Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

10 lat temu odszedł prof. Władysław Panas. Obchody rocznicy i wspomnienie

Małgorzata Szlachetka
Prof. Władysław Panas (1947-2005) w czasie swojej ostatniej wizyty w Drohobyczu, mieście Brunona Schulza.
Prof. Władysław Panas (1947-2005) w czasie swojej ostatniej wizyty w Drohobyczu, mieście Brunona Schulza. Grzegorz Józefczuk
Prof. Władysław Panas (1947-2005) był szefem Katedry Teorii Literatury KUL. Zmarł 24 stycznia 2005 roku. Nieocenioną wartość ma to, co zrobił dla percepcji twórczości Brunona Schulza. W kręgu jego zainteresowań był także największy lubelski poeta Józef Czechowicz.

Wśród najważniejszych tekstów Panasa można wymienić m.in. "Oko cadyka", "Bruno od Mesjasza. Rzecz o dwóch ekslibrisach oraz jednym obrazie i kilkudziesięciu rysunkach Brunona Schulza" i "Willę Bianki. Mały przewodnik drohobycki dla przyjaciół (fragmenty)".

W piątek w Collegium Norwidianum KUL (sala 208, Al. Racławickie 14) odbędzie się konferencja pt. "Intryga interpretacji. Profesor Władysław Panas (1947-2005) in memoriam". Początek o godzinie 9. Konferencję poprzedzi msza za duszę profesora - odprawiona o godzinie 8 w kościele akademickim KUL.

W poniedziałek (26 stycznia) Ośrodek Brama Grodzka-Teatr NN na Starym Mieście zaprasza na spotkanie wspomnieniowe, połączone z prezentacją książki "Księga Pamięci Władysława Panasa". Początek o godz. 17.

Każdej historii nadawał formę opowieści.

Z Grzegorzem Józefczukiem, prezesem Stowarzyszenia Festiwal Brunona Schulza, o prof. Władysławie Panasie rozmawia Małgorzata Szlachetka

Jak poznałeś prof. Władysława Panasa?
Spotkaliśmy się pod koniec lat 90. w Ośrodku Brama Grodzka-Teatr NN. Mówiąc współczesnym językiem, to była wtedy najbardziej gorąca miejscówka. Zaprzyjaźniliśmy się kilka lat przed jego śmiercią, przy okazji kolejnych wyjazdów do Drohobycza.

W Drohobyczu, rodzinnym mieście Brunona Schulza, szukaliście śladów autora "Sklepów cynamonowych". Co w tym kontekście było najważniejsze dla prof. Panasa?
O Schulzu napisał pracę magisterską, a potem habilitację i kilka ważnych tekstów. Skąd to zainteresowanie? Być może czuł powinowactwo z osobą, która tak jak on, wyszła z czegoś małego - prowincji - i wyrosła ponad nią. Panas uważał, że jeśli chcemy poznać Schulza, musimy jeździć do Drohobycza. Lubił sam chodzić po ulicach tego miasta, ścieżkami życia i śmierci Schulza. Parterowy dom, w którym Schulz mieszkał, szkoła, w której uczył (obecnie siedziba uniwersytetu) i ulica, na której zginął, tworzą symboliczny trójkąt.

W jaki sposób prof. Panas budował mitologię Lublina?
Uważał, że naukowcy z Lublina powinni zajmować się tym miastem, bo są mu to winni. Sam był znawcą różnych teorii, w których ważną rolę odgrywają symbole. Twierdził, że miasto trzeba odczytywać jak tomik wierszy lub powieść, szukać powiązań. We współczesnym układzie placu Zamkowego widział odniesienie do Lublina czasu Widzącego z Lublina, cadyka, który w XVIII wieku dążył do przyśpieszenia przyjścia Mesjasza. Panas uważał, że ta ciągła walka sił dobra i zła pozostawia pewien niezatarty ślad. Coś ważnego może wyrażać się także poprzez pustkę i nieobecność lubelskiej społeczności żydowskiej.

Dla jednych, Lublin był przedmurzem chrześcijaństwa, a dla innych Jerozolimą Wschodu. Panasa interesowała wielokulturowość Lublina, ale w tym pogłębionym sensie. Część osób uważała, że to co pisał było fikcją. Nie każdemu odpowiadało także jego zainteresowanie kulturą żydowską. Odpowiadał na to: nawet jeśli coś jest fikcją, to nie jest kłamstwem.

Był erudytą, zawsze przygotowanym do rozmowy. W dyskusji nikt nie był w stanie z nim wygrać, chociaż szanował osoby z poglądami innymi niż swoje. Cenił ludzi, którzy coś robią.

Do legendy przeszły spotkania m.in. z udziałem prof. Panasa, jakie odbywały się w nieistniejącej już restauracji Szeroka przy ulicy Grodzkiej. Opowiedz o ich atmosferze.
Władek nie był typowym naukowcem, który całymi dniami studiuje źródła w bibliotekach. Lubił rodzaj niezwykłości wyrażający się w teatralizacji.

Promocja książki "Bruno od Mesjasza. Rzecz o dwóch ekslibrisach oraz jednym obrazie i kilkudziesięciu rysunkach Brunona Schulza" w Szerokiej wyglądała tak: na scenie stał stolik, a przy nim siedzieli: Panas w świetnie skrojonym garniturze i piękna brunetka w sukience z dużym rozcięciem. Na stoliku stara maszyna do pisania, dwie lampki dobrego wina i popielniczka. Panas dużo palił, po każdym strzepnięciu przez niego papierosa, stojący z tyłu kelner wymieniał popielniczkę, aż ludzie zaczęli komentować, że jest nachalny. Zresztą kelner też był w stroju jak nie z tej epoki. Na tę promocję przyszły tłumy, chyba ze 100 osób. Ci, którzy nie zmieścili się w środku lokalu, stali na ulicy.

A jak w 2002 roku obchodziliśmy rocznicę urodzin Schulza, Panas szedł obok dorożki, w której siedziały, jak w rysunkach Schulza, dwie ustylizowane kobiety i sam "Bruno Schulz". Pojechali sprzed wejścia do Szerokiej, przez Bramę Krakowską na deptak. Przed nimi szła orkiestra Kaniorowców w polskich strojach ludowych, tyle że grała klezmerskie kawałki.

Panas miał wielu sympatyków...
Przede wszystkim w środowisku kulturalnym Lublina, jego wpływ nadal widać w tym, co robi Ośrodek Brama Grodzka-Teatr NN. Był też w radzie programowej Fundacji Muzyka Kresów. Nieprzypadkowo Jarosław Koziara w 2010 roku stworzył na placu Zamkowym instalację Oko Cadyka - to oczywiste nawiązanie do książki Panasa pod takim właśnie tytułem. Przez niektórych obecne logo Lublina jest interpretowane właśnie jako Oko Cadyka. Panas inspirował też środowisko młodych lubelskich historyków zainteresowanych kulturą żydowską. Spotykali się regularnie, raz w miesiącu.

Jakim był człowiekiem?
Z jednej strony bardzo rygorystycznym - denerwowało go, kiedy ktoś był nieprzygotowany do wykładu albo innego publicznego wystąpienia. Sam nigdy dwa razy nie dawał tego samego odczytu. Pisał zawsze ręcznie. Z drugiej strony, starał się być dość luźny w prywatnych kontaktach.

Ubierał się z dużym znawstwem, zawsze miał na sobie garnitur i koszulę dobrej jakości. Prywatnie, zdarzało mu się zakładać rzeczy, nie do końca pasujące do jego stylu, na przykład mocno jaskrawy krawat, jeśli były to prezenty od przyjaciół. Nosił też dżinsową kurtkę, którą dostał ode mnie.

Lubił koty. Raz opowiedział, że pisał przy takim starym biurku, kiedy kot podszedł i położył się na rękopisie. Zrozumiał, że zwierzę chciało mu przez to przekazać: nie interesujesz się mną, to przynajmniej pisz po mnie.

Lubił różne tajemnice. Jak kiedyś pojechaliśmy do Zwierzyńca, zwrócił uwagę na leżący w parku kamień, na którym było napisane, że został postawiony na pamiątkę szarańczy, pokonanej z boską pomocą.

Często szukał takich odkryć na Lubelszczyźnie?
Najchętniej, jeśli ktoś inny zaplanował koncepcję podróży i dowiózł go na miejsce. Jeśli już decydował się sam oprowadzać, to był do tego zadania przygotowany najlepiej jak się da. Wiedział, co znaczy każdy napis na murze albo posadzce kościoła. Każdej historii potrafił nadać formę opowieści.

Rozmawiała: M.Szlachetka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski