Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ksiądz z Ciechanek Łęczyńskich mówi, że nigdy w żadnej szkole nie skrzywdził ucznia

Agnieszka Kasperska
Ksiądz: - W Ciechankach nienawidzą się. Oczywiście mówimy tu o małym procencie społeczności
Ksiądz: - W Ciechankach nienawidzą się. Oczywiście mówimy tu o małym procencie społeczności Anna Kurkiewicz
Ksiądz, którego część parafian oskarża o niewłaściwe zachowanie na lekcjach religii, postanowił porozmawiać z Kurierem.

Środa. Tuż przed 12. Z księdzem proboszczem, któremu część parafian zarzuca niewłaściwe zachowanie na lekcji religii, spotykamy się w kościele w Ciechankach Łęczyńskich. Nowe posadzki. Nowy dach. Piękne witraże. Jest się czym pochwalić.

- Kocham parafian, a to, co w sercu przekłada się na działanie, stąd ta piękna świątynia - pokazuje z dumą kapłan. - Gdybym nie miał ich w sercu, nie dałbym rady uczynić tego wszystkiego.

Mimo to część osób zarzuca mu szarpanie dzieci i niewłaściwe odzywanie się do nich. Jeden z ojców zgłosił nawet sprawę na policję. Ksiądz miał jego syna ciągnąć za ucho i namawiać inne dzieci, żeby z niego szydziły. Dzięki mediacji dyrekcji szkoły zwaśnione strony się pogodziły. Na początku tego roku szkolnego wydarzenie się powtórzyło. Tym razem ksiądz miał chwycić chłopca za ramię i powiedzieć, że doprowadzi do wyrzucenia go ze szkoły. Kuratorium badało tę sprawę. Zalecono mediację. Księdza jednak nie zwolniono. Dlatego część parafian boi się, że niewłaściwe zachowania znowu się powtórzą.

Otwarte drzwi

Proboszcz parafii w Ciechankach Łęczyńskich podkreśla, że nigdy nikomu nie wyrządził żadnej przykrości. Szczególną wagę przykłada nawet do tego, by nikogo nie obrazić słowem.

- Nigdy nie używam słów takich, jak "byk" czy "bydlak". Znam za to ludzi, którzy takich słów używają na co dzień. Podejrzewam, że to oni włożyli mi je w usta i pomawiają teraz o ich używanie w stosunku do dzieci na lekcjach religii - mówi.

Duszpasterz podkreśla, że wszystkie zarzuty stawiane mu jako nauczycielowi są zwyczajnie śmieszne.

- Uczę od 24 lat i jestem jedynym nauczycielem, który wszystkie lekcje prowadzi przy drzwiach otwartych. Dlaczego? Żeby nie było potem zarzutów, że kogoś molestuję, biję, wyzywam, przezywam. Robiłem tak od zawsze, a nie dopiero od chwili, gdy pojawiły się jakieś insynuacje. Dzięki temu nie ma problemu, żeby do mnie w trakcie zajęć wszedł dyrektor czy rodzic. Nawet listonosz powiedział mi ostatnio: "Od razu wiadomo, że ksiądz jest w szkole, bo drzwi do klasy są otwarte". Nie mam nic do ukrycia.

Piękny film

Ksiądz mówi, że nigdy w żadnej szkole nie skrzywdził ucznia. - Nigdy nie pociągnąłem dziecka za ucho czy za ramię. Mogłem go najwyżej dotknąć. Zresztą pamiętam to zdarzenie. Nie stało się nic złego. Wbrew temu, co twierdzi ojciec chłopca, nie skrzywdziłem go. Nawet nie płakał. Nie miałem też żadnego celu mówienia dziecku, że chcę go wyrzucić ze szkoły. To są informacje wyssane z palca - mówi ksiądz.

- Ale przecież ksiądz przyznał się do tego, że to zrobił - zauważam.

- W ubiegłym tygodniu był piękny film o człowieku niesłusznie oskarżonym o zabójstwo. Dla świętego spokoju przyznał się i odsiedział wyrok, a inne osoby go broniły - mówi. - I ja dla świętego spokoju wolałem przytaknąć. Przyznałem się dla świętego spokoju. Chciałem załagodzić tę sytuację.

- Udało się?

- Wychodzi na to, że nie - przyznaje ksiądz. - Można w to wierzyć lub nie, ale jestem niesłusznie zaszczuwany. Ciężko jest żyć w takiej małej społeczności, kiedy ma się wrogów. I tak długo wytrzymałem. Kiedy przyszedłem tu 12 lat temu, powiedziano mi, że popracuję najwyżej rok, bo nigdy nikomu obcemu nie udało się tu wytrzymać dłużej. Dzieje się tak dlatego, że ludzie nienawidzą się. Nawet jak są najbliższymi sąsiadami, to jeden drugiemu nie pomoże nawet jakby ten umierał. Taka jest ich mentalność. Oczywiście mówimy tu tylko o małym procencie tej społeczności. Nie wszyscy tacy są. Są jednak osoby, które biją brawo, jak się komuś źle dzieje. Mają takie hobby życiowe. Modlę się za nich codziennie. Źle mi, bo nie jestem przez nich zrozumiany, ale mająca ponad 2 tys. lat historia Kościoła zna przykłady księży proboszczów, którzy nie byli zrozumiani przez swoje wspólnoty.
Proboszcz zna nazwiska osób, które go mają szkalować. Wymienia je, ale prosi, żeby w tekście ich nie używać. Nie chce zrobić im krzywdy.

- Mógłbym skierować przeciwko tym osobom sprawę o zniesławienie - podkreśla. - Pewnie gdybym nie był księdzem, to bym to zrobił. Ale ja tego nie zrobię. Wiem, że wcześniej czy później, sprawiedliwość ich dotknie. Nie żywię do nich urazy. Modlę się o nich każdego dnia i najnormalniej w świecie wybaczam. Bardzo mi ich szkoda, bo mam w swoim życiu różne doświadczenia. Boję się o nich i proszę Boga, żeby nie stała im się jakaś krzywda. Cały czas wiem jednak, że Pan Bóg nierychliwy, ale sprawiedliwy - zaznacza duchowny.

Będzie sprawiedliwość

Ksiądz podkreśla, że spotyka się z nami tylko po to, żeby porozmawiać o stawianych mu zarzutach i przedstawić sprawy, które pokazują, dlaczego szkoda mu ludzi, którzy źle mu czynią.

Sprawa pierwsza. W latach 70. ubiegłego wieku w rodzinnej parafii księdza był pierwszy sekretarz, który robił wszystko, żeby nie wybudowano nowego kościoła. Gdy to się nie udało, protestował przeciwko założeniu dzwonów. Napisał nawet do wydziału ds. wyznań w Warszawie list, że nie chce usłyszeć dzwonów, bo będą mu przeszkadzać.

- Pan Bóg spełnił jego życzenie. Gdy dzwony zostały przywiezione i zawieszone, na chwilę przed ich próbnym rozruchem sekretarz umarł - ksiądz spuszcza głowę.

Po chwili przytacza jednak drugi przypadek: był sobie człowiek, który bardzo kochał swoją żonę. Kobieta była w stanie błogosławionym. Pojechali razem rodzić. Na sali porodowej mężczyzna zobaczył krzyż i zażądał, żeby go zdjąć. Powiedział ordynatorowi, że nie życzy sobie, żeby jego dziecko, które się zaraz urodzi, widziało ten krzyż. Wybuchła o to wielka awantura. Okazało się jednak, że krzyża nie trzeba było ściągać. Dziecko go nigdy nie widziało, bo urodziło się niewidome.

- Parafianie podkreślają, że jest ksiądz doskonałym gospodarzem, ale może nie jest ksiądz dobrym pedagogiem. Może skoro takie zarzuty pojawiają się, lepiej byłoby zrezygnować z nauki religii? - pytam.

- Ja jestem powołany do tego. Przyjmując święcenia kapłańskie, podjąłem się nauczania religii. To, że ktoś mnie nie lubi, nie znaczy, że mogę zrezygnować - mówi ksiądz. - Takie sytuacje się przecież zdarzają. Ktoś nie lubi starosty, policji, lekarzy. To normalne. Kim teraz najłatwiej sobie wytrzeć gębę? Lekarzem, księdzem, nauczycielem. To robią.

- A może nie ma ksiądz predyspozycji do pracy z dziećmi?

- Mam. Wykłady z pedagogiki miałem studiując teologię - mówi duszpasterz. - Chyba jestem dobrym pedagogiem, bo przez dwa lata, gdy uczyłem religii w Lublinie, w moich lekcjach wzięło udział około 200 studentów teologii. Uczyli się u mnie na zajęciach, jak je prowadzić. Gdybym nie miał kwalifikacji czy predyspozycji do tego, to rektor nie kierowałby ich do mnie na zajęcia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski