Krowy a sprawa polska

Nie wiem, czy tzw. poprawność polityczna pozwala pisać o krowach Kalego, bo się ową poprawnością nie za bardzo interesuję, ale to jeden z naszych noblistów włożył w usta mieszkańca Afryki typowo polskie rozumowanie, że "kiedy Kalemu ktoś ukraść krowy, to źle, a kiedy Kali komuś - to dobrze". Ta zasada dzisiaj ma się coraz lepiej.

Znajomy podjechał swoim drogim samochodem na stację benzynową, zrobić to, co głównie na stacjach się robi. Nie, nie kupić wódkę. Zatankować. Kiedy to czynił, porywisty wiatr otworzył gwałtownie klapę stojącego obok dystrybutora pojemnika na śmieci i uderzył nią w samochód, uszkadzając lakier i blachę. Wszystko widzieli pracownicy stacji i "współtankujący". Ubezpieczenie tak drogiego samochodu nie jest równe kosztami bułce z masłem, a i ubezpieczenie stacji największego w Polsce dystrybutora to również zapewne nielichy wydatek. Wszystko wydawałoby się oczywiste, ale nie ma chętnego do zrekompensowania znajomemu poniesionych kosztów! Płacić to nam, ale nie my! Niby znowu pojawia się jakieś znajome hasełko, ale znowu jakoś odwrotnie.

Spróbuj człowieku spóźnić się z daniną na rzecz ZUS-u,jakiegoś operatora czy dystrybutora choćby o dzień - kara pewna i krzyk od pierwszej chwili. Spróbuj z kolei upomnieć się o należne tobie pieniądze - głuchota zbiera krwawe żniwo. Ja rozumiem, że urzędnik musi się wykazać, bo wyda się, że jest zbędny, ale znajmy proporcje, mociumpaństwo!

Lada chwila, w kwestii finansów, ujrzy światło dzienne kolejny, dobrze znany proceder. Skoro mamy już jesień, zbliża się koniec roku i zacznie się wydawanie na bzdury różnych pieniędzy, "bo się nie dostanie następnych". To może zmienić tego, który tak fatalnie nimi gospodaruje? No, chyba że ma na imię Kali.