Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sprawa Zosi ze szpitala w Łukowie poruszyła całą Polskę

Sandra Michalewska naszemiasto.pl
Po zdarzeniu szpital skontrolowało m.in. Ministerstwo Zdrowia
Po zdarzeniu szpital skontrolowało m.in. Ministerstwo Zdrowia Sandra Michalewska
Liczne kontrole, wszczęcie śledztwa przez łukowską prokuraturę i fala pomocy dla dziecka - to efekty medialnego nagłośnienia pobytu małej Zosi w szpitalu w Łukowie.

Jesteście gorsi niż gestapo. Wstyd, że taka instytucja jak szpital jest tak nieczuła na ludzkie cierpienie bezbron-nego człowieka. Nie macie za grosz godności i honoru. Szmaciarze. Bydlaki. Tak właśnie traktujecie pacjentów. Obyście pozdychali w mękach...". "Nie zasługujecie na to, żeby nazywać Was ludźmi". "Te pielęgniarki należałoby wywieźć gdzieś na ciężkie roboty w polu".

- Każdego dnia skrzynka szpitala jest zasypywana mailami takiej treści - mówi Grzegorz Gomoła, dyrektor łukowskiego szpitala, pokazując mi stertę wydruków elektronicznych wiadomości. To w tej placówce na przełomie grudnia i stycznia przebywała 13-miesięczna Zosia, na co dzień podopieczna domu dziecka. Na oddział dziecięcy trafiła z nieżytem żołądka i zapaleniem górnych dróg oddechowych. Zdaniem trojga rodziców, których dzieci przebywały w tym samym czasie na oddziale, dziewczynka była zaniedbana przez personel szpitala: leżała we własnych odchodach, nie była karmiona i przewijana. Dowodem w sprawie są nagrania sporządzone przez wspomnianych rodziców, które zszokowały całą Polskę. Widać na nich m.in. umazaną odchodami Zosię siedzącą w wanience.

I choć wstrząsające nagranie wydaje się jednoznaczne, to dyrekcja szpitala broni personelu pielęgniarskiego. Twierdzi, że z zebranego przez nią dotychczas materiału wynika, że nie można zarzucić pielęgniarkom wielogodzinnych zaniedbań Zosi, o których mówią skarżący rodzice, a tego typu zdjęcie przy dolegliwościach, z jakimi zmagała się dziewczynka, "nie jest niczym nadzwyczanym". Dyrektor placówki przyznaje jednak jednocześnie, że po zdarzeniu w szpitalu panuje wzmożona czujność. Mogą to potwierdzać wypowiedzi matek, których dzieci przebywają obecnie w placówce.

- Nie mam do pielęgniarek żadnych zastrzeżeń. W końcu nie są od tego, by siedzieć 24 godziny na dobę przy jednym dziecku, bo jest ich po prostu za mało. Nawet w przypadku, gdy dziecko jest na co dzień podopiecznym placówki wielofunkcyjnej. Bo od czego jest tamta placówka? To dom dziecka powinien zapewnić odpowiednią opiekę wszystkim swoim podopiecznym - mówi mi jedna z matek, którą spotykam na oddziale dziecięcym łukowskiego szpitala przy łóżeczku chorego syna.

- Pielęgniarki pracują bez zarzutu, ale po tej sprawie widać, że są bardzo zestresowane. Sama widziałam, jak po mierzeniu temperatury czy ważeniu dziecka podczas zapisywania wyników, pani trzymała długopis i trzęsła jej się ręka - relacjonuje inna z matek.

Dwumiesięczny Igor trafił do szpitala w ubiegły piątek, kilka dni po wybuchu medialnej afery dotyczącej Zosi. - Pierwszego dnia miałam obawy, bo szpital był przedstawiany w negatywnym świetle, ale nie mogę narzekać na opiekę. Gdy Igorek płakał z powodu bólu brzucha, już po 10 minutach zjawiła się pielęgniarka - opowiada Paulina Kryńska.

Sprawę możliwych zaniedbań 13-miesięcznej Zosi bada prokuratura, która po doniesieniach medialnych wszczęła tak zwane postępowanie sprawdzające. Są już jego pierwsze efekty. W tym tygodniu zdecydowano, że są podstawy do wszczęcia śledztwa. Chodzi m.in. o niedopełnienie obowiązków przez ordynatora oddziału dziecięcego i rehabilitacji dzieci niepełno-sprawnych szpitala w Łukowie, polegające na niewłaściwym organizowaniu i kontrolowaniu pracy wykonywanej przez podległych pracowników, w tym personelu pielęgniarskiego. Oraz narażenie Zosi na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu przez personel oddziału.

Z kolei przedstawiciele szpitala i domu dziecka uważają, że sprawa może mieć drugie dno. Jak mówią, nagrane filmiki mogą mieć na celu pomoc biologicznej matce Zosi w odzyskaniu opieki nad dziewczynką (ma ograniczone prawa rodzicielskie ze względu na zażywanie narkotyków. Jest w trakcie leczenia).
- Chciałabym mieć możliwość wysłania pracownika, by sprawował w szpitalu opiekę nad Zosią. Niestety, nie było to wówczas możliwe i nie jest możliwe obecnie. Muszę zapewnić bezpieczeństwo wszystkim dzieciom, które u nas przebywają - odpiera zarzuty Ewa Szczęśniak, dyrektorka Placówki Wielofunkcyjnej w Łukowie, która o całej sprawie dowiedziała się od jednego z dziennikarzy, a później powiadomiła prokuraturę. - Gdy Zosia przebywała w szpitalu, codziennie był u niej nasz wychowawca. Do dziecka przychodziła też biologiczna matka. Nie chcę wydawać wyroków co do pracy pielęgniarek. Będę mogła to zrobić, gdy sprawę zbada prokuratura.

Do domu dziecka napływa coraz więcej paczek z prezentami. Są ubranka, środki do pielęgnacji, książki i zabawki. Zarówno dla Zosi, jak i innych podopiecznych placówki. W licznych mailach i telefonach - nie tylko z Polski, ale nawet z Niemiec czy Anglii - ludzie dopytują o możliwość pomocy i adopcji dziecka.

- Do adopcji zgłaszamy dzieci wyłącznie z uregulowaną sytuacją, potwierdzoną prawomocnym wyrokiem sądu. W tej sytuacji można jednak stworzyć dziewczynce rodzinę zastępczą - tłumaczy dyrektor Szczęśniak.

Rozmowa: Stoję po stronie naszego personelu - mówi Grzegorz Gomoła, dyrektor szpitala w Łukowie, po aferze związanej z opieką nad 13-miesięczną Zosią.

Jak pomóc Zosi?
Ci z Państwa, którzy chcieliby wesprzeć 13-miesięczną dziewczynkę, wysyłając jej paczkę, powinni skontaktować się z Placówką Wielofunkcyjną przy ul. Broniewskiego w Łukowie. Tel. 22 798 23 73.
W łukowskim domu dziecka przebywa 21 dzieci. W ubiegłym roku 7 podopiecznych placówki wróciło do domów. Nie odnotowano adopcji żadnego dziecka.

Czy w sprawie małej Zosi ma Pan sobie albo personelowi szpitala coś do zarzucenia?
Na podstawie zgromadzonego przeze mnie na gruncie prawa pracy materiału stoję po stronie naszego personelu, przy czym ostatecznie będę mógł odpowiedzieć na to pytanie dopiero wtedy, gdy będziemy mieli protokoły pokontrolne m.in. konsultanta krajowego ds. pediatrii i przedstawiciela, który prowadził kontrolę z ramienia Rzecznika Praw Pacjenta. Czekamy też na ostateczne postanowienie prokuratury.

Zosia to podopieczna domu dziecka. Nie uważa Pan, że w takiej sytuacji personel powinien poświęcić dziewczynce więcej uwagi niż dzieciom, przy boku których z reguły są rodzice?
Mam takie poczucie, że na tle innych dzieci wsparcie dla dziewczynki powinno być większe. To kwestia tzw. dodatkowej opieki i przekazanie dziecku dodatkowego ciepła poza zwykłym wypełnianiem obowiązków przez pielęgniarki, jak np. podanie kroplówki. Wiemy jednak, że nie ma rozwiązań prawnych, które gwarantowałyby taką dodatkową opiekę.

Czy po ludzku nie szokują Pana nagrania, które w tej sprawie obiegły Polskę?
Mam w tej sprawie wyjaśnienia naszej pielęgniarki i skarżących rodziców. Te wersje są rozbieżne - rodzice mówią, że sami umyli dziecko, a pielęgniarka, że tę pracę wykonała ona. Tłumaczyła, że niosąc leki weszła do sali Zosi i stwierdziła, że obcy ludzie zajmują się dziewczynką. Na ich sugestie, żeby umyła dziecko, powiedziała, że wróci tu, jak rozniesie leki innym. Jej wyjaśnienia wskazują na to, że tak zrobiła. To słowo przeciwko słowu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski