Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jacek "Jaco" Harasimiuk: - Jazdę na desce mam we krwi

Katarzyna Gileta-Klępka
Jacek "Jaco" Harasimiuk
Jacek "Jaco" Harasimiuk Piotr Miłkowski
Jacek "Jaco" Harasimiuk ma trzydzieści cztery lata, z czego ponad osiemnaście spędził na deskorolce. Ze swojej pasji uczynił sposób na życie. Lubi poznawać nowych ludzi i podróżować. Zaraża innych uśmiechem.

Skateboarding w Polsce zaczął się rozwijać w latach dziewięćdziesiątych. Chodziłeś wtedy do szkoły. Jak wspominasz te czasy?
Pierwszy raz zetknąłem się z deską jeszcze w 1988 roku. Miałem siedem lat. Mój przyjaciel dostał wtedy od rodziców ruską deskę z dużymi kołami. Też chciałem taką mieć, więc zacząłem wiercić rodzicom dziurę w brzuchu. Któregoś dnia odwiedziła nas moja chrzestna i powiedziała: - Mam dla ciebie prezent. To była oczywiście deskorolka. Jeździłem na niej codziennie. W tamtym czasie grałem też trochę w piłkę nożną i koszykówkę, deska to był taki dodatek. Po paru latach przeprowadziliśmy się z rodzicami do innej dzielnicy. To był chyba rok 1995. Koledzy z bloku zaczęli jeździć na rolkach, nie chciałem być gorszy, więc jeździłem razem z nimi, chociaż tak naprawdę te rolki wcale mnie nie kręciły. Potem sobie przypomniałem, że przecież mam jeszcze tę starą, ruską deskę. Oni śmigali na rolkach, a ja na desce. Niestety, nie mogłem za nimi nadążyć. W międzyczasie Hofi, mój przyjaciel, bardzo poważnie skręcił sobie nogę. Po wyjściu ze szpitala okazało się, że nie może wrócić do jazdy na rolkach. Kupił więc profesjonalną deskorolkę. Przez dwa miesiące męczyłem rodziców, żeby kupili mi taką samą (śmiech). W lutym 1997 roku w końcu ulegli. Mam tę deskę do dzisiaj. Śmieję się, że jest już pełnoletnia.

Skąd czerpaliście informacje o tym, jak doskonalić technikę jazdy?
Nikt wtedy nie słyszał o internecie, ale na początku lat dziewięćdziesiątych był program w TVP 1 o deskorolce. Pamiętam też, że moja mama kupowała taką gazetę "Yupi", w której były lekcje angielskiego, a oprócz tego artykuły o warszawskich deskorolkarzach. Czasem udało się, że ktoś dostał ze Stanów kasetę VHS z jakimś filmem o deskorolce. Pożyczaliśmy, przegrywaliśmy i oglądaliśmy aż do zdarcia (śmiech). To były czasy. W Lublinie był jeden skate shop na Świętoduskiej. A dzisiaj? Każdy może sobie kupić taki sprzęt, jaki tylko mu się marzy.

Wtedy pewnie nie przypuszczałeś, że ta przygoda potrwa aż do dzisiaj?
To prawda. Myślałem, że po jakimś czasie mi się to znudzi, ale wkręcałem się coraz bardziej. Jeździliśmy razem z Hofim, cały czas doskonaląc swoje umiejętności. Po trzech latach zaczęliśmy nagrywać swój pierwszy film. Było to o tyle trudne, że w tamtych czasach jeszcze żaden z nas nie dysponował odpowiednim sprzętem. Pojechałem więc do Warszawy, do mojego brata ciotecznego. To była jedyna osoba, którą wówczas znałem, która miała na tyle dobry komputer, żeby ten film zmontować. Spędziłem w stolicy trzy dni, większość czasu przed monitorem, ale udało mi się wyrwać na chwilę, żeby pojeździć na desce. Odwiedziłem wtedy, legendarną już dziś, miejscówkę - Capitol. Poczułem, że jazdę mam we krwi. Film nazwaliśmy "Punishment". Trwał czterdzieści minut. Fajnie dziś to obejrzeć i się pośmiać. W sumie przez te wszystkie lata nagraliśmy dziesięć filmów.
Przez tych kilkanaście lat uformowała się lubelska scena deskorolkowa.
Zaczęły powstawać kolejne ekipy, takie jak LBN Reprezent na Czechowie, West LBN na LSM, TSC na Bronowicach. No i my - Punishment. Mimo że dzisiaj niektórzy rozjechali się po świecie, to o desce nie zapomnieli. Zaczęliśmy myśleć o organizacji zawodów deskorolkowych w Lublinie. Udało się. Potem pojawił się Boniek Falicki ze Świdnika. Boniek organizował zawody w swoim mieście, zjeżdżali się ludzie z całej Polski. Nasze drogi się skrzyżowały.

Rolkarze, deskorolkarze i rowerzyści skarżą się, że w Lublinie nie ma profesjonalnego skateparku.
Skatepark dla nas jest tym samym, co basen dla pływaka czy boisko dla piłkarza. Kilka lat temu na Błoniach wybudowano taki obiekt. Zaprojektowała go firma, która nie miała nic wspólnego ze skateboardingiem. Nikt nas nie zapytał o zdanie. Urzędnicy twierdzili, że się nie znamy. Powstał bubel. A to miejsce można było zagospodarować w dużo lepszy sposób i to za mniejsze pieniądze. Skatepark został przejęty przez MOSiR. Teraz nic się tam nie dzieje. Obiekt jest zamknięty. Jak chcieliśmy pojeździć, musieliśmy przechodzić przez ogrodzenie. Ochrona nas przeganiała. Teraz bierzemy sprawy w swoje ręce. Następny budżet obywatelski wygrywamy!

Wiosną i latem wykorzystujecie do jazdy infrastrukturę miasta - poręcze, schody, ławki, murki, problem pojawia się, kiedy temperatura na zewnątrz zaczyna spadać…
Co roku próbowaliśmy znaleźć w zimie miejsce, gdzie moglibyśmy jeździć. Były stare biura Ursusa, parkingi pod Uniwersytetem Przyrodniczym i na Zana. Niestety, przeganiano nas. Któregoś razu poszliśmy z Bońkiem do dyrektora Plaza Lublin. Zapytaliśmy, czy zgodziłby się, abyśmy jeździli w podziemnym parkingu. Nie widział przeszkód. Wreszcie mieliśmy krytą miejscówkę na zimę. Wydzielono nam siedem miejsc parkingowych do jazdy. Tak powstał A-2 Spot. Ustawiliśmy "ogrodzenie" z pociętych palet, aby nie wjeżdżać w samochody, ściany zabezpieczyliśmy płytami OSB. Po trzech miesiącach, kiedy zrobiło się już cieplej i mogliśmy wyjść na zewnątrz, naprawiliśmy wszystkie powstałe szkody, zalepiliśmy dziury i odmalowaliśmy ściany. To też pokazało, że potrafimy się zebrać nie tylko po to, aby pojeździć na desce, ale także, aby zrobić coś fajnego wspólnymi siłami. Niestety, kiedy zmienił się zarządca Plazy, nie mogliśmy już korzystać z tego parkingu. Znowu trzeba było szukać miejscówki na zimę. Wtedy ludzie z ekipy TSC z Bronowic powiedzieli nam, że jest jakiś opuszczony budynek, w którym oni próbują jeździć. Razem z kolegami - Kojotem i Pieniądzem, poszliśmy zobaczyć, gdzie to jest i jak to wygląda. Tak trafiliśmy do budynku na Męczenników Majdanka 6b…

…i to był początek 1st Floor.
Jak się dowiedzieliśmy, tam kiedyś mieściły się biura firmy produkującej materiały budowlane. Firma splajtowała, budynek stał przez dziesięć lat nieużywany. Nie było tam nic, poza gruzem i śmieciami. Przez te wszystkie lata ludzie rozkradli co się dało - armaturę, okna, drzwi, nawet płytki. Kiedy tam weszliśmy, okazało się, że parter nie nadaje się do jazdy ze względu na słabą nawierzchnię. Pierwsze piętro przypominało gruzowisko, drugie i trzecie też się nie nadawały. Został dach, no ale nam przecież chodziło o krytą miejscówkę (uśmiech). Obejrzeliśmy wszystko jeszcze raz i stwierdziliśmy, że najbardziej odpowiada nam pierwsze piętro. Po odgarnięciu śmieci i gruzu zobaczyliśmy, że tam jest ładny, gładki beton, a miejscami zostały fragmenty glazury. Zaczęliśmy sprzątać. Z kawałka przewróconej ściany zrobiliśmy pierwszą przeszkodę - manual pad.

Któregoś dnia odwiedził Was Boniek.
Tak. Zapytał, gdzie jeździmy, zobaczył co i jak, i stwierdził, że to miejsce ma potencjał. Można spróbować stworzyć tam coś większego. Udało się znaleźć sponsorów, Boniek zaangażował też firmę projektującą skateparki. Weszliśmy tam we wrześniu 2010 roku i zaczęliśmy budować. Ponad sześćdziesiąt osób, trzy miesiące roboty. Niektórzy pracowali po trzynaście, czternaście godzin w zimnie, na kolanach. Na początku nazwaliśmy to Graffit Spot, ponieważ przez dziesięć lat grafficiarze ćwiczyli tam swoje umiejętności. Całe ściany były pokryte malunkami. Ale któregoś razu Boniek powiedział, że powinniśmy pomyśleć nad nazwą, która w jakiś sposób by nas charakteryzowała. No i tak narodziło się 1st Floor, bo nasz spot jest na pierwszym piętrze (uśmiech). 21 marca będziemy obchodzić czwarte urodziny. Właśnie skończyliśmy dokument o powstawaniu 1st Floor. Zamierzamy go zaprezentować z okazji "Dnia deskorolki".
"Dzień deskorolki"?
Jest "Dzień Babci", "Dzień Kobiet", "Dzień Matki", więc dlaczego nie może być "Dnia deskorolki"? To święto narodziło się w USA, czyli w ojczyźnie skateboardingu. Po raz pierwszy obchodzono je w 2006 roku. "Dzień deskorolki" przypada 21 czerwca. To jest fajna data, bo nakłada się na koniec roku szkolnego. W Lublinie organizowane są zawody, pokazy. Zjeżdża się kilkaset osób. Obowiązkiem każdego skatera jest wzięcie udziału w obchodach tego święta.

Co jest potrzebne, aby zacząć jeździć? Deska z kółkami i dwie nogi?
A wiesz, że wcale nie trzeba mieć nóg.

?
Są na świecie dwie osoby, które jeżdżą na desce, a nie mają nóg. Jest też niewidomy deskorolkarz. Tak naprawdę wszystko zaczyna się w głowie. Trzeba wierzyć w to, że się uda. Niepotrzebne są żadne specjalne predyspozycje. Trudno jest jeździć, jak jest się bardzo wysokim albo bardzo grubym, ale znam ludzi, którym i to nie przeszkadza, i świetnie sobie radzą. Na desce może więc jeździć każdy, bez względu na płeć czy wiek. Imponują mi deskorolkarze, którzy mają po pięćdziesiąt, sześćdziesiąt lat i śmigają lepiej od małolatów. Jest jedna podstawowa zasada, która dotyczy deskorolki, roweru i rolek - jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz. Musisz mieć w sobie odwagę do podejmowania ryzyka. Zdarzały mi się różne wypadki, ale wstawałem, otrzepywałem się i jechałem dalej.

A jak radzą sobie dziewczyny w tym męskim świecie?
Czasem nawet lepiej niż chłopaki. Agata Halikowska czy Ania Kulik jeżdżą jak szalone, cały czas doskonalą swoją technikę. Dziewczyny są zwinniejsze, bardziej wierzą w swoje możliwości, są mniej spięte. Prowadzę zajęcia dla dzieci i młodzieży i z mojego doświadczenia wynika, że łatwiej nauczyć jazdy na desce dziewczynkę niż chłopca.

Deskorolka to jednocześnie Twoja pasja i praca. Z tego żyjesz. Chyba nie można sobie wymarzyć lepszej sytuacji, robisz to, co kochasz i jeszcze na tym zarabiasz.
Ja chyba po prostu nie na-daję się do pracy za biurkiem (śmiech). Sędziuję na zawodach, organizuję imprezy, warsztaty, robię koszulki, plakaty, wlepki. Wszystko w klimacie deskorolkowym. Od sześciu lat w czasie wakacji jeżdżę na obozy jako opiekun. W Przysusze koło Radomia jest ogromny skatepark. Świetne warunki do nauki i odpoczynku. Obok las, jezioro. Nigdzie indziej w Polsce nie ma takiego miejsca.

Zastanawiałeś się kiedyś, jak wyglądałoby Twoje życie, gdyby nie deska?
Moi rodzice się śmieją, że gdyby nie kupili mi wtedy tej deski, to może wyrósłby ze mnie jakiś profesor (śmiech). Ale ja uważam, że każdy jest stworzony do czegoś innego. Mnie chyba po prostu była pisana jazda na deskorolce. Wstaję rano, uśmiecham się i mknę przez miasto szybciej niż autobus. Zarażam innych uśmiechem, bo nie lubię, kiedy ludzie wokół mnie się smucą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski