Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dystans między Finlandią a Rosją nigdy nie był tak wielki

Dariusz Szreter
Prezydencka  rezydencja Mäntyniemi z zewnątrz przypomina nieco bunkier. Jej wnętrze okazuje się jednak zadziwiająco funkcjonalne i jasne
Prezydencka rezydencja Mäntyniemi z zewnątrz przypomina nieco bunkier. Jej wnętrze okazuje się jednak zadziwiająco funkcjonalne i jasne Dariusz Szreter
Samolot z Gdańska do Turku lata pięć razy w tygodniu. Najtańsze bilety można kupić nawet już za 39 złotych. Leci się godzinę piętnaście, choć na rozkładzie wygląda, że godzinę dłużej - Finlandia leży w innej strefie czasowej, przesuwamy więc zegarki do przodu. Miejsca w samolocie, którym lecę, wypełnione są mniej więcej w dwóch trzecich.

Miasto w środku Bałtyku

Turku to najstarsze fińskie miasto, a region, w którym leży nazywany jest Varsinais-Suomi czyli Finlandia Właściwa. To kolebka tutejszej państwowości. A jednocześnie największe skupisko Finów szwedzkojęzycznych. To ważne określenie: nie Szwedzi, ale Finowie, tyle, że używający innego języka. W samym mieście jest ich około pięciu procent, ale na pobliskim archipelagu stanowią absolutną większość. Turku bardzo dba o dwujęzyczną tradycję. Tu powstał pierwszy teatr, pierwszy uniwersytet i pierwsza gazeta - po szwedzku. Do 1812 roku Turku było stolicą Finlandii, ale Rosjanie, którzy podporządkowali sobie ten kraj na początku XIX wieku, przenieśli stolicę na wschód - bliżej Petersburga, by ograniczyć wpływy szwedzkie.
Mikko Lohikoski, główny doradca burmistrza Turku, zaprasza do ratusza.

Choć to środowe południe, budynek jest pusty, a to dlatego, że biura burmistrza i jego urzędników mieszczą się gdzie indziej, tu odbywają się jedynie raz w tygodniu obrady rady miasta. Nawiasem mówiąc liczące 130 tys. mieszkańców Turku, ma dwa razy więcej radnych niż Gdańsk. Ale też tradycje i praktyka tutejszej demokracji wyglądają zupełnie inaczej niż u nas. Radni czy parlamentarzyści różnych ugrupowań szukają przede wszystkim tego, co ich łączy i ze wszech miar starają się uzyskać konsensus.

Dołącza do nas Mika Akkanen, menedżer do spraw zagranicznych Urzędu Miasta. Naszą rozmowę prowadzimy nad rozłożoną na stole mapą Bałtyku.

- Można wyróżnić trzy baseny, z jakich składa się nasze morze: Bałtyk południowy, Zatoka Botnicka na północy i Zatoka Fińska na wschodzie - pokazują. - A Turku leży dokładnie u ich zbiegu. Bałtyk ukształtował nasze życie, a Finlandię mamy z tyłu, za plecami. Dlatego w innych rejonach kraju mieszkańcy Turku uważani są za aroganckich, bo mniej nas obchodzą sprawy krajowe, niż zagraniczne. Ale z drugiej strony wszelkie nowinki, innowacje trafiały do Finlandii właśnie przez Turku.
Już w średniowieczu miasto miało przywilej prowadzenia handlu zagranicznego, było członkiem Związku Hanzeatyckiego. Po wojnie władze Turku zaczęły rozwijać program miast siostrzanych. Jako pierwsi, jeszcze w 1953 roku, nawiązali stosunki partnerskie z St. Petersburgiem (Leningradem).

- W czasie zimnej wojny wzajemne delegacje przełamywały bariery i granice - tłumaczy Lohikoski. - Nawet jeśli tamta strona nie ma politycznej swobody decyzji, łatwiej jest znaleźć partnerów, łatwiej o wzajemną komunikację. To przynosi owoce. Zaskakujące jak na początku lat 90. szybko przyjęła się idea współpracy bałtyckiej. Powstał Związek Miast Bałtyckich, z siedzibą w Gdańsku. A pierwsza makroregionalna strategia Unii Europejskiej, to właśnie strategia dla Morza Bałtyckiego.
Dlatego nawet w obecnej sytuacji napięcia w stosunkach z Rosją, w Turku wolą się koncentrować na tym, co wciąż możliwe do osiągnięcia.

- W czasie napięcia międzynarodowego ważne są relacje poniżej stopnia państwowego, choć oczywiście zdajemy sobie sprawę, że społeczeństwo obywatelskie w Rosji jest mocno ograniczone - przekonuje Mika Akkanen.
Kooperacja z Rosją to jedno z głównych priorytetów w ramach Turku Process, programu oddolnej współpracy regionalnej w obrębie Morza Bałtyckiego, który jest wspólną inicjatywą magistratów Turku, Hamburga i St. Petersburga.
- W rozmowach z Rosjanami od jakichś 10 lat skończyły się przemówienia i deklaracje dobrej woli, a zaczęły rzetelne negocjacje, prace nad konkretami, tworzenie planów - wyjaśnia Mikko Lohikoski. - Wspieraliśmy budowę nowych oczyszczalni w St. Petersburgu, bo te które zostały w spadku po czasach sowieckich były do niczego. Obecnie 98 proc. ścieków z St. Petersburga jest już należycie oczyszczone.

Współpraca bałtycka ma miejsce nie tylko w dziedzinie ochrony środowiska, ale również edukacji i rozwoju infrastruktury. Modnym tematem są ostatnio tzw. smart city solutions, obejmujące różne sfery życia. Finowie pracują nad rozwiązaniami, które mają na celu pomóc osobom w podeszłym wieku, by jak najdłużej mogły bezpiecznie mieszkać samodzielnie, bez konieczności umieszczania ich w ośrodkach opieki. To m.in. system sensorów alarmujących, jeżeli w mieszkaniu przez dłuższy czas nikt się nie porusza.

Turku wraz z Komisją Europejską finansuje Centrum Balticum, think-tank z ambicjami wyznaczania kierunków rozwoju zarówno regionalnego, jak i europejskiego. Miasto robi wszystko by utrzymać pozycję gracza międzynarodowego. Ma swoje ambasady w Brukseli i St. Petersburgu. Rozwija relacje z miastami siostrzanymi (jest wśród nich i Gdańsk), ale współpracuje też z chińskim portem Tiencin oraz brazylijskim stanem Pernambuco. I intensywnie szuka tego, co łączy narody.
- Wasz bohater narodowy, Kościuszko, był przejazdem w Turku. Niebawem planujemy odsłonięcie tablicy pamiątkowej na budynku, w którym się zatrzymał - mówi Mikka Akkanen. - Chcemy pokazać, że Turku to ważne miejsce nie tylko w dziejach Finlandii.

Trzeba być niewidocznym

Turku od Helsinek oddziela dystans 150 kilometrów, które pociąg Intercity pokonuje w dwie godziny. Samorządowcy z południowo-zachodniej Finlandii chcieliby skrócić czas przejazdu o połowę. Póki co i tak podróżuje się komfortowo, na miarę naszych Pendolino, z jeszcze jednym udogodnieniem w wagonach - wygłuszaną kabiną do rozmów telefonicznych, dzięki której "komórkowcy" nie przeszkadzają współpasażerom.

Fińska stolica swój intensywny rozwój przeżyła w XIX wieku, pod panowaniem rosyjskim. Odcisnęło się to na neoklasycystycznej architekturze centrum, przypominającej nieco St. Petersburg czy inne miasta cesarstwa rozbudowywane w tym okresie. Stosunek Finów do swojej historii, a szczególnie tego jej aspektu, który wiąże się z potężnym sąsiadem na wschodzie, może nieco zaskakiwać przybysza z Polski. Oto na centralnym placu Senackim stoi pomnik Aleksandra II, uznawanego tu za "dobrego cara", a nieopodal Pałacu Prezydenckiego, obelisk ku czci Aleksandra III, zwieńczony złotym, dwugłowym rosyjskim orłem.

Finlandia uzyskała niepodległość w 1917 r. W latach 1939-44 prowadziła dwie wojny z ZSRR, w wyniku czego utraciła część terytorium wielkości 35 tys. km kw. Finlandyzacja, czyli samoograniczenie państwa w stosunkach międzynarodowych po 1945 (neutralność, odrzucenie planu Marshalla) oraz autocenzura w polityce wewnętrznej, a także debacie publicznej czy nauczaniu historii, miała też dla Finów dobre strony. Intensywna współpraca z ZSRR doprowadziła do gwałtownego rozwoju tutejszego przemysłu, głównie metalowego i maszynowego. Nawet średniej jakości sprzęt gospodarstwa domowego czy elektronika kupowane były przez Moskwę na pniu, w zamian za tanią ropę. Dlatego rozpad Związku Radzieckiego był dla Finlandii takim ciosem i wywołał kryzys gospodarczy. Postawiono na innowacyjność w gospodarce, czego symbolem stała się Nokia.
W 1995 r. Finlandia przystąpiła do Unii Europejskiej.

- To był wstrząs sejsmiczny w naszych dziejach - mówi dr Mika Aaltola, szef programu Globalne Bezpieczeństwo w Fińskim Instytucie Spraw Zagranicznych. - Wcześniej lubiliśmy podkreślać, że jesteśmy po środku: ani na zachodzie, ani na wschodzie. Teraz, przystępując do sankcji, jednoznacznie opowiedzieliśmy się po stronie Zachodu. Dystans między Finlandią a Rosją nigdy nie był tak wielki. 70 proc. Finów uważa postępowanie Rosji za alarmujące, ale nasza typowa reakcja to: "uspokój się i nie panikuj". To właśnie fińskie, protestanckie podejście: trzeba cierpieć, trzeba być pokornym, być tak niewidocznym, jak to tylko możliwe. Ale już Estończycy inaczej definiują swoje stosunki z Rosją - uważają, że trzeba być wobec niej ostrym. I wy Polacy chyba też.

Finowie faktycznie cierpią w obecnej sytuacji. Po upadku Nokii znów postawili na chłonny rynek rosyjski. Liczono także, że fińskie lodołamacze odegrają istotną rolę w rosyjskim planie eksploatacji Arktyki. Teraz te rachuby trzeba odłożyć na czas nieokreślony.

Zdaniem Aaltoli naturalną konsekwencją członkostwa Finlandii w Unii byłoby wejście do struktur obronnych Zachodu - NATO. Ale nie wykorzystano odpowiedniego momentu, kiedy zrobiły to Litwa, Łotwa i Estonia. Teraz może być trudniej.
- Debata o ewentualnym członkostwie w NATO trwa cały czas, ale właśnie z tego powodu, trudno uznać, że toczy się na serio - uzupełnia Charly Salonius-Pasternak, główny analityk Instytutu. - Finowie chwalą się, że mają silną obronę a gdyby jeszcze poszukiwali pomocy, oznaczałoby to, że wskazują Rosję jako zagrożenie, a tego chcieliby uniknąć. Mentalnie Ukraina jest daleko od Finlandii, konflikt wydaje się odległy. Wielu Finów uważa, że Ukraińcy sami są sobie winni tego, że nie są tu, gdzie teraz jest na przykład Polska.

Trzy filary bezpieczeństwa

W Finlandii - tak jak u nas - prezydent wybierany jest w wyborach powszechnych. Sauli Niinistö sprawuje ten urząd od 2012 roku. To popularny polityk. Na przełomie lat 90. i 2000. był ministrem finansów i wicepremierem z ramienia konserwatywnej Partii Narodowej Koalicji. Z tamtego czasu datuje się jego znajomość z Leszkiem Balcerowiczem. Z kolei jako były przewodniczący fińskiego związku piłki nożnej, utrzymywał kontakty z Grzegorzem Lato. Jego pierwsza żona zginęła w wypadku samochodowym w 1995 roku. On sam ledwo uniknął śmierci podczas tsunami na Oceanie Indyjskim w 2004 roku. Wraz z synem udało mu się w ostatniej chwili wspiąć na słup energetyczny. Sporo kontrowersji budził swego czasu jego związek z posłanką opozycyjnej Partii Centrum. Od 2009 jest żonaty z młodszą od siebie o 29 lat poetką Jenni Haukio.

Z prezydentem spotykamy się nie w usytuowanym w centrum Pałacu Prezydenckim, ale w podmiejskiej, malowniczo położonej rezydencji Mäntyniemi. Sam budynek wydaje się kwintesencją fińskiego podejścia do architektury: w środku jasny, przestronny i funkcjonalny, z zewnątrz wygląda trochę jak bunkier. Poprzedniego dnia Sauli Niinistö ogłosił decyzję o tym, że nie pojedzie do Moskwy 9 maja na wielką paradę wojskową upamiętniającą 70-lecie zakończenia II wojny światowej.
- Jedynym powodem jest sytuacja na Ukrainie - tłumaczy. - Ten gest to nie jest oznaka nieprzyjaźni wobec Rosji, ale jasny sygnał, co do oceny niektórych jej działań.

Sauli Niinistö zwraca uwagę, że Finlandia od początku zajmowała jednoznaczne stanowisko w sprawie konfliktu ukraińskiego.
- Jako jeden z pierwszych polityków zachodnich, już dwa dni po aneksji Krymu ogłosiłem, że to sprzeczne z prawem międzynarodowym. Ostatnia decyzja, to tylko logiczna kontynuacja tego poglądu. Innym tego wyrazem jest nasze poparcie dla sankcji nałożonych na Rosję przez Unię. Można dyskutować nad wpływem sankcji na przebieg konfliktu, ale bardziej istotne jest to, iż pokazały one jedność Unii Europejskiej. Nie były to łatwe decyzje. Fińska wymiana gospodarcza z Rosją obniżyła się o 15-18 procent, nastąpił też znaczny spadek jeśli chodzi o przyjazdy turystów z St. Petersburga.

Fiński prezydent zwraca też uwagę, że ostatnie wydarzenia są elementem pewnego szerszego procesu.
- Od początku tego tysiąclecia Rosja zmieniła się w sposób oczywisty. Na zewnątrz pręży muskuły, natomiast w polityce wewnętrznej nastąpiło skupienie siły w rękach rządu. To powoduje globalną zmianę sytuacji. Rosja przeciwstawia się Zachodowi, Unii Europejskiej, a już w szczególny sposób napięte są jej stosunki z USA.

Czy Rosję można uznać za kraj przewidywalny?
Prezydent Niinistö, który w sierpniu ub. roku prowadził rozmowy z Władimirem Putinem i Petro Poroszenką, dostrzega logikę w postępowaniu rosyjskiego przywódcy.

- Usłyszałem wtedy, że Rosja, poza Krymem, nie chce więcej terytoriów od Ukrainy. Ale też nie pozwoli Ukraińcom przesunąć granicy kontrolowanych przez siebie terytoriów. Jedno i drugie pozostało aktualne. Podobnie jak wypowiedź Putina z 2013 roku, kiedy powiedział wprost, że wartości, którym hołduje Zachód nie są dobre dla Rosji.

- Ale nie określiłbym tego jako próby odbudowania imperium sowieckiego - zaznacza Niinistö.
Fiński prezydent nie dostrzega obecnie bezpośredniego zagrożenia dla swojego kraju. Podobnie jak jego obywatele. Poparcie dla ewentualnego przystąpienia Finlandii do NATO utrzymuje się na poziomie 25-30 proc. O wielu więcej zwolenników ma utrzymanie neutralności.

- Rozmawiałem w grudniu z szefami wszystkich partii - mówi. - Byli zgodni, że w tych okolicznościach nikt nie wystąpi z propozycją wstąpienia do NATO. Zresztą obecny rząd zapowiedział na początku kadencji, że nie będzie podejmować żadnych kroków prawnych w kierunku przystąpienia do NATO. Ale w kwietniu są kolejne wybory. Jako prezydent nie mam wpływu na program rządu, jednak wydaje mi się, że tym razem nie powinniśmy takimi deklaracjami zamykać sobie drzwi do sojuszu.
Bezpieczeństwo Finlandii opiera się według głowy państwa na trzech filarach. Pierwszy z nich to tradycja silnej woli obywateli, by bronić ojczyznę.

- W przeciwieństwie do większości krajów europejskich zachowaliśmy pobór powszechny. Z tego co wiem, licząc rezerwistów mamy dzięki temu większą armię niż Niemcy - nie kryje dumy.
Drugi filar, to współpraca międzynarodowa. Umowy wojskowe ze Szwecją, partnerstwo z NATO i członkostwo w Unii Europejskiej. Na temat tego ostatniego Sauli Niinistö ma szczególny pogląd.

- Unia Europejska jest zbudowana na wartościach pokojowych. Jej cel to pozwolić mieszkańcom Europy na życie w wolności i pokoju. To pytanie, które często stawiam przywódcom europejskim: jeśli członek UE, nie będący członkiem NATO, zostanie zaatakowany, co zrobi Unia? Czy będzie w tej sytuacji całkowicie pasywna? Co to by była za Unia, która porzuca swoją najwyższa wartość - pokojowe życie obywateli? Dlatego uważam, że Unia jest także swoistym gwarantem naszego bezpieczeństwa.

- I co Pan Prezydent słyszy od europejskich polityków w odpowiedzi na to?
- Nie ma odpowiedzi. Są znaki zapytania - przyznaje.
I wreszcie trzeci filar, to bezpośrednie relacje z Rosją.
- W obecnej chwili nastąpiło wyraźne ochłodzenie po tym, jak potępiliśmy to, co robi Rosja. Tym niemniej to nasz sąsiad, a geografia jest niezmienna. Granica Finlandii z Rosją jest dłuższa niż wszystkich pozostałych państw Unii razem wziętych - 1300 kilometrów. Tak więc utrzymywanie możliwie dobrych stosunków z tym krajem jest jednym z elementów systemu bezpieczeństwa.

Prezydent Niinistö sprzeciwia się jednak nazywaniu Finlandii krajem frontowym.
Gdyby jednak weszli...

W drodze na lotnisko w Helsinkach na oko sześćdziesięciokilkuletni taksówkarz dobrą angielszczyzną, choć z silnym akcentem, pyta mnie co w Polsce sądzą o "carze Putinie".
- Mam wrażenie, że przejmujemy się nim dużo bardziej niż wy tutaj, w Finlandii.
- Rzeczywiście, my się go raczej nie boimy.
- A co by się musiało stać, żebyście się przestraszyli?
- Rosyjskie wojska musiałyby przekroczyć nasze granice.
- Walczyłby pan wtedy?
- Oczywiście. Walczyłbym. Mój ojciec walczył z Rosjanami przez całe pięć lat. Był wtedy jeszcze nastolatkiem. Poświęcił najpiękniejsze lata swojego życia na wojnę.
- A w efekcie straciliście sporo terytorium.
Taksówkarz macha ręką.
- Wie pan, my jesteśmy małym narodem, tyle ziemi ile mamy, to i tak dla nas za dużo.

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki