Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dzieci z in vitro, czyli historia rodziców, którym się udało

Dorota Krupińska
Niektórym parom, dzięki metodzie in vitro udaje się za pierwszym razem zajść w ciążę. Inni próbują kilka razy i tracą powoli nadzieję
Niektórym parom, dzięki metodzie in vitro udaje się za pierwszym razem zajść w ciążę. Inni próbują kilka razy i tracą powoli nadzieję 123rf
Tomek i Fred, ładni i zdrowi chłopcy. Obaj urodzili się dzięki in vitro. Tomek pierwszy. Nadliczbowe zarodki zamrożono. Po kilku latach urodził się Fred - "mrozaczek", jak nazywają zamrożone zarodki mamy.

Tomek i Fred są oczkiem w głowie i dumą Anity. Odnoszą sukcesy w szkole. Udało się. To historia z happy endem, ale jej początek był dramatyczny. Anita trzy lata starała się o dziecko. Badania, kolejni lekarze, leczenie hormonalne i poronienia. Trzy lata lęku i huśtawki emocjonalnej. Każdą miesiączkę odbierała jak żałobę, bo to był sygnał, że znów nie będzie oczekiwanej ciąży. Romantyczne i spontaniczne poczęcie dziecka pozostało jedynie w sferze jej marzeń. Każdy miesiąc był taki sam, seks w terminie wyznaczonym przez lekarza i nowa nadzieja, że tym razem się udało. Oczekiwanie w napięciu, że może w końcu rodzi się w niej nowe życie, więc na wszelki wypadek nie będzie jeździć na rowerze, nie wypije wina, pójdzie wcześniej spać, zrobi sobie zdrowy sok z marchewki. - A potem znów, bach, miesiączka i żałoba - mówi Anita. Nie mogła patrzeć na kobiety w ciąży i dzieci. Za bardzo bolało.

Brak dziecka i niepłodność - ten temat zdominował jej życie. Pojawił się kryzys w związku. Rozstała się z mężem. Wtedy zdecydowała, że może warto spróbować metody in vitro. Zeszli się z mężem i kolejny raz zaczęli starać się o dziecko. Wtedy nie było rządowego programu i refundacji dla par borykających się z problemem niepłodności. Na zabieg wydali więc wszystkie swoje oszczędności. - Pomogła babcia, choć ze wsi, gdzie in vitro postrzegane jest jak coś gorszego, bo kto to widział, by tak się dziecko rodziło - wspomina Anita.

Potem codzienne zastrzyki w brzuch, nawet dwa razy dziennie, obserwacje, badania, konsultacje. I wreszcie przyszedł upragniony dzień zabiegu. - Pobrano mi 15 jajeczek, nie wszystkie zapłodniły się. Potem miałam transfer dwóch embrionów do macicy. Udało się za pierwszym razem, w 2003 roku urodziłam syna - opowiada kobieta. Pozostałe embriony zostały zamrożone. Anita po kilku latach znów podeszła do zabiegu in vitro i w 2009 roku urodziła drugiego syna.

Niepłodnośc to dramat wielu par. Na forach, głównie kobiety wypłakują się i otwarcie mówią o swoim bólu, lękach i niegasnącej nadziei. Szukają wsparcia u innych kobiet, które mają taki sam problem.

Agnieszka: Podpisałabym pakt z diabłem, by mieć dziecko.

Anka: Wszystkie koleżanki są w ciąży. Nie mogę patrzeć na ciężarne kobiety. Mi się nie udaje.

Anka: W związku robi się nerwowo, zastrzyki, zabiegi, diagnozy, wkrada się kryzys...

Gosia: Jestem przed zapłodnieniem in vitro i chciałam się dowiedzieć, jak inne kobiety radzą sobie z lękami.

Wiola: Jestem po dwóch programach. Urodziłam córkę. IVF to wielki dar.

Arnika: Jestem po transferze, boli mnie brzuch. Czy to normalne?

Jula 1990: Podchodzę kolejny raz. Ale słyszę, by się nie nastawiać. Co mam dalej robić?

Nie każdej parze, która podchodzi do zabiegu in vitro, udaje się za pierwszym razem. Niektóre próbują po kilka razy. Bez skutku.
- Ci, którzy nie mogą mieć dzieci, czują się inaczej, gorzej niż inne pary, wstydzą się tego. To dla nich stygmatyzacja - podkreśla Dorota Pyrgies, psycholog. - Pierwszy ból i bunt pojawiają się, gdy dowiadują się o niepłodności. Potem przystępują do in vitro i to daje im ogromną nadzieję. Gdy się nie uda, pojawia się trauma. Często pary się rozstają. Rezygnują z walki. Huśtawka emocjonalna jest dla nich zbyt silna. Dlatego w takim okresie potrzebują terapii i wsparcia psychologa - zaznacza.

Setki osób w lubelskich klinikach

W 2013 roku Ministerstwo Zdrowia wprowadziło refundacje zabiegów in vitro. Program potrwa trzy lata. Warunkiem przystąpienia jest rozpoznanie przez lekarza bezwzględnej przyczyny niepłodności lub udokumentowane, nieskuteczne leczenie pary w okresie nie krótszym niż rok. Kobieta w dniu przystąpienia do programu nie może mieć ukończonych 40 lat. W ramach programu para może skorzystać z trzech prób procedury wspomaganego rozrodu.

Dla pacjentów bezpłatne są wszystkie konsultacje lekarskie, badania laboratoryjne, zabiegi związane z metodą in vitro, aż do pierwszej wizyty po transferze embrionów.

W Lublinie w rządowym programie biorą udział dwie kliniki. W Ovum w ubiegłym roku zrealizowano 200 cykli leczniczych. Każdy cykl obejmuje jedną stymulację, jedno pobranie komórek jajowych i transfer embrionów. W klinice Ab Ovo wykonano ich 100. W kolejce czekają kolejne pary.

Zajrzeliśmy do tych klinik. Na korytarzach spotkaliśmy wiele par, które czekały na wizytę, diagnozę. Na ścianach wiszą zdjęcia dzieci, które przyszły na świat m.in. dzięki metodzie in vitro.

- Przychodzą pary, wyciągają zdjęcie i mówią: "Panie doktorze, to moja córka, to syn z in vitro. Ładni, prawda?" Chwalą się, widać u nich dumę i szczęście - opowiada prof. Lechosław Putowski, specjalista ginekolog położnik z kliniki Ab Ovo. - Po wprowadzeniu refundacji znacznie zwiększyła się liczba osób, które korzystają z tej metody. Zainteresowanie jest ogromne. Gdyby pominąć względy formalne i medyczne, to w ciągu miesiąca zrealizowalibyśmy cały program rządowy, wydalibyśmy wszystkie fundusze, tylu jest chętnych - zaznacza.

Światowa Organizacja Zdrowia uznała, że niepłodność to choroba społeczna. Szacuje się, że około 15 procent par cierpi z tego powodu. Do klinik trafiają głównie osoby między 25. a 35. rokiem życia, ale i starsze. - To kolosalny problem. Przyczyn jest wiele. Najczęściej powodem niepłodności są zaburzenia owulacji. Powodem jest także niedrożność jajowodów i wady macicy u kobiet, a u mężczyzn gorsze plemniki - mówi prof. Putowski. - Wynika to z wielu czynników, takich jak np. zanieczyszczenie środowiska. Wpływają na to także choroby cywilizacyjne, zespół metaboliczny, otyłość, cukrzyca typu 2, ale i styl życia - wylicza.

I dodaje: - Niepłodność to dramat tych ludzi, to choroba, którą powinno się leczyć. In vitro dla wielu to ostatnia deska ratunku, gdy zawodzą inne metody, a para chce mieć swoje dziecko, a nie adoptowane - wyjaśnia prof. Putowski.
Krytycy: In vitro to dehumanizacja kobiety

Ministerialny program refundacji był pierwszym krokiem do opracowania projektu ustawy o in vitro. - Projekt ustawy wydaje się rozsądny. Ma oczywiście ciemne strony - ocenia Anna Krawczak, prezes Stowarzyszenia na rzecz Leczenia Niepłodności i Wspierania Adopcji "Nasz Bocian". - Ale na pewno ureguluje wszelkie kwestie prawne dotyczące nie tylko samego zabiegu in vitro, który wykonywany w Polsce jest od wielu lat, ale wiele innych kwestii, m.in. dawstwa embrionów czy ich statusu. Nie można ich niszczyć.
Temat in vitro ma nie tylko zwolenników. Jest też wielu przeciwników. - Trzeba przemyśleć kwestie bioetyczne, co ta metoda i w ogóle nowe technologie niosą dla nas i cywilizacji. Czy przypadkiem nie dehumanizujemy siebie. Kobietę traktuje się jak macicę - mówił bioetyk i prawnik dr Nikolas Nikas z USA, gdy przed tygodniem wygłaszał wykład na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Według niego, większość embrionów w metodzie in vitro ginie, jest zamrażana albo poddawana eksperymentom medycznym. - Procedura in vitro łączy się z aborcją pozostałych embrionów - tłumaczył Nikas.

Podobnie o in vitro wyraża się dr Maciej Barczentewicz, ginekolog z Lublina. - Jestem przeciwnikiem tej metody. Nie deprecjonuję cierpienia rodziców, którzy nie mogą mieć dzieci. Ale czy granie emocjami w tym wypadku jest słuszne? Widzę w in vitro bardzo dużo zagrożeń, począwszy od poziomu społecznego, czyli handel komórkami jajowymi, surogacja, brak identyfikacji rodziców genetycznych, zaburzenia psychosomatyczne u kobiet i dzieci po in vitro, ale również dopuszczenie do eksperymentów na embrionach, klonowanie, hybrydy zwierzęco-ludzkie. Ta metoda niesie wiele zagrożeń genetycznych, zagrożeń dla genomu ludzkiego - ocenia.

Takie krytyczne głosy najbardziej uderzają w pary, które mają dziecko z in vitro albo są w trakcie leczenia. - Argumenty, że in vitro to ingerencja w ewolucję i dehumanizacja, to hipokryzja. Medycyna to w ogóle igranie z naturą. Czym jest chemioterapia, endoproteza, przeszczepy? Każdy z nas ma w rodzinie osoby, które żyją dzięki medycynie i nowym biotechnologiom - argumentuje Anna Krawczak ze Stowarzyszenia "Nasz Bocian". I dodaje: Do in vitro nie podchodzi się, bo się chce albo dlatego, że nie można trafić w cykl płodny. Tylko wtedy, gdy jesteśmy chorzy, inne próby zawiodły, a ta metoda jest jedyną deską ratunku - wyjaśnia Krawczak.

Anita, matka dwóch synów z in vitro, oburza się: - Ludzie nie wiedzą, ile szkody robią takim gadaniem. Ci, którzy poddają się in vitro, mają przez to poczucie winy, rozważają, czy dobrze robią. Zastanawiają się, co się dzieje z zarodkami. Ukrywają ten fakt przed rodziną i bliskimi. Są osamotnieni. Po co to wszystko? - pyta.

***

In vitro

Po łacinie in vitro oznacza "w szkle". Zabieg polega na połączeniu komórki jajowej z plemnikiem w warunkach laboratoryjnych. Powstałe zarodki podaje się do jamy macicy. Przed zabiegiem kobieta jest poddawana stymulacji hormonalnej. Liczba pobranych komórek jajowych i późniejszych zarodków jest zwykle wyższa od tej, którą wprowadza się do macicy. Reszta embrionów jest mrożona i może być wykorzystana przez parę ponownie.

Obecnie nie ma jednoznacznych przepisów mówiących, co można zrobić z nadliczbowymi zarodkami. W nowej ustawie jest zapis, że nie mogą być niszczone. Mają być zamrażane lub oddawane innej parze do adopcji, za zgodą rodziców.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski