Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy kobieta może zostać strażakiem? Sprawdziła to dziennikarka DZ

Katarzyna Śleziona
15 m nad ziemią, w podnośniku i masce tlenowej, cudownie jest... "lać wodę"
15 m nad ziemią, w podnośniku i masce tlenowej, cudownie jest... "lać wodę" Katarzyna Śleziona
Zjazd "po rurze", wyjazd podnośnikiem na wysokość 15 metrów i podanie prądu wody, przyspieszony kurs pierwszej pomocy przedmedycznej - takie atrakcje czekały mnie w komendzie straży pożarnej w Żorach. Na kilka godzin postanowiłam zostać "strażaczką"

Do komendy straży pożarnej w Żorach stawiłam się o godzinie 7.25. W drzwiach komendy przywitał mnie asp. Wojciech Buba, dyżurny stanowiska kierowania, który właśnie kończył swoją służbę. - A, to pani. Znam pani głos przez telefon, a teraz mogę osobiście poznać - powiedział przyjaźnie na powitanie pan Wojtek.

Witamy nowego strażaka

Wkrótce potem pojawił się asp. sztab. Adam Grabowski, zastępca dowódcy Jednostki Ratowniczo-Gaśnicznej, który z wymownym spojrzeniem stwierdził, że... wita w szeregach nowego strażaka, czyli mnie. Następny zjawił się mł. bryg. Marek Zdziebło, zastępca komendanta miejskiego, który pełni funkcję rzecznika prasowego żorskiej straży pożarnej, by powiedzieć, że zaraz zaczynamy - od zmiany służby. - W końcu się zacznie. Dostanę strażackie ubranie i "lanie"- wyliczałam w myśli.

Przyszła również kadrowa, kapitan Aldona Dobrzyńska, jedna z pięciu kobiet pracujących w żorskiej straży pożarnej i zarazem jedna z zaledwie dwóch funkcjonariuszek tej komendy. - Mundur galowy ubieram na specjalne okazje, na co dzień w pracy to i dżinsy się zdarzają - powiedziała pani Aldona, która w żorskiej straży pożarnej pracuje od 15 lat. - Gdy mówię nowo poznanej osobie, że pracuję w straży pożarnej, to zawsze pada pytanie, czy gaszę pożary, a jak mówię, że nie, to kolejnym pytaniem jest: a w ogóle widziałaś pożar z bliska? Są też stereotypowe pytania, np. czy biegam z sikawką? - dodała ze śmiechem pani Aldona i podała mi moje strażackie ubranie.

Pomaszerowałam do łazienki i ubrałam, najmniejsze, ale i tak o dwa rozmiary za duże: koszulkę, spodnie, kurtkę. - Witamy nowego strażaka - usłyszałam od komendanta żorskiej straży pożarnej, brygadiera Grzegorza Fischera, gdy w sekretariacie chowałam do szafki dżinsy i kurtkę puchową. Pan komendant przyczepił do mojego ubrania czarną dystynkcję oznaczającą, że właśnie zdobyłam stopień strażaka.

Było baczność i spocznij

Zeszłam na stanowisko kierowania, gdzie kilku strażaków zaczęło żartować z jednego z kolegów, że "pani Kasia go zaraz wygryzie". Wszyscy poszliśmy do garażu, gdzie nastąpiło tzw. zdanie służby drugiej zmiany, dzisiaj akurat zastępcy dowódcy JRG asp. sztab. Adamowi Grabowskiemu (w KM PSP Żory są trzy zmiany, na każdej zmianie pracuje dziewięciu strażaków, w tym jeden na stanowisku kierowania i ośmiu jako obsada wozów bojowych). Strażacy zaczęli sprawdzać, czy w wozach wszystko działa; sprzęt, oświetlenie, sygnalizacja świetlna i dźwiękowa.
Panowie strażacy powitali mnie z uśmiechem. Nie było żadnego wytykania palcami, ale póki co tylko obserwowałam poczynania strażaków z oddali i robiłam pamiątkowe zdjęcia. W tym czasie mł. asp. Wojciech Buba w gabinecie komendanta zdawał meldunek o tym, co się wydarzyło w ostatnich 24 godzinach. Potem przyszła kolej na zameldowanie się do służby na trzeciej zmianie. Służba została przyjęta i rozpoczęta. Dowódca zmiany przyjmującej czytał rozkaz, kto ma służbę na poszczególnych wozach bojowych, czy jest kierowcą, czy dowódcą, czy na obsadzie wozu bojowego...

Stanęłam w szeregu obok innych strażaków i na komendę stawałam na baczność i stawiałam nogę na "spocznij". Panowie z drugiej zmiany wrócili do szatni, przebierali się, aby po ciężkiej 24-godzinnej służbie wrócić do domu.

- Teraz mamy wolną chwilę. Zanim przystąpimy do zajęć, zapraszam na kawę - powiedział rzecznik Zdziebło, kierując mnie do swojego gabinetu. - Na czym polega fenomen zawodu strażaka? - zapytałam go. - Najlepsze w tej pracy jest to, że można pomóc ludziom - mówił pan Marek, który w żorskiej straży pożarnej pracuje od 1995 r.

Zjazd na rurze to jest to!

Po krótkiej rozmowie kpt. inż. Krzysztof Kuś, dowódca Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej, oprowadził mnie po budynku komendy. Najbardziej spodobała mi się "dyżurka" - serce dowodzenia komendy, a także "koksownia" - tak strażacy nazywają... swoją siłownię oraz pokoje wypoczynku.

- Gdy zostanie ogłoszony alarm, otwierają się ześlizgi, włączają się lampy na korytarzach, a brama się podnosi. Strażacy zjeżdżają po ześlizgach do garażu i ubierają się do akcji - mówi pan Krzysztof. W garażu na strażaków czeka specjalnie ułożone obuwie z zsuniętymi na nich spodniami na szelkach i z leżącą obok kurtką. Ciekawie to wygląda - ubrania są tak misternie poukładane, że strażak dosłownie wskakuje do butów i od razu zakłada spodnie, potem kurtkę i wsiada do wozu. Cały ten "proceder" trwa zaledwie kilkadziesiąt sekund.

Gdy byliśmy już obok "rury", nie miałam wyboru - musiałam zjechać na dół. W tym czasie pojawił się Adam Grabowski. - To tylko pięć metrów w dół, a może mniej - żartował pan Adam. - To aż pięć metrów - pomyślałam i oblał mnie zimny pot.
- Niech na dole ktoś mnie łapie - krzyknęłam. - Niech pani się nie martwi. Uda się! Tu na dole mamy poduszkę amortyzacyjną z ułożonych węży strażackich - próbował uspokajać mnie z dołu pan Krzysztof.
- Trzeba mocno opleść się rękoma na rurze. To samo należy zrobić z nogami. Proszę uważać na ręce, żeby ich nie zedrzeć. Poradzi pani sobie - pocieszył pan Adam.

Uwierzyłam, że sobie poradzę i nawet nie zdążyłam zauważyć, jak szybko zjechałam na dół. To spodobało mi się na tyle, że postanowiłam powtórzyć swój wyczyn. - Niech pani zjeżdża. Ja zrobię kilka zdjęć - mówił z garażu pan Krzysztof.
Zatrzymałam się na środku rury, aby wyszło oryginalne zdjęcie. Oj, jaka ja byłam z siebie dumna!

Ćwiczę na fantomie i... strażakach

Później, z dowódcą JRG, poszliśmy do sali szkoleniowej, gdzie czekał mnie przyspieszony kurs udzielania pierwszej pomocy przedmedycznej.

Najpierw koledzy strażacy zaprezentowali scenki, jak należy ułożyć osobę poszkodowaną w pozycji bocznej ustalonej i jak należy zachować się, gdy człowiek jest nieprzytomny. Po krótkim instruktażu, postanowiłam spróbować swoich sił. Ćwiczyłam sztuczne oddychanie na fantomie "Ania". Wyobraziłam sobie, że całą procedurę ratunkową muszę wykonać profesjonalnie na wypadek, gdybym w przyszłości musiała komuś pomóc. Podeszłam do "Ani", delikatnie potrząsałam ją za ramiona i zapytałam, co się stało. Bezpiecznie odchyliłam jej głowę do tyłu i zaczęłam sprawdzać, czy oddycha. Oddechu nie było, dlatego przystąpiłam do masażu serca. Głębokość uciśnięć: 4-5 cm, środek klatki piersiowej i dalej: 30 uciśnięć na prostych rękach i potem dwa wdechy - liczyłam w myślach. Trzeba powtarzać: 30 uciśnięć i 2 wdechy do czasu przyjazdu pogotowia lub gdy ranny zacznie oddychać.

Potem strażacy pokazali mi, jak powinno ratować się noworodka i nastolatka, gdy dojdzie do zadławienia. W przypadku malca należy go delikatnie ułożyć na ręce brzuszkiem do dołu i oklepywać jego plecki. W przypadku nastolatka i osoby dorosłej trzeba ustawić się za nim, oplatając swoje ręce na jego brzuchu i zaprzeć swoją nogę między jego nogami w taki sposób, aby poszkodowany nie przewrócił się. Następnie energicznymi podciągnięciami rąk próbujemy spowodować "wyskoczenie" elementu z dróg oddechowych. Gdy to nie wystarcza, to zmieniamy pozycję. Osobę opieramy na jednej ręce i silnie uderzamy drugą w górną część pleców poszkodowanej osoby.
Z 5-kilogramową butlą na plecach

Po tych pouczających zajęciach przyszedł czas na... sesję zdjęciową w wozach strażackich i wyjazd podnośnikiem na wysokość 15 metrów. Miało być wyżej, ale tego dnia mocno wiało. Orkan "Aleksandra" powoli dawał o sobie znać. Założyłam ciepłą strażacką kurtkę i prawdziwy hełm. Był trochę ciężki i na początku kiwała mi się w nim głowa. - Za chwilę pani się przyzwyczai - uspokajał dowódca JRG.

Wyszliśmy na plac z tyłu budynku. Tam czekali strażacy z ustawionymi dwoma wozami gaśniczymi i podnośnikiem. - Może pani nie utknie w koszu podnośnika tam na górze - mówili żartobliwym tonem. - Nie straszcie pani Kasi! Podnośnik ostatnio nie był sprawny, więc daliśmy go do naprawy. Teraz już wszystko gra - pocieszali inni strażacy. Ubrałam specjalne szelki, którymi potem mogłam podpiąć się do platformy podnośnika. Dostałam nawet butlę z powietrzem na plecy. Była dosyć ciężka. - Butla jest lekka, waży jedynie 5 kilogramów. Dawniej nasze aparaty miały po 17 kilogramów - mówili strażacy. - 17? Gdybym założyła taki ciężar, to pewnie moje plecy zgięłyby się wpół - pomyślałam i na samą myśl zrobiło mi się jeszcze ciężej. Na głowę założyłam kominiarkę, potem maskę, a na koniec hełm strażacki.

Na początku dosyć trudno wziąć oddech w masce, w środku parowała, ale po chwili mogłam już swobodnie oddychać. Razem z mł. ogn. Dariuszem Kempnym weszłam do kosza podnośnika. Wyjechaliśmy na 15 metrów i z tej wysokości... otworzyłam działko i zaczął lecieć prąd wody. Oj, jak woda tryskała! W tym momencie poczułam się jak prawdziwa strażaczka. Byłam "uzbrojona" od dołu do góry w akcesoria prawdziwego strażaka. Cóż to były za emocje!

Zjechaliśmy na dół. Tam mł. asp. Korneliusz Suchoński opowiedział mi o wyposażeniu typowego wozu strażackiego. Na koniec strażacy przekazali życzenia czytelnikom "Dziennika Zachodniego". Wiecie, czego życzą sobie strażacy? Suchych węży i tylu powrotów, co wyjazdów.

Zdecydowanie za szybko minęły moje cztery godziny z życia "strażaczki" w żorskiej komendzie straży pożarnej. Cieszę się, że choć troszkę "liznęłam" fachu strażaka. Żal było ściągać ubranie strażackie. W nim czułam się ważna, potrzebna. Pozostały zdjęcia, umiejętności i wielki szacunek do ciężkiej pracy strażaka.
Po szkole

Przyjęcia do służby odbywają się na dwa sposoby. Pierwszy - po ukończeniu szkoły pożarniczej strażak jest kierowany przez komendanta głównego PSP do służby w wybranej jednostce. Drugi - gdy ktoś odchodzi na emeryturę, pojawia się wakat - wówczas komenda prowadzi nabór. Każdy może startować, ale trzeba przejść test. Z teorii trzeba mieć minimum 75 proc., a z praktyki - 100 proc.

Ratują nasze życie i dobytek

Państwowa Straż Pożarna w Żorach ma 53 strażaków i czterech pracowników cywilnych. Oprócz tego na terenie Żor działa sześć jednostek Ochotniczej Straży Pożarnej. Każda liczy od kilkunastu do kilkudziesięciu osób.

Zdrowie i kondycja

Aby zostać strażakiem, trzeba mieć uregulowany stosunek do służby wojskowej, nie być karanym. Trzeba być zdrowym.


*Najpiękniej oświetlone miasto na święta. Które? ZOBACZ TUTAJ
*Zboczeniec z Częstochowy nieuchwytny. Goni, straszy i chce gwałcić [PORTRET PAMIĘCIOWY]
*Napad na Club 80 w Siemianowicach. Bandyci zdemolowali lokal
*Prezent na Święta Bożego Narodzenia: Najfajniejszy prezent na święta TOP 10 PREZENTÓW
*Śląsk Plus - pierwsza rejestracja za darmo. Zobacz nowy interaktywny tygodnik o Śląsku

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!