Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zbrodnie sprzed lat: Nigdy nie powiedział, kto go bił. Tajemnicę zabrał ze sobą do grobu

Agnieszka Kasperska
W tym bloku w 1999 roku doszło do zbrodni
W tym bloku w 1999 roku doszło do zbrodni Anna Kurkiewicz
Kiedy ofiarą zabójstwa jest samotna osoba nadużywająca alkoholu, śledztwo jest wyjątkowo skomplikowane. Tak było i tym razem. Nie było świadków pobicia. Nie znaleziono dowodów.

Tadeusza O. koledzy bardziej znali jako Janusza. Tak mówili na niego mężczyźni nadużywający alkoholu, zbierający się pod tzw. "dębem" przy ulicy Bursztynowej. Tak mówił na niego Mariusz M., który znalazł jego zmasakrowane ciało, i tak mówił Jan W. pseudonim "Smyk", którego nie tylko policja, ale i znajomi ofiary uważali za sprawcę tragicznego w skutkach pobicia. Ale zacznijmy od początku.

Janusz nie miał łatwego życia. Wcześnie stracił matkę. Ojciec ożenił się ponownie z kobietą, która miała już córkę. Potem urodziło się im jeszcze "wspólne" dziecko. Dla Janusza chyba nie było w tym związku zbyt wiele czasu i zbyt wiele serca. Zresztą mężczyznę trudno było kochać. Dosyć szybko zaczął zaglądać do kieliszka. W latach 80. ubiegłego wieku trafił do więzienia za udział w bójce. Gdy wyszedł, pił już codziennie. Kilka razy próbował zerwać z nałogiem, zgłaszając się samemu "na odtrucie do Abramowic". Najpóźniej kilka dni po wyjściu ze szpitala sięgał jednak znowu po butelkę.

Tadeusz zwany Januszem
W tym czasie rodzina Janusza dosyć często przeprowadzała się z dzielnicy do dzielnicę. Mężczyzna nigdzie nie znalazł sobie bliższych znajomych. Niektórych odwiedzał raz na kilka lat. Z innymi utrzymywał sporadyczny kontakt ograniczony do wspólnego osuszania butelek.

Sytuacja Janusza stała się tragiczna, gdy przeprowadził się do bloku przy ul. Bursztynowej 6. Mieszkał samotnie. Mimo że mieszkanie urządził dzięki pomocy macochy i zestawowi mebli odziedziczonych po ojcu, wkrótce zaczęło ono przypominać prawdziwą pijacką melinę. Nigdy np. nie założył prądu, bo nie miał pieniędzy na licznik. Nie przeszkadzało to jednak gościom, którzy odwiedzali Janusza. Woleli wypić coś mocniejszego w gościnnym chociaż ciemnym mieszkaniu niż na chłodnym i nieraz deszczowym dworze. A i Janusz zapraszał ich chętnie, bo ponieważ nie pracował cieszył się, że może wypić coś kupionego przez życzliwe dusze. Gdy wypił, był spokojny. Nie kłócił się. Najczęściej kładł się spać. Goście jednak byli głośni, a sąsiedzi zaczęli się coraz bardziej skarżyć na hałasy. Janusz starał się ich zrozumieć i gości zapraszał coraz rzadziej. Krzyki i wrzaski dobiegające z mieszkania zdarzały się już tylko wyjątkowo. Sąsiedzi wiedzieli jednak swoje. Od czasu do czasu Janusza ktoś bije.

Smyk
Kiedy Janusz pojawiał się pod "dębem" z podbitym okiem mówił, że przewrócił się albo wpadł na szafkę. Chyba się wstydził powiedzieć prawdę.

- Kto cię pobił, Januszku? - spytała sąsiadka pod koniec 1998 r., kiedy mężczyzna mocno poturbowany trafił na dwa tygodnie do szpitala. Ale nie odpowiedział wtedy, tylko się uśmiechnął.

Ślady mocnego pobicia nosił także w lutym 1998 roku. I wtedy nie przyznał się przed znajomymi, co się stało. Ludzie wiedzieli jednak swoje. Zauważyli, że ślady pobicia widać po tym, gdy u Janusza zjawia się Jan W. ps. "Smyk". Mężczyzna mieszkał w podlubelskich Osmolicach. Za kołnierz także nie wylewał i wpadał w tzw. ciągi. Podczas nich spał zwykle przy Bursztynowej. Stawiał alkohol, a na drugi dzień Janusz chodził poobijany. Szybko powstała plotka o homoseksualnym związku sado-maso, który łączy mężczyzn. Czy tak było naprawdę, nigdy nie ustalono.

Wiadomo natomiast, że pewnego dnia Januszek zadzwonił na policję i poprosił o pomoc. Zeznał, że Jan W. go pobił. Konsekwencji jednak nie było, bo na drugi dzień pobiegł na komisariat i odwołał wcześniejsze zeznania. Już po zatrzymaniu Jan W. opowiedział, że mieszkał wtedy przy Bursztynowej od kilkunastu tygodni. Regularnie kupował najtańsze wino i w zamian za nocleg dzielił się nim z Januszkiem. Pewnej nocy Janusz obudził się i poprosił o kolejną szklankę. Kiedy W. nie chciał mu jej dać, zdenerwowany właściciel mieszkania zadzwonił na policję.

Jan W.
20 maja 1999 r. do mieszkańca Osmolic przyjechał listonosz. Przywiózł odszkodowanie za wypadek, któremu uległ Jan W. Jego ojciec próbował porozmawiać z synem i namówić go, żeby został w domu i pomyślał, jak dobrze zainwestować dużą gotówkę. Syn nie posłuchał. Pojechał do Lublina. Część pieniędzy wpłacił do banku. Za resztę chciał kupić wersalkę i telewizor. W drodze między sklepami zaszedł też po Januszka. Zamiast kupić coś konkretnego, nabyli jednak najtańsze wino. Odwiedzili też kilka lombardów w centrum Lublina, ale wszystkie były zamknięte. Jan W. zdecydował wtedy zrezygnować z zakupów. Nabyli tylko butelkę "ruskiego" spirytusu. Trochę wypili w wąwozie na Czubach. Trochę u Janusza.

- Kiedy od niego wychodziłem, było jeszcze widno. Spieszyłem się, bo byłem umówiony z konkubiną - zeznawał na policji Jan W.

A kobieta potwierdziła zeznania. Powiedziała, że przyjechała do Osmolic około godz. 22. Jan był już wtedy mocno pijany. Leżał w łóżku. Nie miał zadrapań ani śladów krwi. Był jednak jedyną osobą, która widziała Januszka żywego.

21 maja rano sąsiedzi zdziwili się, nie widząc Januszka spacerującego ze swoim ukochanym kundelkiem Maksem. Każdego dnia między 7 a 8 rano prowadzał go na smyczy. Rozmawiał z innymi psiarzami, którzy wzruszeni ogromnym przywiązaniem nadużywającego alkoholu mężczyzny do psiaka, częstowali go papierosami i czasami dorzucali się do najtańszego alkoholu. Tym razem Januszka jednak nie było. Kiedy po godzinie 9 sąsiad mężczyzny wychodził do pracy, zobaczył uchylone drzwi jego mieszkania i Januszka leżącego na podłodze.

- Pewnie znowu się upił - pomyślał, zamykając drzwi na klamkę. Później do sprawy nie wracał, bo nie było to nic niezwykłego. Januszowi często zdarzało się zdrzemnąć nawet na klatce schodowej.

22 maja sąsiedzi widzą Maksa biegającego wokół domu. 23 maja po godz. 19 do mieszkania sąsiada puka Anna J. Prosi, żeby wezwać policję i pogotowie, bo Januszek chyba nie żyje. Kobieta twierdzi, że to ona znalazła ciało. Okazało się to jednak nieprawdą.

Kilka godzin wcześniej do Janusza przyszedł Mariusz M., konkubent kobiety. Panowie spotykali się raz w tygodniu. Pili. Rozmawiali. Mariusz przynosił mu czasem jedzenie ugotowane przez Annę. Ponieważ Januszek nie pojawiał się od dłuższego czasu, Mariusz postanowił sprawdzić, co się u niego dzieje. Drzwi były zamknięte. Kiedy nacisnął klamkę, zobaczył w przedpokoju ślady krwi. Wszedł do środka i dostrzegł Janusza leżącego na podłodze z głową opartą na wersalce. Nie wiedział, czy żyje. Bał się jednak zadzwonić po policję, bo kilka miesięcy wcześniej wyszedł na warunkowe zwolnienie z więzienia, w którym odsiadywał wyrok za pobicie. Bał się, że policjanci od razu uznają, że to on jest sprawcą i zostanie aresztowany. Dlatego pobiegł do domu i poprosił konkubinę, by to ona udała, że odnalazła zwłoki.

Mord
W tym miejscu można byłoby właściwie zakończyć tę historię, bo śledczym nie udało się nic więcej ustalić. Biegły medycyny sądowej stwierdził, że bezpośrednią przyczyną zgonu 43-letniego Tadeusza O. był krwiak podtwardówkowy. Mężczyzna został też zmasakrowany. Na jego ciele i plecach zostały ślady męskiego buta z grubym protektorem. Takich butów nie miał Jan W.
Także na ubraniu Jana W., które przebadali specjaliści, nie było żadnych śladów krwi. Za jego niewinnością mógł świadczyć także telefon od kolegi, który W. odebrał na kilkanaście godzin przed zatrzymaniem.

- Janusz nie żyje. Zabiłeś go? - spytał go znajomy.
- Nie. To nie ja.
- Ale widzieli cię z nim dzień wcześniej.
- Tak. Piliśmy.
- Widzieli cię z nim, rozumiesz. Uciekaj
z domu - powiedział znajomy.

W. nie uciekł. Został tymczasowo aresztowany. Po otrzymaniu wyniku badań jego odzieży, zwolniono go.
29 października 1999 r. prokuratura zdecydowała o umorzeniu toczącego się postępowania z powodu niewykrycia sprawcy. Jednocześnie śledczy zaznaczyli, że śledztwo zostanie podjęte, gdy odnajdą się nowe dowody w sprawie. Teraz zabójstwo Tadeusza O. analizuje Archiwum X.


Codziennie rano najświeższe informacje z Lublina i okolic na Twoją skrzynkę mailową.
Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski