Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Grażyna i Waldemar Zyskowie. Przywracanie wiary w ludzi to ich specjalność

Agnieszka Ciekot
9-letnia Antosia Łaba jest jedną z wielu osób, którym z pomocą przyszło małżeństwo Zysków z Boru
9-letnia Antosia Łaba jest jedną z wielu osób, którym z pomocą przyszło małżeństwo Zysków z Boru Agnieszka Ciekot
Grażyna i Waldemar Zyskowie w życiu przeszli bardzo wiele. Pytani, dlaczego pomagają innym, nie potrafią znaleźć odpowiedzi. Pewni są jednego: dokąd starczy im sił, to będą wspierali każdego, komu dzieje się krzywda.

Grażyna i Waldek mieszkają w Borze, malowniczej wsi położonej w gminie Józefów nad Wisłą. Obydwoje są już na rencie. I do szczęścia nie potrzebują prawie nic. Z wyjątkiem zdrowia. Każde z nich cudem wyszło z wypadku samochodowego. Do pełni sił wracali długo. Ale udało się. - W tych trudnych chwilach mogliśmy liczyć na życzliwych ludzi. I teraz przyszedł czas, że musimy się im zrewanżować - przyznają.

Zyskowie zorganizowali u siebie sześć festynów. Wszystkie łączył jeden cel - pomoc chorym dzieciom. Łańcuszek dobrych uczynków rozwinęli siedem lat temu. - Pierwszą osobą, której staraliśmy się pomóc, był Patryk ze Spław, kolega naszego syna. Chłopak zachorował na białaczkę. A ja wtedy byłem w trójce klasowej. Z komitetu rodzicielskiego przeznaczyliśmy tysiąc złotych dla Patryka. Wiedziałem, że jest to za mało. I zacząłem się zastanawiać, jak by to dziecko wesprzeć - opowiada Waldemar Zyska.

Wspólnie ze strażakami ze swojej wsi przygotowali przedstawienie "Kolędnicy". Grażyna uszyła stroje. - "Kolędników" wystawiliśmy w kilku kościołach w okolicy i zbieraliśmy datki do puszek. W sumie udało się zebrać 8,5 tys.zł dla Patryka - wspominają. Niestety, chłopiec pomimo przeszczepu szpiku zmarł. - Przeżyliśmy to wszyscy bardzo, bo my wiemy, co to znaczy pochować swoje dziecko - mówią ze łzami w oczach.

Później wszystko potoczyło się, jak śnieżna kula. Na drodze Grażyny i Waldka pojawił się Michał z Kolczyna. Gdy dowiedzieli się o chłopcu cierpiącym na rzadką chorobę, która podczas snu niszczyła jego krew i szpik, pojechali do matki Michała zapytać, czy nie potrzebuje pomocy. - Nie wiedzieliśmy, na ile nam się uda pomóc, ale chcieliśmy spróbować - przyznaje Grażyna. Na swojej kilkuhektarowej działce mieszkanka Boru zorganizowała festyn charytatywny. Na imprezę przyszło ponad dwa tysiące ludzi. - 30 z nich oddało dla Michała krew, a 10 zarejestrowało się jako potencjalni dawcy szpiku. I w tej dziesiątce znalazła się osoba, która oddała szpik Michałowi i uratowała mu życie. Dziś Michał studiuje - cieszy się Waldek.

Jak przyznają, sami nie daliby rady. O pomoc pukają do każdych drzwi. - Na swojej drodze spotykamy wspaniałych ludzi. Wspierają nas parlamentarzyści, księża, a także zespoły, które za darmo występują podczas festynów i mieszkańcy naszej gminy - wyliczają. - Ludzie chcą pomagać. Tylko trzeba się do nich zwrócić - dodaje Grażyna.

Dzięki zaangażowaniu małżeństwa z Boru pomoc otrzymały również Martynka z Maruszowa i Antosia z Dębniaka. - Dowiedzieliśmy się, że pomagają chorym dzieciom. Przyjechaliśmy do nich. Nie zostawili nas na lodzie, odzew był natychmiastowy - wspomina pani Sylwia, mama Antosi Łaby. Jak się okazało, dziewczynka cierpi na rzadką chorobę genetyczną, zespół Sticklera. Podczas festynu udało się zebrać pieniądze na sfinansowanie badań genetycznych. Antosia jest już po dwóch operacjach na biodro i koślawość. Wreszcie, chociaż o kulach, może chodzić do szkoły. - Dla mnie to jest taki dobry pan i pani, którzy przywracają wiarę w ludzi - mówi 9-latka.

Jak twierdzą Zyskowie, pomaganie to zwykła potrzeba serca. - Robimy to odruchowo. Nie potrafię powiedzieć, dlaczego. Jak tylko widzę, że komuś dzieje się krzywda, to od razu staramy się wkroczyć do akcji. Bo, jak nie zareagować w takiej sytuacji - podkreślają specjaliści od pomocy.

Ostatnio Grażyna i Waldek dowiedzieli się o chorym chłopcu z gminy Łaziska. - Filipek nie ma w sobie zdrowego centymetra ciała. I jakby tego było mało, mieszka w bardzo ciężkich warunkach. Potrzebne są mu pokój i łazienka. I ciągle mamy wyrzuty sumienia, że w tej materii na razie nie jesteśmy w stanie nic zrobić - mówią. Pomóc postanowili też innemu choremu dziecku z gminy Łaziska, małemu Damianowi.

Niezwykli mieszkańcy Boru nie załamują się przeciwnościami losu i złośliwymi komentarzami, jakie czasem docierają do ich uszu. Bogu dziękują za zdrowie i siłę do niesienia pomocy. Za to co bezinteresownie robią, nie oczekują rozgłosu, fanfar i podziękowań. - Do niczego nie jest nam to potrzebne. Wystarczy, że ktoś z daleka powie dzień dobry, uśmiechnie się - mówią z ogromną skromnością. - Jak długo starczy nam sił, to będziemy pomagać, choć w tym, co robimy nie widzimy nic nadzwyczajnego - mówią.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski