Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Geniusz, który uwodził aktorów

Magda Huzarska-Szumiec
Był wielkim kreatorem, który potrafił zmienić się w nieśmiałego i niewinnego chłopca.
Był wielkim kreatorem, który potrafił zmienić się w nieśmiałego i niewinnego chłopca. Fot. Archiwum
Podczas premiery "Dziadów" leżał nieprzytomny w domu Anny Polony. Mama aktorki co chwilę sprawdzała, czy nie zemdlał. Kiedy okazało się, że spektakl odniósł sukces, reżyser od razu ożył.

Jest zimny lutowy wieczór 1973 roku. Do Starego Teatru wchodzą pierwsi widzowie. Zostawiają w szatni palta, rozgrzewają zmarznięte ręce. Wśród publiczności jest wielu warszawskich notabli. Kto będzie chciał, wyłowi wzrokiem urzędników Ministerstwa Kultury i członków Komitetu Centralnego. Przyjechali do Krakowa, by wziąć udział w pierwszym otwartym pokazie "Dziadów". Zdecydują, czy przedstawienie może być w ogóle grane i czy nie dojdzie po nim do zamieszek, jakie miały miejsce w 1968 roku po inscenizacji Kazimierza Dejmka w Warszawie.

Herbatka miętowa najlepsza na dygot
Reżysera nie ma w teatrze. Konrad Swinarski leży na kanapie w mieszkaniu Anny Polony na pl. Słowiańskim. Mama aktorki ugotowała dla niego obiad. Ale on nie chce go jeść. Kładzie się, zapada w półdrzemkę. Mama Anny Polony co chwilę sprawdza, co się z nim dzieje, czy przypadkiem nie zemdlał. Na jej prośbę od czasu do czasu podnosi głowę, by łyknąć miętowej herbaty.

- To był trudny dzień. Rano robiliśmy jeszcze poprawki. Podczas próby Konrad dostał ataku nerwicy lękowej. Cały dygotał. Poszliśmy do lekarza teatralnego. Dał mu jakiś zastrzyk. Nic nie pomógł. Było jeszcze gorzej. Zaprowadziłam go do mojej mamy, która za nim przepadała. Zostawiłam go pod jej opieką i wróciłam do teatru - relacjonuje Anna Polony.

Na widowni rozlegają się brawa. Publiczność jest pod wrażeniem. Nawet partyjna komisja wyraża się w superlatywach. Jan Paweł Gawlik, dyrektor teatru, dzwoni do reżysera. Mówi, że jest sukces. Konrad Swinarski podrywa się z kanapy. Siada do stołu i je swoją ulubioną potrawę, czyli nerkówkę z ryżem. Kiedy Gawlik przychodzi po niego, reżyser jest już w pełnej formie.

- Każdy twórca robi przedstawienia o sobie. Ale Konrad tak naprawdę je rodził, wyciągał ze swoich trzewi. To był kolosalny wysiłek. Musiał odbić się na jego psychice - twierdzi Józef Opalski.

Zdarte tenisówki, pokłócone aktorki
Rok 1965. Swinarski przyjeżdża do Krakowa. Jest już znanym na świecie reżyserem, w Berlinie zrobił "Marata", który został przyjęty entuzjastycznie. Marzy mu się "Woyzeck" i "Nie-Boska komedia", ale Warszawa nie jest tymi tytułami zainteresowana. Ówczesny dyrektor Starego Teatru Zygmunt Hübner obiecuje, że będzie mógł wystawić obydwie sztuki w Krakowie. Ale na razie przyjeżdża wyreżyserować "Żałosną i prawdziwą tragedię pana Ardena z Feversham w hrabstwie Kent przez nieznanego Autora opowiedzianą".

Kraków nie wita go entuzjastycznie. Jednak szybko podbija serca aktorów.

Potrafi być czarujący, serdeczny, błyskawicznie zaprzyjaźnić się. Lgnie do aktorów, a oni do niego. Na próbach szaleje. Najpierw długo analizuje tekst. Na jedną linijkę potrafi poświecić nawet cztery godziny. Kiedy aktorzy wstają od stolika i wychodzą na scenę, biega z nimi, zdziera tenisówki, usiłuje każdemu pokazać, jak ma zagrać swoją rolę. Ale za chwilę siada wyciszony na widowni, mówi szeptem, stwarza atmosferę intymności, uwodzi.

Na próbach wykorzystuje prywatne historie aktorów, o których mu opowiadają. Potrafi robić to delikatnie, subtelnie. Jednak czasami zmienia się w prawdziwego manipulatora.

Podczas prób "Pokojówek", w których grają Anna Polony, Ewa Lasek i Mirosława Dubrawska, skłóca z sobą koleżanki. Ich prywatne nieporozumienia wykorzystuje w spektaklu.

- W Krakowie obnażał aktorów psychicznie i efekt wyzyskiwał na scenie, a oni byli wdzięczni, że wydobywa z nich takie tony, jak nikt dotąd. Stary Wiktor Sadecki był gotów grać gołego Senatora, jeśli Kondzio tak każe... Trzy aktorki w "Pokojówkach" pozwalały, by Swinarski je rozdrażniał, manipulował nimi, doprowadzał do wściekłości - byle z tych emocji wyłoniła się sztuka - pisze Magdalena Grochowska w tekście pt. "Coraz wyżej i wyżej".

Jest wielkim kreatorem, który za chwilę potrafi zmienić się w nieśmiałego, niewinnego chłopca. - Rybko - mówił do żony, kiedy widzą się przed jedną z premier - teraz przećwiczę skromny ukłon i zawstydzenie.

Nocne rozmowy w ciasnym pokoju
Żona, Barbara Swinarska, mieszka w Warszawie, w Krakowie bywa rzadko. - Myśmy jej wtedy nie znali - wspomina Józef Opalski. - Konrad mieszkał sam, na ostatnim piętrze w Starym Teatrze. Pokój był bardzo ciasny, pełen książek. Panował tam wieczny bałagan. Ale w nocy ze SPATiF-u często szło się do Konrada przegadać jeszcze najważniejsze sprawy dotyczące spektaklu. Oczywiście wszystko to odbywało się przy wódce.

To małe mieszkanie zaczyna mu ciążyć. Pisze list do władz, prosząc o większy lokal: "Marzeniem moim jest to, ażeby móc prowadzić próby wieczorne w mieszkaniu, tak jak malarz, który pracuje w swojej pracowni. Przepraszam, że Pana kłopoczę tą sprawą, ale załatwienie jej trwa 10 lat, a nikt nie wie, do którego roku życia jest się reżyserem".

Mieszkanie dostaje w plombie na ulicy Szerokiej. Powinien się cieszyć, ale w liście do żony pisze: "To moje mieszkanie jest niewolą wolności, wyobraź sobie Telewizor, Adapter, Książki, Magnetofon, Lodówka, Elektrolux - Śmierć. Wyjeżdżam na przyszły rok na marny los na Zachodzie, ażeby zacząć od początku".

- W momencie kiedy coś osiągnął, przestawało go to interesować. Dotyczyło to zarówno rzeczy, ludzi, jak i miejsc, w których przebywał. Chce uciec z Krakowa, równocześnie zabiega o większe mieszkanie w Krakowie - pisze Barbara Swinarska w liście do krytyka teatralnego Zygmunta Grenia.

Wielkie "Dziady" narodziły się w szpitalu
Przyjaciele widzą, że reżyser jest coraz bardziej chory. Nie służy mu alkohol, którego jest wciąż więcej. Scenograf Kazimierz Wiśniak odbiera go kiedyś z pociągu, kiedy ten przyjechał z Zurychu. Jest w złym stanie. Idą do hotelu Cracovia. Na Błoniach spotykają Jana Pawła Gawlika. Dyrektor proponuje, że załatwi mu łóżko w szpitalu psychiatrycznym. Swinarski się zgadza. Terapia na jakiś czas pomoże.

- To Gawlik przyniósł mu do szpitala "Dziady" - opowiada Józef Opalski. - Konrad przeczytał je jednym tchem. Od razu zaczęły świecić mu się oczy. Gdyby Gawlik tego nie zrobił w momencie kryzysu, pewnie nie mielibyśmy genialnego dzieła.

Jest sierpień rok 1975. Konrad Swinarski jest w trakcie prób do "Hamleta". Scenografia i kostiumy są już gotowe. Aktorzy na razie wyjechali na wakacje. Reżyser przyjmuje zaproszenie od irańskiej cesarzowej Farah Diby na festiwal sztuki w Szirazie. Chce tam pojechać, bo w przyszłym roku jest szansa pokazania tam "Dziadów". Ma kłopoty z uzyskaniem wizy. Mówi żonie, że wydrze ją urzędnikom z gardła.

Na samolot czeskich linii lotniczych prawie się spóźnia. Jest ostatnim pasażerem, który 19 sierpnia 1975 roku wsiada do Iła-62. Samolot rozbija się podczas lądowania pod Damaszkiem. Jedni mówią o winie pilota. Inni o zestrzeleniu przez Arabów. Trumna ze szczątkami reżysera przylatuje do Polski kilka dni później.

***

Najpiękniejsze spotkania z Konradem Swinarskim. Krakowscy aktorzy nigdy ich nie zapomną. Niezależnie od tego, czy miały one miejsce w teatrze czy na plaży.

Anna Polony
Znaleźliśmy się w jednym pomieszczeniu. Odwróceni od siebie. Ja poprawiałam przed lustrem włosy, on z kimś rozmawiał. Nie znałam tego głosu. Odwróciłam się. On też się odwrócił. Popatrzyłam w te ogromne, ciemne oczy w kształcie migdałów z rozszerzonymi źrenicami. Przeżyłam wstrząs. Myślę, że to, co wydarzyło się między nami, najlepiej oddaje wiersz Wisławy Szymborskiej "Przy winie".

Spojrzał, dodał mi urody,
a ja wzięłam ją jak swoją.
Szczęśliwa, połknęłam gwiazdę.

Pozwoliłam się wymyślić
na podobieństwo odbicia
w jego oczach. Tańczę, tańczę
w zatrzęsieniu nagłych skrzydeł.

Stół jest stołem, wino winem
w kieliszku, co jest kieliszkiem
i stoi stojąc na stole.
A ja jestem urojona,
urojona nie do wiary,
urojona aż do krwi.

Mówię mu, co chce: o mrówkach
umierających z miłości
pod gwiazdozbiorem dmuchawca.
Przysięgam, że biała róża,
pokropiona winem, śpiewa.

Śmieję się, przechylam głowę
ostrożnie, jakbym sprawdzała
wynalazek. Tańczę, tańczę
w zdumionej skórze, w objęciu,
które mnie stwarza.

Ewa z żebra, Wenus z piany,
Minerwa z głowy Jowisza
były bardziej rzeczywiste.

Kiedy on nie patrzy na mnie,
szukam swojego odbicia
na ścianie. I widzę tylko
gwóźdź, z którego zdjęto obraz.

Anna Dymna
Po raz pierwszy spotkałam się z Konradem zaraz po szkole teatralnej, kiedy robiłam zastępstwo za Joasię Żółkowską w roli Dziewczyny w "Dziadach". Miałam tylko jedną próbę przed spektaklem, która trwała około godziny. To było coś niesamowitego. Przez tę godzinę Konrad otworzył przede mną i we mnie jakąś przestrzeń, ogromną, nieskończoną... odwagi, wolności, poszukiwań, możliwości, radości, miłości. I do dziś, przez całe życie ten świat jest mój!

Konrad był świetnym psychologiem. Obserwował nas wnikliwie, dzięki czemu potrafił wyciągnąć z nas rzeczy, które mieliśmy głęboko schowane wewnątrz, a nawet czasem nie podejrzewaliśmy ich istnienia. Przenikało to do naszej pracy, ale nie niszczyło psychiki, bo potrafił robić to mądrze, delikatnie, z czułością.

To, że spotkałam na swojej drodze Konrada, było największym szczęściem, jakie mogło mi się przydarzyć w teatrze. Bez niego nie byłabym tym, kim jestem. W pewnym sensie napiętnował mnie czymś najważniejszym. Dzięki niemu zrozumiałam, że bez miłości tego trudnego zawodu nie da się uprawiać. I do dzisiaj mam taki stosunek do aktorstwa. A w najtrudniejszych momentach, przy podejmowaniu ważnych decyzji myślę sobie: "Konrad we mnie wierzył, nie mogę go zawieść".

Jerzy Trela
Ważnych spotkań z Konradem miałem wiele, szczególnie tych artystycznych. Ale o nich nie będę mówił, bo wszyscy wiedzą, jak wielkim był artystą. Wolę opowiedzieć o tym, jak wyjątkowym był człowiekiem.

Byłem wtedy bardzo młodym aktorem. Zacząłem dopiero grać w teatrze Rozmaitości, dzisiejszej Bagateli. Z kolegami założyliśmy tam grupę Proscenium i przygotowaliśmy przedstawienie pt. "Nos Gogola". Pewnego razu na spektaklu pojawił się Konrad Swinarski. Po zakończeniu przyszedł za kulisy i podziękował mi za rolę. Zrobił to w taki ujmujący sposób, że pamiętam to do dziś. A był już wtedy wybitnym reżyserem, ja niemal debiutantem.

Później przekonałem się, że ma wyjątkowe poczucie humoru. Nie zapomnę, jak próbowaliśmy "Wyzwolenie". Przez całą próbę męczył nas sens Automedona. Nie mogliśmy go rozszyfrować. Powtarzałem tę kwestę z siedem razy. Byłem już od tego spocony. W końcu Konrad zaczął się śmiać i krzyknął: "Już wiem, co to jest ten Automedon. To jest taki proszek do mycia samochodów". Oczywiście następnego dnia o woźnicy rydwanu Achillesa Konrad wiedział już wszystko.

Nie zapomnę też naszego wyjazdu na festiwal filmowy do Gdyni, gdzie byliśmy z "Sędziami". Był początek września. Przezornie wziąłem z sobą kocyk mojego synka, bo pomyślałem, że jeśli będzie pogoda, to trochę się poopalam nad morzem. I rzeczywiście była. Siedliśmy z Konradem i Jankiem Nowickim na plaży i rozmawialiśmy o "Fantazym", w którym miał on wtedy grać. Tak sobie gadamy, a wiatr od morza coraz mocniej zaczyna przywiewać. Przypomniałem sobie, że Konrad ma problemy z korzonkami, więc powiedziałem: "Weź kocyk, bo doprawisz sobie te korzonki". On się bardzo wzruszył tym, że dałem mu kocyk mojego dziecka. Bo dla niego ważny był każdy ludzki gest.

Był ojcem chrzestnym mojej córki. Po uroczystości poszliśmy na skromną kolację do domu. Konrad bardzo to przeżywał, dla niego taka sytuacja była niesamowita. Wychodził już, ale zatrzymał się w przedpokoju i poprosił, czy mógłby jeszcze raz spojrzeć na swoją córkę chrzestną. Stanął przy jej łóżeczku i długo na nią patrzył. Po czym wyszedł. Więcej go nie zobaczyłem.

Józef Opalski
Pewnego wieczoru przyszedł do mnie Konrad. Usiadł na kanapie, a ja włączyłem kwartety Schuberta i poszedłem do kuchni po grzanki. Niosłem je na talerzu. Gdy tylko wszedłem do pokoju, nagle talerz pękł. Konrad zaczął się okropnie śmiać i powiedział: To chyba nasze ostatnie spotkanie. Niestety, miał rację.

Konrad Swinarski (ur. 4 lipca 1929 w Warszawie, zm. 19 sierpnia 1975 pod Damaszkiem). Reżyser, inscenizator i scenograf. Uważany za jednego z najwybitniejszych twórców w historii polskiego teatru.

Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Twitterze
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska