dolnego (60 km). Odpowiesz sobie na pytanie, czy to cię interesuje, sprawdzisz swój organizm, sprawdzisz psychikę, wyciągniesz wnioski. Szykując się na długodystansowe szlaki w góry trzeba znać swoje możliwości: ile można przejść, ile można wytrzymać bez wody oraz jedzenia. Co motywuje w chwilach słabości. Szlak SNP głównie wiedzie lasami, więc przy wietrznej pogodzie należy unikać rozkładania namiotu pod drzewami. O barierze językowej można zapomnieć. Wystarczą podstawowe zwroty: dzień dobry, cześć, dziękuję, gdzie jest sklep? Najlepiej wydrukować na drukarce potrzebne słownictwo. Słowacki i polski są podobne, co ułatwia komunikację. Całej reszty nauczysz się z doświadczenia. Należy pamiętać, że wędruje się z przyjemności i dla przyjemności.

Gdzie zamierza Pan wyruszyć następnym razem ?
O kolejnych wyprawach wiem tylko ja. Znajomi dowiadują się, gdzie byłem już po moim powrocie.

***
Pełną relację z ostatniej wyprawy Łukasza Zawadzkiego można znaleźć w internecie na stronie www.celdo.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski