Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kapitanie, stopy wody pod kilem! Rozmowa z kapitanem okrętu ORP "Lublin"

IL
Piotr Mazurek dowodzi ORP "Lublin" już od ponad pięciu lat. Kapitan okrętu pochodzi z Lublina
Piotr Mazurek dowodzi ORP "Lublin" już od ponad pięciu lat. Kapitan okrętu pochodzi z Lublina Anna Kurkiewicz
Kapitan okrętu ORP "Lublin" Piotr Mazurek, o dyscyplinie, miłości do morza i ciągłej tęsknocie za rodziną.

Pana przygoda na pokładzie ORP "Lublin" rozpoczęła się 1 marca 2009 roku. Wtedy oficjalnie został Pan kapitanem okrętu. Czy to było Pana marzenie?
Co najdziwniejsze, pasja narodziła się daleko od morza. Zawsze marzyłem o karierze żołnierza zawodowego. Musiałem jedynie wybrać rodzaj sił zbrojnych, w których będę tę służbę pełnił. Najbardziej egzotyczna wydawała mi się praca w marynarce wojennej. Pierwszy raz w życiu udałem się nad Bałtyk dopiero na egzaminy wstępne do Akademii Marynarki Wojennej. Z czasem okazało się, że odnalazłem swoje prawdziwe powołanie i robię teraz to, co kocham.

Jest Pan pierwszym kapitanem w rodzinie?
Mój ojciec był żołnierzem #zawodowym. To on wpoił mi #dyscyplinę, której przyznam, szczerze wtedy nienawidziłem. Teraz sam jestem żołnierzem i staram się wyegzekwować od innych to, czego wymagał ode mnie mój ojciec.

Jak wygląda codzienne życie na okręcie? To chyba musi być duże wyzwanie.
Specyfika naszej służby jest inna niż na przykład praca w marynarce handlowej. My działamy w szeroko pojętej dziedzinie obronności. Swoim poświęceniem staramy się zapewnić społeczeństwu poczucie bezpieczeństwa, szczególnie w obecnych trudnych czasach. Mimo iż w tym momencie jesteśmy niejako w uśpieniu, cały czas ćwiczymy, podwyższamy swoje umiejętności, dbamy o kondycję, a także o powierzony sprzęt. W morzu spędzamy około 90 dni w roku. Średnio jest to tydzień lub dwa w miesiącu. Wykorzystujemy wtedy każdą wolną chwilę, sprawdzamy działanie sprzętu, a także i ludzi. Wszystko jest podporządkowane odpowiednim regulaminom i nie ma miejsca na przypadek czy jakieś niedociągnięcia.

Jak daleko po morskich falach może mknąć nasz "Lublin"?
Ograniczają nas niestety tzw. autonomiczność oraz zasięg okrętu. Obszar naszego działania ma promień około 5 tys. mil morskich, czyli 8-9 tys. km. Wliczamy w to całe Morze Bałtyckie, wszystkie porty państw skandynawskich, obszar cieśnin duńskich, Morze Północne, wybrzeże Norwegii, Wyspy Brytyjskie, całe wybrzeże Hiszpanii oraz Francji za kanałem La Manche.

Po przybiciu do portu jest czas na zwiedzanie?
Oczywiście. Nasze wizyty w portach to nie tylko praca. Jesteśmy zapraszani m.in. na International Navy Days w Belgii. Często przyjmujemy też przedstawicieli innych marynarek, zazwyczaj NATO oraz gościmy przy okazji różnych świąt w wybranych portach. Wtedy mamy okazję, aby odrobinę się zrelaksować.

Co Pan czuje wypływając w morze? Spokój, ulgę, zastrzyk pozytywnej energii?
To ewoluuje. Kiedyś była to ogromna ekscytacja, ale przez lata trochę mi się to wszystko opatrzyło (śmiech). Pomimo to staram się nie popadać w rutynę. Na mnie, jako na dowódcy okrętu, ciąży duża odpowiedzialność nie tylko za własną skórę, ale także za podległych mi 50 osób oraz sprzęt olbrzymiej wartości, za który odpowiadam głową.

Podczas służby zdarzały się sytuacje kryzysowe? Życie załogi było zagrożone?
Morze jest naprawdę silne. Można go nie doceniać, uważać, że okiełznało się ten żywioł, ale prędzej czy później i tak pokaże swoje rogi. Woda jest zdradliwa. Jej temperatura pomiędzy październikiem a marcem jest bardzo niska. Osoba, która np. nocą wypadnie za burtę, może przebywać w takich skrajnych warunkach od kilku do maksymalnie kilkudziesięciu minut. Nawet helikopter wezwany na czas może nie zdążyć z pomocą.

Do jakich misji jest przygotowany Pana okręt?
Możemy obronić siebie i załogę oraz dzięki uzbrojeniu stworzyć realne zagrożenie na naszym polu walki. Okręt może zabrać około 100 żołnierzy z indywidualnym ekwipunkiem i do 17 pojazdów bojowych. Ponadto jesteśmy w stanie, w ramach działań bojowych, wykonywać zadania transportu morskiego oraz ewakuować ludność cywilną z zagrożonych terenów.

Służbę w marynarce można pogodzić z życiem rodzinnym?
Jest bardzo ciężko, zwłaszcza w rodzinie wojskowej, takiej jak moja. Żona też służy w marynarce. Półtora roku temu urodziła nam się córeczka Gabriela. To wywróciło nasze życie do góry nogami. Wcześniej była tylko praca i ewentualnie jakaś rozrywka. Teraz doszły nam dodatkowe obowiązki. Będąc na morzu, coraz częściej wracam myślami do domu. Bardzo się martwię o moich bliskich.

Gabriela była już na okręcie?
Wielokrotnie. Już nawet spaceruje o własnych siłach po jego pokładzie.

Złapie kiedyś bakcyla? Tato ma w końcu taki ciekawy zawód.
Niewykluczone. Oczywiście nie będę stawał jej na drodze, chociaż to ciężka praca.

Dla kobiety?
Uważam, że dla każdego jest jakaś nisza w każdym zawodzie. Jeśli chodzi o służbę w wojsku czy w marynarce, kobiety sprawdzają się idealnie. W większości przypadków przez tę presję, która na nich ciąży i walkę z krzywdzącymi stereotypami, starają się o wiele bardziej i wykonują swoje obowiązki nawet lepiej niż mężczyźni.

Rozmawiała Ilona Leć

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski