Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sagi Lubelszczyzny: Joanna Kowalska wspomina Wolskich, Kiwakowskich i Poznakowskich (ZDJĘCIA)

Marcin Jaszak
Joanna Kowalska wspomina Wolskich, Kiwakowskich i Poznakowskich
Joanna Kowalska wspomina Wolskich, Kiwakowskich i Poznakowskich Anna Kurkiewicz
Jadwiga i Irena do końca życia czuły się kresowiankami oraz miały nadzieję, że kiedy skończy się wojna, wrócą do domu. Joanna Kowalska wspomina Wolskich, Kiwakowskich i Poznakowskich.

Rok 1920, proboszcz kościoła rzymskokatolickiego w Lityniu sporządza wyciąg metryczny z aktu zgonu: "... Roku pańskiego tysiąc ośmiuset dziewiętnastego, dnia dziewiętnastego grudnia zmarł w Lityniu w łączności z Kościołem Zygmunt Wolski, pięćdziesięciu sześciu lat. Zwłoki, którego pochowane są dwudziestego pierwszego grudnia na cmentarzu parafialnym. Pozostała jego żona Helena z domu Kiwakowska, syn Stanisław i córki Maria, Jadwiga..." Czy możemy zacząć historię od tego dokumentu? Data zgonu jest chyba pomyłką?
Chodziło o tysiąc dziewięćset dziewiętnasty rok. Wtedy to bolszewicy rozstrzelali mojego pradziadka Zygmunta, który był inżynierem leśnikiem Lasów Państwowych w Lityniu. Przed śmiercią pozwolono mu sporządzić testament. Proszę posłuchać: "... Ja, niżej podpisany, Zygmunt Francewicz Wolski, będąc w pełni władz umysłowych, przekazuję cały swój majątek niezapomnianej mojej żonie, Jelenie Aleksandrownie z domu Kiwakowskiej, Wolskiej i moim dzieciom: Stanisławowi, Marii i Jadwidze w równych częściach... Proszę żonę, żeby wyjechała do swojej rodziny, Stanisławowi zapewniła wykształcenie techniczne, a córkom zgodnie z ich zdolnościami. Proszę, żeby wychowała dzieci w miłości Boga i ludzi. Żeby wybaczyła im wyrządzone krzywdy... Niech spełni się wola Boga. Niech zawsze podążają drogą sprawiedliwości i prawdy. Niech zawsze będą uczciwi... Wybaczcie mi wyrządzone przeze mnie krzywdy i nieprzyjemności. Moja miłość do Was była ogromna, ale nie zawsze potrafiłem zapanować nad swoimi nerwami przy ocenie swoich czynów... Wybaczam wszystkim wyrządzone mi krzywdy i proszę ich o to samo. Niech wierzą, że nie było zamierzonego zła w moich czynach. Jeśli taka jest wola Boża, śmierć przyjmę spokojnie..."

Helena wypełnia wolę męża i...
Zabiera majątek, który da się przewieźć i ucieka do Lublina. Tu mieszkał brat pradziadka Władysław Wolski, który był lekarzem weterynarii. Rodzina zatrzymuje się u niego w kamienicy przy ulicy Narutowicza 30, jednak po jakimś czasie powracają w rodzinne strony prababci do Ostroga, niedaleko Równego. Tam za oszczędności prababcia kupuje kamienicę na rogu ulicy Tatarskiej. O tu, na tej fotografii Helena z dziećmi stoją przed tym domem.

Zapytam jeszcze o wolę Zygmunta i wykształcenie dzieci.
Syn Stanisław bierze udział w wojnie polsko-bolszewickiej. Podczas jednej z potyczek zostaje postrzelony w nogę i w 1923 roku umiera na gruźlicę kości. Został pochowany w Lublinie, na cmentarzu przy ulicy Lipowej. Jadwiga, moja babcia, kończy jeszcze w Lublinie w 1922 roku gimnazjum sióstr urszulanek, a w 1926 roku zdaje maturę w prywatnym seminarium nauczycielskim żeńskim sióstr niepokalanek w Maciejowie Wołyńskim.

Rozpoczęliśmy historię od 1919 roku, ale widzę zdjęcia, a fotografie datowane na drugą połowę dziewiętnastego wieku.
O tak. Kiedy dziadkowie Jadwiga i Antoni Poznakowscy uciekali podczas wojny z Ostroga, zabrali część dokumentów i zdjęć. A ta fotografia pochodzi z około 1866 roku. Pradziadek Zygmunt jako oko-łotrzyletnie dziecko z siostrą i rodzicami Franciszkiem i Zofią ze Szczepkowskich. O nich nie wiem nic. Ale cokolwiek dowiedziałam się o rodzicach Heleny, mojej pra-babci. Helena Kiwakowska urodziła się w kwietniu 1884 roku, więc była młodsza od Zygmunta o ponad dwadzieścia lat. Jej rodzice to Aleksander i Ludwika z Roszów. Nie wiem jednak, jakie było nazwisko rodowe Aleksandra, bo historia jest taka, że Aleksander był synem powstańców, którzy byli jednymi ze współorganizatorów powstania styczniowego w Siemiatyczach. Za udział w powstaniu zostali rozstrzelani, a ich majątek skonfiskowano. Ich dwoje dzieci, w tym właśnie Aleksander, na szczęście zostało zabezpieczonych finansowo, jednak musiały uciekać z tamtych okolic. Pomogli im w tym przyjaciele rodziny. Jednak, aby dzieci były bezpieczne, zmieniono im nazwisko na Kiwakowscy, od okolicznej wsi Kiwaki. To tyle, co wiem na temat wcześniejszych losów rodziny.

Możemy zatem wrócić do Ostroga.
Babcia Jadwiga kończy szkołę i rozpoczyna pracę jako nauczycielka i poznaje Antoniego Poznakowskiego. Może przytoczę część jego życiorysu, który pisał w 1944 roku już w Lublinie. "...Urodziłem się 14 stycznia 1896 roku w Białoszowie, powiat Zdołbunów na Wołyniu. W czasie wybuchu wojny światowej w sierpniu 1914 roku, pobierałem naukę w szkole średniej w Ostrogu. W sierpniu 1915 roku skierowano mnie do wojska rosyjskiego, gdzie po krótkim przeszkoleniu skierowano mnie na front. Po zakończeniu wojny światowej i odzyskaniu niepodległości zostałem zamianowany z dniem 1 stycznia 1921 roku tymczasowym nauczycielem 2-klasowej publicznej szkoły powszechnej w Międzyrzeczu na Wołyniu. Dnia 1 września 1922 roku zostało mi powierzone pełnienie obowiązków kierownika tej szkoły, której stopień organizacyjny został przeniesiony do 6 klas..." Dalej opisuje kolejne stanowiska, które obejmował. W 1932 roku został kierownikiem szkoły w Klewaniu. Wtedy też urodziła się moja mama Irena. Zawsze powtarzała ze śmiechem, że urodziła się w Ostrogu, na rogu Tatarskiej ulicy. Dziadek pisze też w życiorysie, że po zajęciu Wołynia przez Niemców został wraz z innymi kolegami zwolniony z pracy. Wtedy właśnie rozpoczęli wspólnie z babcią Jadwigą tajne nauczanie w Ostrogu.

Przepraszam, że na chwilę zmienię temat. Nazwisko Poznakowski to zbieżność, czy jesteście jakimiś krewnymi z Ryszardem Poznakowskim?
Dziadek Antoni to też dziadek Ryśka. Z tym tylko, że dziadek, kiedy żenił się z babcią, miał dwóch synów z poprzedniego małżeństwa - Czesława i Jerzego. Czesław to ojciec Ryśka.

No to już wiem. Wspominała Pani, że Poznakowscy musieli uciekać z Ostroga.
Nie tak od razu. Dopiero w 1944 roku. Ich ucieczka wiązała się po części z udziałem dziadka w pierwszej wojnie. Jak opowiadała babcia, dziadek służył ze Stalinem i był jego przełożonym. Kiedy Stalin doszedł do władzy, starał się likwidować wszystkie osoby związane z jego przeszłością. Dlatego dziadek musiał uciekać do Lublina.

Czyli nie było to w związku z Rzezią Wołyńską?
Historia ze Stalinem spowodowała, że dziadek wyjechał wcześniej, a później, kiedy zaczęło się na Wołyniu robić niebezpiecznie, wrócił po rodzinę. Historia Ostroga jest taka, że w 1939 roku był zajęty przez ZSRR i włączony do Ukraińskiej Republiki Ludowej. Wtedy około sześćdziesięciu procent mieszkańców zostało wywiezionych na Syberię. Kiedy w 1941 roku Ostróg zajęli Niemcy, rozpoczęła się likwidacja Żydów. Jak czytałam, rozstrzelano tam blisko siedem tysięcy osób. A później zaczęła się Rzeź Wołyńska. Na początku stycznia 1944 roku ludność polska broniła się przed UPA przez dwa tygodnie w miejscowym klasztorze i budynku więzienia, a podczas całego okresu rzezi zamordowano tam blisko stu dwudziestu Polaków. Wtedy właśnie, na początku 1944 roku, rodzina ucieka do Polski. Mam ich dowód przekroczenia granicy. Według tego, wspólnie z nimi jechali Dionizy i Amelia Kucharscy oraz Gracjan Prokopowicz. Mama strasznie wtedy rozpaczała, bo dzień czy dwa przed wyjazdem zamordowano jej najlepszą koleżankę ze szkoły. Dom, który zostawili, stoi w Ostrogu do dzisiaj.

Odwiedziła Pani kiedyś tamte strony?
Pojechałam tam trzy lata temu z moim najmłodszym synem Łukaszem. Dom z zewnątrz wyglądał zupełnie jak na tym zdjęciu. Mieszkający tam Ukraińcy byli na tyle uprzejmi, że wpuścili nas do środka. Chodziłam tam i wyobrażałam sobie krzątającą się po tych czternastu poko-jach babcię. Powiem panu, że miałam łzy w oczach, bo przypomniałam sobie właśnie babcię i jej podejście do życia. Do końca swoich dni było jej żal tego domu, a przede wszystkim miejsca, z którego pocho-dziła. Rozpaczała, że już tam nigdy nie wróci i nigdy nie udało się jej odwiedzić tego miejsca.

A podejście do życia? O co chodzi?
Babcia nigdy nie przywiązywała wagi do rzeczy. Zawsze powtarzała, że dwa razy w życiu straciła zbyt wiele, żeby teraz przejmować się gromadzeniem jakichkolwiek sprzętów czy rzeczy. A w Ostrogu zostawili naprawdę bardzo wiele. Meble, dzieła sztuki, porcelanę czy srebra. Zostawili to wszystko pod opieką jednej z Ukrainek, bo byli przekonani, że ten wyjazd jest tylko tymczasowy, że kiedy skończy się wojenna zawierucha, to wrócą w rodzinne strony. Nieraz przez to podejście mojej babci miałam z nią sprzeczki. Jej racje zrozumiałam dopiero po latach.

Zostały nam lubelskie losy rodziny.
Dziadek Antoni zmarł na raka w 1945 roku i babcia została sama. Nigdy nie szukała innego mężczyzny, bo uważała, że żaden nie potrafiłby dorównać jej mężowi. Przez całe życie uczyła chemii i fizyki w szkole numer 24. Zresztą uczyła i mnie. Tu mam jedno z ciekawszych zdjęć z tamtego okresu z 1948 roku. Babcia prowadziła wtedy pod egidą Caritasu kolonie i obozy dla ubogich dzieci. Na zdjęciu wśród dzieci stoi obok kardynała Wyszyńskiego. Mama z kolei została położną i pracowała w szpitalu na Lubartowskiej w Lublinie. Obydwie kochały swoje zawody i poświęcały się im bez reszty. Pamiętam, że babcia nigdy nie przeklęła i nie usłyszałam, aby powiedziała o kimś złe słowo. Kiedy złapała muchę, to ją wypuszczała za okno, bo twierdziła, że to też stworzenie boże, które ma prawo do życia. Pamiętam, że raz w swojej całej karierze zawodowej zostawiła ucznia na drugi rok w tej samej klasie. Proszę sobie wyobrazić, że do końca swoich dni miała z tego powodu wyrzuty sumienia i żałowała tej decyzji. Mówiła, że może gdyby go nie zostawiła na drugi rok, to nie trafiłby do złego towarzystwa, a później do wię-zienia. Gdyby dała mu wtedy szansę, jego życie mogłoby się potoczyć inaczej. Nie zmarnowałby sobie życia. Chyba więcej o lubelskich losach rodziny panu nie opowiem, bo zależało mi właśnie na historiach wołyńskich. Uważam, że jestem to winna mojej babci i mamie. One do końca czuły się kresowiankami i bardzo wiele dobrego od nich się nauczyłam. A teraz wspominam, bo z biegiem lat przychodzi jakiś taki czas refleksji. Po latach codziennych obowiązków przychodzi odpoczynek i człowiek zaczyna wracać do czasów młodości, dzieciństwa i historii samej rodziny.

Rozmawiał Marcin Jaszak

Podziel sie wspomnieniem
Zapraszamy Państwa do opowiadania swoich rodzinnych historii. Czekamy pod numerem 81 44 62 800. Adres email: [email protected].


Codziennie rano najświeższe informacje z Lublina i okolic na Twoją skrzynkę mailową.
Zapisz się do newslettera!

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski