Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trzęsienie ziemi i tsunami: Niepokój Japończyka

Aleksandra Dunajska
Piotr Milewski z rodziną
Piotr Milewski z rodziną materiał nadesłany
Japończyk nie panikuje, nie lamentuje, nie szuka winnych. Bierze się do pracy. Ale głęboko w sobie skrywa niepokój, niemanifestowane w żaden sposób napięcie. O Japonii po tragicznych w skutkach trzęsieniu ziemi i tsunami, Aleksandrze Dunajskiej opowiada Piotr Milewski, pochodzący z Chełma mieszkaniec Tokio

Czy ostatni tydzień zmienił Japonię i Japończyków?
Trudno powiedzieć. W centrum Tokio, gdzie mieszkam, wszystko wygląda raczej normalnie. W mieście nie było wielkich strat, doszło właściwie do jednego poważnego wypadku, kiedy w czasie trzęsienia ziemi zawalił się dach budynku i dwie osoby zginęły w wyniku obrażeń. Ludzie tutaj zachowują spokój, przynajmniej pozorny. Ci, którzy mogą - jak ja - pracują jak co dzień, prawie normalnie jeździ metro, pociągi. O tym, co się wydarzyło, przypominają jedynie np. kolejki w sklepach. Ludzie wykupują zapasy, jest mniej dostaw. Oczywiście brak żywności nam nie grozi, ale w Tokio nie można kupić np. mleka i jego przetworów. Prefektura, w której produkuje się najwięcej takich wyrobów, została silnie zniszczona przez trzęsienie ziemi i produkcję wstrzymano. Można też zauważyć, że w mieście jest mniej ludzi niż zwykle.

Dlaczego?
Chociaż transport w Tokio działa praktycznie bez zakłóceń, to pociągi podmiejskie nie funkcjonują już tak dobrze. Jeśli więc ktoś dojeżdża do pracy spoza miasta, może mieć trudności z dotarciem. Poza tym ludzie obawiają się wzrostu promieniowania związanego z wy-darzeniami w elektrowni w Fukushimie. Niektóre duże firmy nakazały swoim pracownikom pracę w domu. Wiadomo - nie wychodząc z budynków, ludzie czuję się najbezpieczniej.

*Japonia: Liczba ofiar trzęsienia ziemi przekroczyła 7,6 tys.

Japoński rząd uspokaja jednak, że mieszkańcom stolicy nic nie grozi.
To fakt. Ale strach pozostaje. Poza tym brakuje konkretnych informacji w mediach. Komunikaty o tym, jak się zabezpieczyć przed radiacją, są częste i dokładne. Wszyscy wiedzą, że w razie czego trzeba pozostać w domu, zamknąć szczelnie drzwi i okna, wyłączyć klimatyzację, zakleić wentylatory i wszelkie inne kanały, przez które powietrze z zewnątrz może się dostawać do domu. Jeśli już ktoś musi wyjść, powinien chronić twarz maską lub np. ręcznikiem, a po powrocie spłukać się wodą. My, Polacy, znamy te wskazówki z czasów, kiedy doszło do katastrofy w Czarnobylu.

Szwankuje tu jednak przekazywanie danych o rzeczywistym poziomie zagrożenia, o wysokości promieniowania. Władze owszem, informują, że poziom radiacji nie zagraża zdrowiu mieszkańców, ale brakuje konkretnych danych, które by to uzasadniały. Myślę, że to wywołuje w ludziach niepewność. Japończycy, oczywiście, nie panikują, ale daje się wyczuć tłumiony gdzieś głęboko niepokój, niemanifestowane w żaden sposób napięcie.

Oglądając telewizyjne relacje widzimy, że spokój mieszkańców kraju, przez który przetoczył się taki kataklizm, jest uderzający.
Japończycy są przede wszystkim przyzwyczajeni do sytu-acji kryzysowych, trzęsień ziemi. Tutaj każdy jest na to przygotowany, ma w domu zapas wody, trochę jedzenia, latarki. Na wszelki wypadek. Poza tym mieszkańcy Kraju Kwitnącej Wiśni mają duże zaufanie do władz, do tych, którzy prowadzą akcje ratunkowe. Są też nauczeni posłuszeństwa. Cechuje ich pragmatyzm i przekonanie, że w obliczu tragedii trzeba działać razem, że każdy powinien robić co w jego mocy, żeby życie wróciło do normy. Czyli np. normalnie pracować. Tu nikt nie szuka dziś winnych, nie myśli o rozliczeniach. To wszystko wynika z wychowania, norm i doświadczeń wywiedzionych z życia w innym niż nasz kręgu kulturowym. Ale też np. z filozofii Kaizen, która zakłada ulepszanie, ciągłe doskonalenie - nie tylko siebie, ale też procedur. Pojawiąją się więc raczej pytania - co możemy zrobić, żeby się lepiej zabezpieczyć na przyszłość. W takich dramatycznych chwilach różnica między Japończykami a cudzoziemcami, którzy wpadają w popłoch, jest ogromna.
Wspomniał Pan o poczuciu wspólnoty, obowiązku, ale też o posłuszeństwie. Premier Japonii kilka dni temu wezwał do oszczędzania energii elekrycznej. Czy ludzie się do tego stosują?
Na ile mogą - oczywiście tak. W moim biurze wyłączona jest część świateł. Mniej jest tu w ludziach egoizmu, oni wiedzą i rozumieją, że te niedogodności są spowodowane koniecznością niesienia pomocy ludziom z północy.
Ma Pan tam znajomych?
Moja przyjaciółka mieszka w Sendai. Na szczęście nic jej się nie stało, bo jej dom położony jest na wzgórzu i fala tsunami go nie dosięgła. W piątek udało mi się z nią skontaktować. Teraz ma już prąd, choć z przerwami, i dostęp do internetu. Ze względu na te przerwy w dostawach elektryczności ma też ograniczony dostęp do informacji, co zwiększa jej niepewność i lęk związany z tym, co się dzieje w Fukushimie. Przygnębia też świadomość ogromu zniszczeń i ludzkich dramatów, które rozgrywają się tuż obok. Co prawda centrum Sendai, milionowego miasta, stoi tak, jak stało, ale jego część, m.in. w okolicy lotniska, została właściwie zmieciona przez tsunami. Cofająca się fala zostawiła na plaży kilkaset ciał.

Gdzie schronili się ci, których domy legły w gruzach?
Kraj jest dobrze przygotowany na takie sytuacje, miejsca są wyznaczone od kilkudziesięciu lat i każdy o nich wie. Są to szkoły, sale gimnastyczne, hale sportowe.

Mieszkańcy z terenów, których kataklizm nie dotknął, pomagają rodakom z północy?
Owszem, prowadzone są m.in. zbiórki pieniędzy. Jest dużo organizacji charytatywnych, które niosą pomoc. Bardzo aktywny jest tutaj np. Czerwony Krzyż. Nie ma jednak praktyki wysyłania na miejsce jakichś darów rzeczowych. Po pierwsze dlatego, że wiele miejsc jest jeszcze całkowicie odciętych od świata i tylko drogą powietrzną może być tam dostarczana np. żywność. Po drugie - tutaj jest dobrze zorganizowana pomoc rządu i samorządów. Przez cały czas czekają "w gotowości" magazyny z żywnością, kocami i innymi artykułami. Nie trzeba ich w inny sposób gromadzić.

Jak szybko Japonia podniesie się z tej katastrofy?
Dzięki dobrej organizacji, kooperacyjnemu podejściu mieszkańców - myślę, że pewnie szybciej, niż byłoby to możliwe w każdym innym kraju. Tym bardziej że najważniejsza infrastruktura w największych ośrodkach, a także najbardziej istotne dla gospodarki zakłady, praktycznie nie zostały uszkodzone.

Gdzie Pan był, kiedy 11 marca zadrżała ziemia?
Była trzecia po południu, pracowałem w biurze. Wstrząs był tak silny, że z trudem ustałem na nogach.

Czy Pan, nieprzyzwyczajony do takich zjawisk, przywykł już do trzęsień ziemi?
Oczywiście, początkowo nie było to łatwe, zwłaszcza pierwszy raz był dziwnym uczuciem. Później jakoś człowiek się z tym oswaja, traktuje to jako jeden z elementów życia tutaj, chociaż nie powiem, że nie budzi to lęku. Mówię oczywiście o niewielkich trzęsieniach ziemi, bo tak silne, jak to ostatnie zdarza się raz na kilkadziesiąt lat. I takich wstrząsów boją się nawet Japończycy, których normalnie trzęsienia "nie ruszają". Wciąż co noc budzą mnie wstrząsy wtórne.

Nie myśli Pan teraz, żeby zabrać żonę i syna i wyjechać?
Nie, przynajmniej na razie. Jeśli stwierdzimy, że to, co się dzieje w Fukushimie, zacznie się wymykać spod kontroli, może to rozważymy. Ale raczej nie wyjedziemy z kraju w ogóle, tylko gdzieś na południe. Na razie, moim zdaniem, nie ma takiej konieczności. Spokój Japończyków, chociaż może czasami pozorny i skrywający rzeczywiste niepokoje, chyba się udziela. Także Polakowi.

Piotr Milewski

Urodził się 30 października 1975 roku w Chełmie. Później, razem z rodzicami, przeprowadził się do Opola. Absolwent Akademii Ekonomicznej w Poznaniu i Universitat Passau w Niemczech.
Do Japonii pierwszy raz pojechał w 1999 r., z ciekawości, jeszcze na studiach. Osiem lat temu wrócił - już z przyszłą żoną Yoriko, którą spotkał w Poznaniu (żona przez rok studiowała także na UMCS). Od pięciu lat Piotr i Yoriko razem z synem mieszkają w Tokio.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski