Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Płk Eugeniusz Przeniosło wspomina lata spędzone w wojsku (ZDJĘCIA)

Magdalena Czarnota
Portret ślubny z żoną Anną
Portret ślubny z żoną Anną archiwum prywatne
15 sierpnia przypada Święto Wojska Polskiego. Płk Eugeniusz Przeniosło wspomina służbę w polskiej armii, chwile grozy, satysfakcji i rozbawienia. Teraz, na emeryturze, ani przez chwilę nie żałuje swego wyboru.

Chciałabym przywitać się żołnierskim "Czołem, Panie Pułkowniku", ale nie wiem, czy osobie cywilnej to wypada.
Jest to okrzyk używany przez kompanie honorowe. Jego używanie jest dokładnie opisane w regulaminie. To wyrażenie szacunku, pochodzące od"bicia komuś czołem". Nie widzę przeszkód, aby używały go osoby cywilne.

Czy od zawsze chciał Pan być żołnierzem?
Jak każdy młody chłopiec chciałem być żołnierzem, bawiłem się w wojsko. Poza tym były to czasy, kiedy ogromną popularnością cieszył się film "Krzyżacy" i praktycznie na każdej ulicy odbywały się turnieje rycerskie. Można powiedzieć, że poszedłem w ślady ojca, który większą część życia spędził w artylerii. W domu na ten temat mówiło się na okrągło.

Jak wspomina Pan "falę"?
Dla mnie było to pozytywne zjawisko, oczywiście w granicach zdrowego rozsądku. Nie chodziło o robienie komuś krzywdy, a o wychowanie w duchu służby. Młodsi musieli mieć mir dla starszych kolegów i o ile nie przybierało to postaci służalstwa, to było dobre. Każdy miał linijkę, żeby sprawdzić, czy ubranie i pościel są ułożone w kostkę 30 na 30 centymetrów. W tamtym czasie przeklinałem kaprala z drugiego rocznika, który nieraz traktował moje ubrania "z buta". Jakoś tak to wszystko wtedy funkcjonowało, a te starsze roczniki cenię do dziś.

Gdzie odbywał Pan swoją pierwszą misję?
W latach 1996-1997 spędziłem trzynaście miesięcy na wzgórzach Golan jako szef operacyjny. Wyruszyliśmy z kontyngentem przygotowanym w Kielcach, a nazwa tego miasta figurowała na naszych koszulkach. W mieszkańcach Izraela musiało ono budzić złe skojarzenia, ale muszę przyznać, że nie usłyszałem od nich ani jednego przykrego słowa. Wielu wspominało natomiast Polskę z sympatią i ze wzruszeniem. Dużo nauczyliśmy się od izraelskich oficerów.

Całkowicie inaczej przebiegała misja stabilizacyjna w Iraku w 2003 roku. Była to pierwsza bojowa misja od czasu wojny, nie mieliśmy żadnego doświadczenia i całkowicie nie wiedzieliśmy, czego się tam spodziewać. Wtedy nie było jeszcze kontenerów, musieliśmy spać w namiotach. Pojechaliśmy tam ze swoimi kuchniami z kominami, z których to zachodni żołnierze się śmiali, a nawet robili zdjęcia! Nie wiedzieliśmy, że Amerykanie mają specjalną firmę odpowiedzialną za wyżywienie, umundurowanie i kąpiel żołnierzy. Kto by pomyślał, żeby na misjach jeść torty czy owoce morza! A dla nich było to normalne. Na tej misji byłem na stanowisku commander aid - doradca dowódcy dywizji.

Co najbardziej utkwiło Panu w pamięci?
Na pewno smutne wydarzenie, kiedy to zginął mój kierowca - sierżant Filipek. Była to jego szósta misja, niestety, na dwa miesiące przed zjazdem do Polski pod jego pojazdem wybuchła mina. Innym razem w Izraelu zdarzyło się tak, że patrol pojechał na skróty. Żołnierz zatrzymał pojazd i wbrew regulaminowi zeskoczył na bok. Wybuchła mina. Zgodnie z regulaminem powinniśmy czekać na przyjazd saperów. Postanowiliśmy jednak wycofać patrol i tym samym uratowaliśmy temu chłopakowi życie. Stracił nogę, ale solidarnie cały kontyngent złożył się dla niego na protezę.

Jakie reakcje wzbudzał mundur wojskowy kiedyś, jakie emocje budzi dzisiaj?
Wiadomo, że gdy brano kogoś siłą do wojska, to taka osoba szybko mundur znienawidziła. W czasach komunizmu żołnierze w mundurach byli częstym widokiem, nie wzbudzało to więc takiego szacunku. Teraz jest inaczej, bo do wojska jest więcej chętnych niż miejsc.

Czy rzeczywiście "za mundurem panny sznurem"?
Na pewno coś w tym jest, mężczyzna w mundurze wygląda dobrze. Nawet ślub brałem w mundurze. Mało mogę jednak powiedzieć na ten temat, bo swoją żonę - Annę, znam "od piaskownicy". Jako jeden z niewielu ożeniłem się w trakcie nauki w szkole oficerskiej, na co musiałem mieć zgodę komendanta. Przyjeżdżałem do domu tylko na weekendy, domowymi obowiązkami zajmowała się żona. Wyjątkiem była służba w Stavanger, wtedy to ona była głównym księgowym i odpowiadała za wypłaty pensji polskim oficerom, wynajem mieszkań, opłaty za naukę dzieci, opiekę zdrowotną, podróże służbowe. Dodam, że roczny budżet wynosił 6 mln euro i to wszystko musiała rozliczać żona! Zuch!

Kobiety są potrzebne w armii?
Tak, ale są stanowiska, których nie wytrzymują. W artylerii na przykład trzeba nosić pociski ważące po 46 kilogramów, co dla kobiety stanowi zbyt duże obciążenie. Co innego, jeżeli dowódcą plutonu jest pani porucznik, wtedy musi być odpowiednio zdolna wytrzymałościowo i siłowo. Kobiety w wojsku chcą być traktowane na równi. Pewnego razu, podczas szkolenia językowego w Kanadzie, chciałem przepuścić młodszą stopniem kobietę w drzwiach, a ona się wręcz obraziła. W polskim wojsku jest ich coraz więcej, ale w porównaniu z innymi krajami jest to ciągle bardzo mały odsetek.

Skąd się wzięła "wojskowa grochówka"?
Właściwie to nie wiem. Codziennie na śniadanie była zupa mleczna albo ser, poza tym jedzenie było urozmaicone. Grochówka była, ale tylko w piątki, razem ze śledziem lub dorszem na drugie danie.

Czy wprowadzał Pan wojskową dyscyplinę do domu?
Oczywiście, że nie. Zakładałem dres i był to czas na odpoczynek. Uważam, że przenoszenie zwyczajów z wojska do domu jest mitem. Nawet żona bardzo wulgarnego Charlesa de Gaulle'a opisywała w książce o nim, że swoje przekleństwa zostawiał on w koszarach.

Nie brakuje Panu wojska i kolegów z armii?
Czasem się spotykamy, szczególnie przy okazji wojskowych uroczystości. Tak sobie życie ułożyłem, że 37 lat odsłużyłem w armii i na pewno za nią nie tęsknię. Wojsko mi jednak dużo dało i teraz wiem, że było warto w ten sposób przeżyć te wszystkie lata.

Rozmawiała Magdalena Czarnota

Podczas lubelskich obchodów Święta Wojska Polskiego
15 sierpnia na pl. Litewskim o godz. 10.30 płk Eugeniusz Przeniosło odbierze medal "60 lat udziału Polski w misjach zagranicznych" za wkład w planowanie udziału jednostek polskich w misjach poza granicami kraju.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski