Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pawie w Ogrodzie Saskim. Jak radzą sobie poza wolierą (ZDJĘCIA)

Małgorzata Szlachetka
Pawie z Ogrodu Saskiego od dwóch tygodni cieszą się wolnością. Wszystko jest przygotowane na to, aby złożyły jajka - w wiklinowym, ukrytym przed wzrokiem przechodniów szałasie.

Pawi w Ogrodzie Saskim jest pięć. W dzień chodzą po głównym trawniku parku. Najważniejszy, bo najczęściej fotografowany jest samiec z trzema białymi piórami w długim ogonie. Jest czujny, głośno krzyczy, jak trzy jego towarzyszki znikną mu z zasięgu wzroku. Drugi samiec z tego stada musi pogodzić się z rolą bohatera drugiego planu: trzyma się na uboczu i tylko od czasu do czasu rozkłada ogon złożony ze zbyt jeszcze krótkich piór.

Dwa pierwsze pawie przyjechały do Saskiego w listopadzie ubiegłego roku. Ostatni dwa miesiące później, bo długo nie dawał się złapać. Wyczuł pismo nosem i całymi dniami nie schodził z drzewa.

Najtrudniejszy był pierwszy miesiąc, zamknięte w wolierze pawie były zestresowane nowym miejscem.
- Chodzimy w odblaskowych kamizelkach, więc zaczęły reagować na ich pomarańczowy kolor. Jak zobaczyły mnie "po cywilnemu" to nawet nie sfrunęły z gałęzi w wolierze - opowiada Stefan Motyl, główny opiekun pawi z Ogrodu Saskiego.

- Zostałem nim trochę z przypadku. Kierowniczka zapytała, kto chce się zajmować pawiami. Powiedziała, że może ja, bo jestem ze wsi i znam się na kurach. Myślałem, że to będzie tylko na chwilę, a teraz koledzy mówią, że jestem głównym pawianem, ja wolę sobie myśleć, jak o ich opiekunie prawnym - śmieje się pan Stefan.

W wolierze ze ścianami z ażurowej siatki stoi drewniany domek. Jak jest ciemno, pawiom można zaświecić żarówkę. W zimie, nawet w czasie wiatru i gdy spadł śnieg, ptaki wolały siedzieć na konarze znajdującym się tuż pod dachem woliery.

Z pierwszym wyjściem poza wolierę nie było łatwo. Paw z długim ogonem uciekł aż do dolnego stawu. Teraz ptaki trzymają się głównego trawnika z różami. Tym bardziej, że obok jest zawsze ktoś z opiekunów. Zagania je z powrotem, jak wyjdą za daleko.

Stefan Motyl: - Ciągle można się czegoś o nich uczyć. Raz, pół godziny przed deszczem w oddali zagrzmiało, a one podniosły głowy. Myślę, idzie pies, ale nie. Jak pobiegły do woliery, to ledwo zdążyłem wyjść z samochodu i otworzyć im drzwiczki - 10, 15 minut później zaczęło padać.

Turyści pawie uwielbiają.

- Ostatnio była u nas grupa izraelskich żołnierzy, następnym razem wycieczka z zagranicy, chyba Japończyków. Byli zachwyceni - mówi.

Pan Stefan martwi się o przyszłość pawi: - Jeśli coś im zagrozi, to nie lisy, ale ludzie. Po alejkach z grysu nie można jeździć rowerem, a lublinianie i tak to robią. Mimo obowiązującego zakazu wchodzą też do parku z psami.

Wszyscy czekają teraz, jak samice złożą pierwsze jajka - w specjalnym szałasie umiejscowionym wewnątrz domku.

- Patrząc na wyściółkę, widać, że jakiś ptak już się tutaj mościł - zdradza opiekun pawi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski