Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wybory prezydenckie 2015. Kampania negatywna jest w cenie

rozm. Marcin Darda
Polska Press
Z Olgierdem Annusewiczem, politologiem z Uniwersytetu Warszawskiego, rozmawia Marcin Darda.

Dlaczego w kampaniach wyborczych można wszystko? Na przykład Andrzej Duda upolitycznia przetarg na helikoptery, mówiąc, że MON odwdzięczyło się w ten sposób Francji za poparcie Donalda Tuska na przewodniczącego Rady Europy . Mówi to, mimo że ze specyfikacji przetargu jasno wynikało, że tylko jedna oferta spełnia warunki techniczne...

Cała zabawa polega na tym, że raczej niewiele jest w Polsce osób, które znają się na uzbrojeniu. W związku z tym jest to po prostu okazja, by grać tę codzienną grę w kontrze do politycznego wroga. To jest prymitywna metoda, ale w okolicach Świdnika i Mielca, które przegrały przetarg na to zamówienie, może się takie podejście spotkać z popularnością. Z kolei w Łodzi, jeśli ktoś się wahał, to
się wahnie w stronę PO, bo ten kontrakt trafi właśnie tam.

W porządku, ale czy ta gra jest dozwolona, bo przecież niektórzy grają kompletnie poniżej pasa, bez odpowiedzialności...

Teoretycznie nie powinno się stosować takich metod, natomiast stosuje się je na całym świecie, a w związku z tym również i w Polsce. Otóż różne badania dowodzą, że nie jest istotne tylko to, czy ja kandydata lubię, ale także to, jak bardzo zniechęca mnie inny kandydat. Jeżeli nie jestem wystarczająco piękny jako kandydat, to chcę pokazać jakimi brzydalami są moi kontr-kandydaci, a wtedy ja na ich tle staję się piękny. To jest mechanizm negatywnej kampanii, a w USA budżety tego rodzaju przedsięwzięć są równe, a często przekraczają budżet kampanii klasycznych. Nie jest to nic niezwykłego, trzeba tylko pamiętać, że negatywna kampania wykorzystuje brak wiedzy i słabe przygotowanie wyborcy, który ma kłopot z określeniem, kto mówi prawdę, a kto kłamie. Wyborca działa wtedy na tzw. chłopski rozum, wnioskuje, że być może rację ma ten, kto mówi głośniej itd.

Czy ten styl kampanii zawsze się opłaca?

Są różne szkoły. Jedna mówi, że nie opłaca się negatywnej kampanii stosować zbyt blisko dnia wyborów, bo wtedy może to zaszkodzić temu, kto stosuję tę strategię. Mamy jednak przykład historii "dziadka z Wehrmachtu", a w USA przykład kampanii Bush- -Kerry. Sztab Kerry'ego przedstawiał go jako legendę wojny w Wietnamie, bohatera narodowego, tymczasem sztab republikanów zaangażował do kampanii organizację pozarządową złożoną z weteranów wojny wietnamskiej, którzy opowiadali, że Kerry w tym Wietnamie co najwyżej mógł się opalać. Ten trick był "żyletkarski", ale okazał się skuteczny. Jest też tak, że to my, wyborcy, pozwalamy na ten styl prowadzenia kampanii, bo dajemy się łapać na ten lep nieprawd, półprawd, socjotechnik... Nie sprawdziła się choćby ta słynna taśma kaliska, skierowana przeciw Aleksandrowi Kwaśniewskiemu przez sztab Mariana Krzaklewskiego w wyborach prezydenckich z 2000 roku. Krzaklewskiemu to zaszkodziło, głównie z powodu wypuszczenia w złym momencie kampanii, czyli na samym początku. Kwaśniewski miał mnóstwo czasu, by przemyśleć kontratak i to zrobił. Z drugiej strony w wyborach uzupełniających do Senatu na Podkarpaciu PiS uderzył w Kazimierza Ziobrę, kandydata Solidarnej Polski tuż przed wyborami, a on nie zdołał już się podnieść. Zrobiono mu łatkę ubeka.

A jak Pan ocenia trick sztabu prezydenta Bronisława Komorowskiego, który otwierał budowę obwodnicy Inowrocławia, podczas gdy ta budowa ma się rozpocząć za kilka miesięcy, a koparki, które się tam pojawiły, jeździły kompletnie bez celu.

Myślę, że to zagranie nie było zagraniem urzędującego prezydenta, ani też jego sztabu, tylko zrobił to, za przeproszeniem, jakiś lokalny idiota w Inowrocławiu, który wymyślił sobie, że musi zrobić imprezę prezydentowi. Ściągną sprzęt, kamery i poszło... Moim zdaniem Bronisław Komorowski brzmi wiarygodnie gdy mówi, że on był przekonany, że jest to prawdziwa budowa. Z drugiej strony: jakie możliwości ma Komorowski i jego sztab, by weryfikować zaproszenia na takie imprezy pod takim kątem, czy to są prawdziwe budowy, czy tylko udawane? Oni po prostu muszą polegać na tzw. terenie, czyli regionalnych sztabach wyborczych, a te nie zawsze widać są profesjonalne. Przecież trzeba być kompletnym amatorem, by sądzić, że taki numer w dzisiejszych czasach nie wyjdzie na jaw.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki