Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chory lublinianin przegrał w sądzie z grajkiem z deptaka

Agnieszka Kasperska
Marek Nowiński spędza całe dnie w domu. Przymusowe słuchanie skrzypka po kilka godzin dziennie wywołuje u niego ostre bóle głowy
Marek Nowiński spędza całe dnie w domu. Przymusowe słuchanie skrzypka po kilka godzin dziennie wywołuje u niego ostre bóle głowy Małgorzata Genca
Marek Nowiński, ciężko chory lublinianin, oskarżył ulicznego grajka z deptaka o zakłócanie spokoju. Sąd stanął po stronie muzyka. Doznania chorego określił jako subiektywne i tendencyjne.

Pan Marek mieszka z żoną w kamienicy u zbiegu Krakowskiego Przedmieścia i ul. Bernardyńskiej. Porusza się o kulach. Z mieszkania wychodzi jedynie do lekarza. Boryka się z nadciśnieniem i chorobą serca. Przeszedł udar. Cierpi też na chorobę Parkinsona, dlatego trzy lata temu wszczepiono mu stymulator głębokiej stymulacji mózgowej. - Bez niego trzęsę się bardziej niż w padaczce. Wszystko mnie boli - mówi drżącym głosem Marek Nowiński. - Ze stymulatorem jest lepiej. Ale z powodu tego urządzenia bardzo źle znoszę wysokie i głośne dźwięki. Bardzo przeszkadza mi gra skrzypka, który do swoich występów używa dodatkowo magnetofonu. Gdy gra w pobliżu mojego domu, pęka mi głowa. To potworny ból, nie do wytrzymania.

- Kiedy wiosną i latem otwieramy okna, mąż bardzo cierpi. Przykro mi to mówić, ale dla nas występy ulicznego muzyka są katorgą, to nękanie chorego człowieka - dodaje Anna Nowińska.

Sprawę do sądu, z uwagi na skargi Anny Nowińskiej, wniosła Straż Miejska. Sąd jednak uniewinnił muzyka Aleksandra W. - W żaden sposób nie można podzielić poglądu Anny i Marka Nowińskich, że muzyka Aleksandra W. może zakłócać im spokój - napisał w uzasadnieniu wyroku sędzia Radosław Hunek. - Nie sposób uznać, że granie muzyki klasycznej lub religijnej przez wykształconego skrzypka mogłoby być uznane za "wybryk".

Wydając wyrok, sąd oparł się jedynie na skargach pani Anny, mimo że pretensji do Aleksandra W. było więcej. - Inne skargi napływały od osób anonimowych, nie mogliśmy więc mówić o nich w swoich zeznaniach. Dzwoniący nie przedstawili się, nie mieli statusu pokrzywdzonych i nie mogli występować w sądzie - tłumaczy Robert Gogola, rzecznik Straży Miejskiej.

Anna Nowińska nie będzie się odwoływała od niekorzystnego dla jej męża wyroku. Nie ma pieniędzy na złożenie apelacji. - Boję się wiosny - przyznaje pan Marek. - Znowu będę cierpiał, ale muzyka to nie obchodzi. Już nikt mi nie pomoże.

Kłopoty może mieć żona pana Marka. - Mam zgłosić się na komisariat, bo grajek poskarżył się, że go nachodzę - denerwuje się kobieta.

Zabawa w kotka i myszkę z magnetofonem w tle - czytaj na kolejnej stronie

Skrzypek nie słuchał próśb pani Anny. Nie chciał stanąć kilka metrów dalej. Strażnicy też sugerowali, by co jakiś czas zmieniał miejsce. Bezskutecznie.

Kiedy pan Marek zaczął cierpieć na coraz bardziej uporczywe bóle głowy, jego żona próbowała poprosić grajka o przeniesienie się kilka metrów dalej, tak by jego muzyka nie przeszkadzała choremu mężowi.

- Raz krzyknął: "won stąd". Innym razem zamachnął się w moją stronę smyczkiem. Gdybym nie uciekła, uderzyłby mnie - mówi kobieta.

Pani Anna poprosiła o interwencję Straż Miejską. W 2014 roku strażnicy otrzymali 9 takich skarg na grę skrzypka. Siedem z nich to telefony od osób, które nie chciały się przedstawić. Dwa razy o pomoc prosiła Anna Nowińska.

- Te zgłoszenia były do siebie bardzo podobne - informuje Robert Gogola, rzecznik prasowy lubelskiej SM. - Skarżono się, że muzyk zakłóca odpoczynek albo przeszkadza w pracy. Strażnicy zawsze interweniowali. - Pouczali i sugerowali skrzypkowi, żeby zmienił miejsce, w którym stoi na inne, tak by jego gra nie była uciążliwa dla mieszkańców - wyjaśnia Gogola.

Efekt? Skrzypek zwykle przenosił się i grał w innym miejscu. Po chwili jednak wracał. Mógł to robić, bo jeśli skarżący nie zadzwonią ponownie do strażników, oznacza to, że tym razem gra nie zakłóca im spokoju. Ponowna interwencja funkcjonariuszy byłaby więc bezzasadna. - Gra na instrumencie sama w sobie nie stanowi przekroczenia norm prawnych, a zatem strażnik nie może z góry osądzać, że zakłóca ona czyjś spokój. Aby móc skierować wniosek o ukaranie do sądu, osoba, której spokój został zakłócony, musi złożyć zeznanie - tłumaczy Robert Gogola. Zgodnie z prawem, gra na skrzypcach lub innym instrumencie muzycznym na ulicy nie jest wykroczeniem.

- Byłaby nim, gdyby muzyk używał dodatkowego nagłośnienia, np. wzmacniacza lub magnetofonu. Wtedy, na podstawie ustawy o ochronie środowiska, moglibyśmy ukarać go mandatem karnym w wysokości od 20 do 500 zł - mówi Gogola. - Jednakże w tym konkretnym przypadku podczas interwencji strażników nie stwierdzano takiej sytuacji. Nie wykluczamy jednak, że może on posiadać przy sobie magnetofon, który na widok strażników wyłącza. Mogą oni wykonywać czynności służbowe tylko w umundurowaniu, dlatego są widoczni z daleka.

Muzyk za każdym razem gra korzystając z podkładu dobiegającego ze schowanego w torbie magnetofonu. Bogatą instrumentacją chwalił się już w maju 2013 r. w liście do prezydent Katarzyny Mieczkowskiej-Czerniak. - Wszystkie aranżacje robiłem i nagrywałem samodzielnie w domu - napisał wtedy.

To, że muzyk używa magnetofonu, zauważył także sąd. Nie uznał jednak, że jest to wykroczenie.
Aleksander W. nie chciał z nami rozmawiać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski