Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ivo Violante z "Top Chef" otworzył w Lublinie restaurację Ivo Italian

Damian Stępień
- Jestem kucharzem. Moja pasja to gotowanie dla ludzi. Jeżeli moi goście są zadowoleni, to i ja jestem zadowolony - mówi Ivo Violante
- Jestem kucharzem. Moja pasja to gotowanie dla ludzi. Jeżeli moi goście są zadowoleni, to i ja jestem zadowolony - mówi Ivo Violante Małgorzata Genca
Gotował we Włoszech, Francji, USA. W Lublinie szef kuchni Ivo Violante otworzył włoską restaurację "Ivo Italian". Czuje się dobrze w tym, co robi. Gotowanie to jego pasja. Krytyki się nie boi. Chyba, że swojej mamy...

Bierzesz udział w czwartej edycji programu "Top Chef". Skąd pomysł, żeby w nim wystąpić?
Do programu zgłosiłem się przede wszystkim po to, aby zdobyć nowe doświadczenie. W Stanach Zjednoczonych gotowałem dla Food TV. Chciałem zobaczyć, jak wygląda gotowanie w polskiej telewizji. W "Top Chef" poznałem fajnych ludzi. Oczywiście jest to też świetna promocja i chwyt reklamowy, skoro otworzyłem nową restaurację

Jeżeli chodzi o sam program, to muszę przyznać, że to, co się widzi przez czterdzieści minut w telewizji, to tak właśnie jest na żywo. Jest zapał, są emocje. Każdy się rzuca, aby coś zrobić. Myśli zaczynają biegać w różne strony. Najczęściej w te niewłaściwe. Pomimo to świetnie się bawiłem. To było dla mnie bardzo ważne doświadczenie. Poznałem fantastycznych kucharzy, z którymi bez wątpienia będę utrzymywał znajomość.

Z pewnością podczas kręcenia programu zdarzyły się zabawne sytuacje, których widzowie nie zobaczyli.

Tak, często puszczały nam nerwy, a wtedy nietrudno o gafę. O przekleństwach nie wspominam. Tych widzowie nie mogą usłyszeć. Ja wpadłem na sposób i przeklinałem po włosku. Nikt mnie nie rozumiał, ale i tak zostało to wycięte (śmiech).
Emocje były często tak duże, że w ogóle nie wiedziałem, co gotuję. Stres przed kamerą, jurorzy - to wszystko robi swoje.

Kto według Ciebie jest najbardziej wymaga-jącym jurorem?
Trudno mi powiedzieć. Modest Amaro to autorytet w polskiej kuchni i bardzo miły człowiek. Pani Wachowicz to bardzo fajna i piękna kobieta. Grzegorz Łapanowski ma ciekawe pomysły. Ale chyba najbardziej stresował mnie Maciej Nowak. Nie wiedziałem, jak sprostać jego gustowi. Teraz, po kilku odcinkach, mam inne podejście. Prawda jest taka, że krytykiem kulinarnym, którego zdania najbardziej się obawiam, jest moja mama. W końcu jestem Włochem (śmiech).

Kiedy postanowiłeś zostać kucharzem?
Początki mojego gotowania zaczęły się, kiedy miałem czternaście lat. Wróciliśmy wtedy do Włoch na stałe. Musiałem chodzić do szkoły, czego bardzo nie lubiłem. Siedzieć w jednej klasie z dwudziestoma siedmioma dzieciakami przez osiem godzin? Miałem to gdzieś. Stwierdziłem, że nauka nie jest dla mnie. Na szczęście mama zgodziła się, żebym poszedł do szkoły wieczorowej. Zacząłem szukać pracy, ale z niezbyt wielkim powodzeniem. W końcu zacząłem pracować na zmywaku w restauracji mojej mamy. Mówiąc szczerze, nie interesowałem się wtedy kuchnią. Ale gdy w pracy zgłodniałem, to musiałem sam sobie coś przyrządzić. W końcu mama spróbowała kilku moich dań. Stwierdziła, że są smaczne i zaczęła mnie uczyć.

Jakie są twoje ulubione potrawy?
Lubię dania tradycyjne i nietradycyjne. Z potraw tradycyjnych uwielbiam cotoletta alla milanese, to jest tak jak polski schabowy, tylko we Włoszech robimy go z cielęciny i jest inna panierka. Uwielbiam.
Lubię też egzotyczne i ekstremalne potrawy: robaki, pająki, dżdżownice, węże, skropiony. Ogólnie jestem wszystkożerny. Wszystko, co się rusza i nie rusza, to zjem (śmiech).

A polska kuchnia? Przyrządzasz polskie potrawy?
Próbowałem przygotować gołąbki, bigos, pierogi. I powiem szczerze, że nie poradziłem sobie. Wszyscy moi polscy znajomi mówią mi, że zrobić ciasto na pierogi to żaden problem. Bzdura! Łatwiej zrobić ravioli (pierożki włoskie - przy. DS). Gdy przeczytałem przepis na gołąbki, stwierdziłem, że to "pikuś". Po wyjęciu ich z piekarnika okazało się, że zamiast gołąbków wyszło mi risotto po polsku. Jestem Włochem. Znam się na włoskiej kuchni, ale jeżeli chodzi o jedzenie, to uwielbiam potrawy z każdego kraju.

W środę otworzyłeś restaurację "Ivo Italian". Trzeba przyznać, że goście dopisali.
Gdy przyszliśmy do pracy, byliśmy pewni, że jesteśmy gotowi do działania. Tak przynajmniej myślałem. Okazało się jednak, że byłem w błędzie. Pomimo że wszystko było przygotowane, ilość gości przekroczyła nasze oczekiwania.

To był "sajgon", "masakra", "petarda" - tak mówimy w kuchni, kiedy jest dużo gości. Rozpocząłem pracę o godz. 9. Pierwszą przerwę zrobiłem sobię dopiero po jedenastu godzinach.

Było sześć osób na kuchni, osiem kelnerek, trzech barmanów, dwie osoby na zmywaku, ale i tak ledwo się wyrabialiśmy. Cztery razy musieliśmy jechać do sklepu po kolejne produkty. O dwudziestej skończył się makaron, a zrobiliśmy sto trzydzieści kilo! Tak samo było z pizzą.

Powiem tak: Szok! Byłem cholernie zadowolony i cholernie zmęczony. Po pracy spałem cztery godziny, a mimo to byłem gotowy do nowego dnia. Do tej pory jestem pod wrażeniem, ile ludzi nas odwiedziło. Walczymy dalej!


Codziennie rano najświeższe informacje z Lublina i okolic na Twoją skrzynkę mailową.
Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski