Od lat zastanawiam się, dlaczego nasz narodowy obyczaj nakazuje robienie wszystkiego w ostatniej chwili. W dobie szeroko dostępnych "przypominaczy" wszelkiego rodzaju - smartfonów, internetu, i choćby zwykłych kalendarzy, można przecież wiedzieć o nadchodzących wyborach i próbować przygotować się do nich wcześniej. Dlaczego "walka pod dywanami" o miejsca na listach wyborczych prowadzi do wniosków, że kandydatów bierze się z łapanki albo wyrzuca, bo podpadli jakiemuś prezesowi jakichś struktur? Dlaczego żadna telewizja, a zwłaszcza publiczna, państwowa, nie może dużo wcześniej prezentować portretów i dorobku wszystkich, którzy znajdą się na listach?
Nie każdy obywatel ma czas na studiowanie takich informacji, nawet gdy wie doskonale, że poprzednim razem wybrał oportunistę, karierowicza lub zwykłego durnia, za to z pieniędzmi na plakaty, spoty i dowożenie ludzi na głosowanie.
Prasa, jeszcze jednak czytywana, nie powinna z lubością roztrząsać kolejnych przypadków prostego jak numer konta kupowania głosów w gminach, lecz raczej zupełnie bezpłatnie, za to odpowiednio wcześniej, pokazywać, kogo mamy szansę uczynić swoim wójtem, burmistrzem, prezydentem czy radnym. W interesie partii i partyjek leżeć powinno chwalenie się swymi najlepszymi ludźmi i ich sukcesami.
Wiem, że między tym, co jest, a co powinno być różnica w naszym kraju jest olbrzymia i ma wielowiekową tradycję. Pomarzyć jednak nikt nie zabroni, a nadzieja umiera ostatnia. Jakiekolwiek by nie były wyniki kolejnych wyborów, jedno jest pewne: jaki naród, tacy jego przedstawiciele.
Dobrze by było, gdyby jednak owa "meta" wyborów kojarzyła się sportowo, a nie, jak dawniej, była potocznym odpowiednikiem "meliny".
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?