Pięciu facetów rozmawia o życiu, o ojcostwie i o dzieciach, które utracili. Akcja toczy się w piaskownicy, a oni noszą krótkie spodenki i podkolanówki. Nad nimi góruje wyrzeźbiona z piasku Ona, w eleganckim kostiumie, wyzywająco podparta pod boki, milcząca, ale wciąż obecna. Panowie sprowadzeni do parteru, sami stają się jak dzieci.
"Tata ma kota" w reż. Łukasza Witt-Michałowskiego portretuje współczesnych mężczyzn pogrążonych w kryzysie - tęsknią za dziećmi, które polskie sądy im odbierają w 96 procentach, tęsknią za kobietami, a jednocześnie kombinują jak zdobyć punkty we wszystkich poziomach gry o wspólne życie, tak jak się kombinuje, żeby tylko zdać klasówkę. Przegrywają i zostają na polu bitwy sami, pokonani, wyczekujący tych dwóch godzin w tygodniu, gdy dziecko zostanie im wydane. Są idealnymi, żałosno-śmiesznymi bohaterami komediodramatu, w którym im jest smutniej, tym zabawniej.
W 1936 roku włoski pisarz Virgilio Martini napisał książkę "Świat bez kobiet". W kosmicznie odległych latach dwutysięcznych tajemniczy wirus miał zdziesiątkować wszystkie samice rodzaju ludzkiego zdolne do rozrodu. Mężczyźni zostali zatem na ziemi sami - sytuacja wysoce nieprzyzwoita jak na tamte czasy - i zaczęli się oddawać swoim ulubionym czynnościom, czyli wojnom i rzeziom. Z czasem przyszło jednak niesamowite odkrycie, że wszystko, co wynaleźli, bądź wypracowali w imię postępu ludzkości służyło delektowaniu się towarzystwem kobiet, kobiet, których już nie było.
Taka odwrócona seksmisja ma także miejsce w spektaklu. "Widziałem wczoraj kobietę" - wyznaje jeden z aktorów, a na twarzach pozostałych maluje się takie niedowierzanie mieszane z nadzieją, jakby chodziło o Mesjasza, z którego nie nadejściem wszyscy się już pogodzili, ale po cichu liczą na jego przybycie.
Spektakl "Tata ma kota" jest głęboko zanurzony w publicystyce, krytykuje polskie orzecznictwo, które w miażdżącej większości pomija ojców przy przyznawaniu praw rodzicielskich, pokazuje absurdalne utrudnienia w kontaktach z dziećmi ("bo dzisiaj ma katarek"), krytykuje wreszcie liczne społeczne obwarowania związane z ojcostwem, od których macierzyństwo jest wolne (przykładowo, tacie nie wolno kąpać się z dzieckiem, mamie tak). Pokazuje depresję ojców, gdy po latach słyszą, że się nie sprawdzili.
Lista poruszanych problemów jest długa. Z częścią można się naturalnie nie zgadzać, albo dyskutować ze sposobem ich prezentacji ( pewnej "obrony kobiet" podejmuje się w końcowej części Jan Nowicki) . Jednak walorem "Tata ma kota" jest z pewnością to, że poddaje w wątpliwość pewne sprawy uważane za oczywistości, jest także rozpaczliwym głosem tych, którzy nie potrafią się odnaleźć w roli "tatów dochodzących", czują się zwyczajnie i nie po męsku bezradni - jak dzieci, za które są poprzebierani.
Śmiejemy się z nieudaczników, frustratów, kombinatorów, pechowców, śmiejemy się bo ich losy są tak absurdalne, że śmieszne. Piątka aktorów Arkadiusz Cyran, Dariusz Jeż, Przemysław Sadowski, Jarosław Tomica i Karol Wróblewski to chór mężczyzn po przejściach, ojców tragikomicznych i zrozpaczonych. Prawdziwych facetów XXI wieku.
"Tata ma kota" (albo "Poczytaj mi Tato"), reż. Łukasz Witt-Michałowski, scenariusz Szymon Bogacz, premiera 27 marca 2015r.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?