Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Monika Palikot: Polityka to dla mnie obcy świat

Aleksandra Dunajska
Monika Palikot
Monika Palikot Anna Kurkiewicz
- Bywa, że mówię, że coś było za mocne, że go poniosło - przyznaje Monika Palikot, żona Janusza Palikota. - Ale on chce w ten sposób poruszać ludzi, prowokować do myślenia.

Do tej pory trzymała się Pani publicznie z dala od działalności politycznej męża. Teraz wystąpiła Pani w spocie wyborczym, wzięła Pani też udział w jego konwencji.
Uznałam, że warto, żebyśmy teraz byli obok, zwłaszcza że mąż po raz pierwszy kandyduje przecież na najwyższy urząd w państwie. W kampanie prezydenckie kandydaci często angażują swoje rodziny.

Typowy zabieg marketingowy - ocieplanie wizerunku kandydata.
Nie nazwałabym tego ocieplaniem, ale raczej pokazaniem go takim, jakim jest naprawdę. Na co dzień Janusz jest może postrzegany jako bezwzględny, polityczny wojownik. Ale przecież nawet teraz, w ferworze kampanii, stara się codziennie wracać wieczorem do Lublina, żeby pobyć z nami, poczytać dzieciom. To także jest Janusz Palikot i chcemy o tym mówić.

Ale Janusz Palikot to też polityk, który stwierdził, że Kaczyńskiego trzeba wypatroszyć i nazywał biskupów pedofilami. Wstydziła się Pani kiedyś za wypowiedzi czy działania męża?
Nie pamiętam takiego momentu. Jestem osobą teatru i wiem, że używanie mocnych środków wyrazu ma swój cel. I tak jest u Janusza - on chce w ten sposób poruszyć ludzi, sprowokować do myślenia. Rozumiem to, nawet jeśli ja nie posłużyłabym się aż tak mocnymi instrumentami. Nierzadko uważam je za zbyt silne, o czym zawsze mówię.

Często go Pani krytykuje? Po tym, jak powiedział o Wandzie Nowickiej, że "lubi być gwałcona", poseł Palikot sam przyznał w jednym z wywiadów, że przesadził. I że Pani też go za to zganiła.
Bywa, że mówię, że coś było za mocne, że go poniosło. Ale też nigdy nie wywieram presji w rodzaju: "jak tak możesz, ja się źle z tym czuję". W naszym związku takie podejście działa w dwie strony - Janusz też mi nie narzuca, co mam mówić, jak postępować. Raczej radzi, a ja to uwzględniam albo nie. Mąż zawsze zna moją opinię, także krytyczną, ale jej nie narzucam. Kiedy pyta np., jak mi się podobało jego wystąpienie, to oceniam szczerze, bo wiem, że liczy się z moim zdaniem. Ale też zdaję sobie sprawę, że to, co mówię, nie jest ostateczne.

Ale powiedział kiedyś o Pani: "mój jedyny i prawdziwy pijarowiec".
Chyba trochę przesadził (śmiech). On konsultuje się z wieloma osobami.

Zdarzyło się, że jednoznacznie sprzeciwiła się Pani jakimś jego zamierzeniom?
Chyba nie. Pamiętam, kiedy Janusz planował konferencję ze sztucznym penisem, powiedziałam wtedy, że wibrator na zawsze do niego przylgnie. I tak się stało. Chociaż oczywiście było warto (konferencja z 2007 r. dotyczyła molestowania kobiet w policyjnym areszcie w Lublinie. Funkcjonariusz, który zgwałcił studentkę, został skazany - red.). Szkoda tylko, że dla wielu osób w pamięci pozostał gadżet, ale treść już nie - nie kojarzą, o co w sprawie chodziło.

Popierała Pani odejście męża z PO i rozpoczęcie politycznej działalności na własną rękę?
Tak, uważałam to za bardzo odważny ruch, "akt całkowity", mówiąc językiem teatralnym. Nowy początek.

Jakie są przyczyny spadku notowań partii Twój Ruch?
Niestandardowe myślenie o przyszłości Polski. Myślę, że Janusz trochę wyprzedza swój czas.

Ludzie nie rozumieją jego przekazu?
Raczej nie są gotowi, boją się radykalnych zmian, które proponuje. Zachowanie status quo, nawet jeśli się na nie narzeka, czasami jawi się jako bezpieczniejsze.

A może ludzie są zmęczeni ciągłym show? Może mają dość miotania się: od walki z kościołem, przez lewicowe społecznie hasła, potem zapowiedź walki o ułatwienia dla przedsiębiorców, aż po koalicję z ludźmi Kwaśniewskiego?
Nie nazwałabym tego "miotaniem się". Każdy myślący człowiek jest poszukujący. Janusz wciąż wypatruje takich punktów, które są najważniejsze w życiu społecznym i politycznym kraju, które by zmieniały mentalność, a tym samym popychały Polskę do przodu. Dotyka spraw rozpalonym żelazem. Poszukuje sojuszników, którzy poważnie i odpowiedzialnie traktowaliby Polskę.

Henryk Wujec ocenił niedawno w Gazecie Wyborczej, że Janusz Palikot nie nadaje się do polityki, bo za bardzo traktuje ją jak biznes, rozpatrując w kategoriach inwestycji i zysku. A powinien walczyć o zrobienie czegoś ważnego, nawet jeśli od razu nie wychodzi.
Nie zgadzam się z tą opinią. Janusz ma wiele takich spraw, o które walczy. Tak jak jego sztandarowe przyjazne państwo. Do dziś ludzie podchodzą do niego i dziękują, że dzięki zmianom prawa przyjętym dzięki komisji np. kontrola do firmy nie może przyjść bez zapowiedzi. Jego biznesowe doświadczenie to w polityce tylko plus, bo nauczył się dzięki niemu konsekwencji, sprawczości, doprowadzania spraw do końca.

Zanim poznała Pani Janusza Palikota, pracowała Pani w Teatrze Gardzienice.
Pochodzę z Dolnego Śląska. Studiowałam polonistykę we Wrocławiu, trafiłam na seminarium teatralne, a stamtąd prosto pod Lublin, do Teatru Gardzienice. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że zakocham się w teatrze na całe życie. Tam nauczyłam się, że żeby w nim uczestniczyć, trzeba być twórczym, ale jednocześnie przydatnym, współobecnym. Skończyłam w Gardzienicach Akademię Praktyk Teatralnych, kurs dla animatorów kultury. Potem zaproponowano mi stworzenie nowego projektu - galerii. Zaczęłam ją prowadzić i tak już zostałam. Teatr Gardzienice mnie ukształtował w sensie artystycznym, nauczył odpowiedzialności, szalenie rozwinął. Można też powiedzieć, że to dzięki Gardzienicom spotkaliśmy się z Januszem, bo gdyby nie teatr, nigdy bym do Lublina nie przyjechała. Kiedy poznałam Janusza, właściwie już odchodziłam z Gardzienic. Z koleżanką z Wrocławia wygrałyśmy konkurs na wspólną galerię, lada moment miałyśmy zaczynać. Janusz przesądził o zmianie planów.

Poseł pisał w książce "Kulisy Platformy", że do Państwa znajomości przyczynił się też Paweł Graś, późniejszy rzecznik rządu.
To prawda. Teatr Gardzienice organizował wtedy polityczne spotkanie, chyba po raz pierwszy w historii. Janusz przyjechał właśnie z Pawłem Grasiem i Bronisławem Wildsteinem, starym znajomym Włodzimierza Staniewskiego z czasów Teatru Grotowskiego. Byłam jedną z organizatorek spotkania i tam się poznaliśmy. I już właściwie od tego czasu się nie rozstaliśmy.

Dziś nie pracuje Pani zawodowo. Nie tęskni Pani za teatrem?
Mając ten komfort, że mogę teraz oddać swój czas dzieciom, zdecydowałam się być z nimi w naszym domowym "kosmosie" tak długo, jak to będzie potrzebne. Staram się jednak wrócić do realizacji mojej pasji. Na razie niewielkimi krokami, bo dzieci są jeszcze małe (syn Franek ma 8 lat, córka Zosia6 - red.). Ale Zosia idzie w przyszłym roku szkolnym do pierwszej klasy i będę miała nieco więcej swojej przestrzeni.

Teatr to chyba niejedyna miłość. Widzę, że projektuje Pani ubrania.
Trochę tak, ale na razie tylko "do szuflady". Kocham wszystko co estetyczne, staram się otaczać pięknymi przedmiotami. Sztuka jest dla mnie żywa, widzę ją wszędzie, wszystko nią jest - może nią być też to, w co się ubieramy, przedmioty codziennego użytku. Jako społeczeństwo potransformacyjne przeżywamy straszny zalew kiczu. Chciałabym to zmieniać.

Jak poseł Palikot realizuje swoje poglądy na temat równouprawnienia, podziału domowych obowiązków?
Ja tych obowiązków mam więcej, bo jestem na co dzień w domu, a Janusz często w Warszawie, w drodze, na spotkaniach. Na taki model się zdecydowaliśmy. Dopilnowuję więc wszystkiego, co dotyczy dzieci, bieżących spraw. Janusz, jeśli tylko jest w domu, gotuje. To dla mnie duża ulga, bo nie lubię tego robić. Ale też stać go na poświęcenie, żeby nawet w nocy wracać do domu po to, żeby ucałować dzieci, a rano zawieźć je do szkoły i przedszkola.

Macie podobny światopogląd? Podziela Pani np. antyklerykalizm męża?
Nie ma takich spraw, w których nasze poglądy byłyby diametralnie różne. Wszystkie te kwestie, o których Janusz mówi, dotyczą spraw wolnościowych, które mi także są bliskie: idea przyjaznego państwa, równość płci, prawa mniejszości seksualnych, kwestia związków partnerskich. Na pewno zgadzam się, że Polsce potrzebny jest rozdział Kościoła od państwa. To też jest kwestia wolności, żeby wszyscy, też niewierzący, mieli takie same prawa, czuli się tak samo dobrze w naszym kraju. To jest podstawa dla zapewnienia każdemu poczucia godności. Ale antyklerykalizm nie oznacza dla mnie bycia przeciwniczką religii w ogóle.

I czuje się Pani katoliczką?
Już nie. Życie weryfikuje poglądy, poczucie tego, kim się jest wobec świata, wobec tego, w co się wierzy. Ale dzieci zdecydowaliśmy się ochrzcić - trochę przez wzgląd na tradycję, na dziadków. Na tym koniec. Chcemy, żeby Franek i Zosia wybrały drogę w kwestii religii, kiedy już będą na to gotowe.

Janusz Palikot zapowiada, że w jesiennych wyborach odniesie sukces. Wierzy Pani w to?
Absolutnie. On chce walczyć o lepszą Polskę, myślę, że ludzie to dostrzegą.

A gdyby się nie udało, jakaś część Pani nie byłaby zadowolona? Nie ma Pani dość politycznego zaangażowania męża?
W trudniejszych momentach większego napięcia politycznego pewnie przechodzi mi to przez myśl. Oczywiste jest, że chciałabym, żeby Janusz więcej bywał w domu, żebyśmy mieli więcej czasu dla siebie. Ale też rozumiem, że mężowi trudno byłoby żyć bez polityki, bo to jego misja i jego pasja. A ja wiem, ile ona znaczy w życiu. Dlatego zawsze będę mu kibicować w tym, co robi i czemu się poświęca, i nie będę przekonywać, żeby skończył z polityką. To zresztą działa w dwie strony. Kiedy ja będę chciała realizować swoje pasje, też będę oczekiwała dla nich szacunku.

Ale do polityki Pani nie ciągnie?
Zupełnie nie. To dla mnie obcy świat. Zresztą - jeden polityk w domu wystarczy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski