Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tragedia w Popielawach. Weronika rzuciła się pod tira krzycząc: - Spotkamy się w niebie!

Jaroslaw Kosmatka
Jaroslaw Kosmatka
Na tym przejściu dla pieszych rozegrała się tragedia
Na tym przejściu dla pieszych rozegrała się tragedia Grzegorz Gałasiński
Po tragicznej śmierci 15-letniej Weroniki w Popielawach pod Tomaszowem ludzie zaczęli mówić głośno o tym, co się dzieje w gimnazjum. Prokuratura sprawdzi, czy nauczyciel znęca się nad uczniami.

Weronika zginęła ponad tydzień temu w wypadku samochodowym. Chwilę po skończeniu zajęć w gimnazjum wybiegła ze szkoły. Koledzy i koleżanki próbowali ją zatrzymać. Weronika, krzycząc: "Spotkamy się w niebie", wbiegła zapłakana na przejście dla pieszych wprost pod nadjeżdżającego od strony Rokicin tira. Kierowca nie miał szans zahamować. Drobna, śliczna dziewczyna zginęła na miejscu.

Pierwsze były kłopoty Dominiki

Ciężko zrozumieć powody, dla których młoda, zdolna dziewczyna popełnia samobójstwo. Jednak aby choć próbować pojąć sytuację, trzeba cofnąć się do roku 2003. Wówczas Weronika jeszcze nie chodziła do gimnazjum, a do szkoły przyszedł nowy nauczyciel, pan Tadeusz.

Do szkoły w Popielawach przyszedł z małej miejscowości w powiecie piotrkowskim. Nie miał tam szans na pracę w zawodzie nauczyciela, gdyż dyrekcja lokalnej szkoły, nie chciała mieć z panem Tadeuszem nic wspólnego. Znalazł etat w Publicznym Gimnazjum w Popielawach. Początkowo uczył dwóch przedmiotów, jednak po kilkunastu miesiącach uczył już: matematyki, informatyki, techniki i geografii. Niezwykle ambitny nauczyciel nie odpuszczał swoim uczniom. Dla niego wszyscy są zdolni do tego, aby być olimpijczykami.

To bardzo dobry nauczyciel. Świetny dydaktycznie. Dzięki niemu mamy wielu olimpijczyków z różnych przedmiotów - tłumaczyła na gminnej komisji oświaty Małgorzata Lewandowska, dyrektor gimnazjum w Popielawach.

Ambicje nauczyciela nie ograniczały się do prowadzenia zajęć lekcyjnych z uczniami. Prowadził też koło informatyczne, na którym uczniowie zajmowali się tworzeniem strony internetowej szkoły. Sielanka trwała do czasu, gdy uczniowie pana Tadeusza zaczęli zgłaszać rodzicom problemy w relacjach z pedagogiem.

Przyszedł rok 2008. Do gimnazjum zaczęła uczęszczać Dominika. Niezwykle zdolna i spokojna dziewczyna z dnia na dzień stawała się najlepszą uczennicą szkoły. Była lubiana przez koleżanki i kolegów, została wkrótce przewodniczącą szkoły. Również nauczyciele wykorzystywali zdolności Dominiki. Już w pierwszej klasie gimnazjum dziewczyna redagowała stronę internetową szkoły. W tym celu zostawała często nie tylko na kole informatycznym, ale i po zajęciach.

- Podchodziłam do tego z pasją. Zależało mi, aby nasza szkoła była jak najlepsza - opowiada po latach Dominika.

Postawa uczennicy bardzo podobała się również panu Tadeuszowi. Chętnie z nią rozmawiał i udzielał jej wskazówek. Niestety, po pewnym czasie rozmowy przestały być zwykłymi rozmowami między nauczycielem a uczniem. Zdarzało mu się coraz częściej pisać do Dominiki prywatnie, używając modnego kilka lat temu internetowego komunikatora GaduGadu.

- Przestraszyłam się. Miałam niespełna 14 lat, a i tak zachowanie nauczyciela wydawało mi się co najmniej dziwne - mówi Dominika. Dziewczyna na co dzień miała mocne oparcie w rodzinie oraz księżach z parafii w Łaznowie, na terenie której znajduje się gimnazjum.

- To świetna i mądra dziewczyna. Bardzo pomocna i rozsądna - mówi ksiądz Stanisław Mendel, którego parafianie uwielbiają. Niezwykle szanowany kapłan jest przekonany o prawdomówności dziewczyny. - Znam ją praktycznie od urodzenia. Jeśli Dominika mówi, że coś się stało, to tak musiało po prostu być - podsumowuje ksiądz proboszcz.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Dominika, która teraz studiuje na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Łódzkiego, po latach opowiada o czasach gimnazjalnych z zachowaniem dystansu, ale bardzo stanowczo. - Gdyby wtedy ktoś zrobił porządek i odpowiednio zareagował, może nie doszłoby do tragedii i Weronika by żyła - mówi Dominika.

Z biegiem czasu rozmowy nauczyciela z Dominiką stawały się coraz bardziej nieznośne dla dziewczyny. Jednocześnie nauczyciel wywierał mocną presję psychiczną na uczniów w prowadzonych przez siebie klasach.

- Wielu z nas, a w szczególności dziewczyny, nie radziło sobie. Szukaliśmy pomocy i wsparcia u pedagoga, rodziców, innych nauczycieli. Pomagało, jednak na krótko. Jeśli pan Tadeusz się na kogoś uwziął, to dany uczeń miał bardzo ciężkie życie - opowiada Dominika. W wielu sytuacjach rodzice i nauczyciele lekceważyli sygnały, tłumacząc sobie, że to typowa dla nastolatków konfabulacja i wyolbrzymianie zachowań wymagających nauczycieli.

Z Dominiką było jednak inaczej. Dziewczyna najpierw sama próbowała poradzić sobie z problemem. Jasno i wyraźnie zakomunikowała panu Tadeuszowi, że rezygnuje z dodatkowych zajęć prowadzonych przez niego. Był to już bowiem czas, kiedy nauczyciel potrafił przychodzić do klasy Dominiki i zwalniać ją z lekcji pod pozorem potrzeby pracy nad serwisem internetowym szkoły. Gimnazjalistka zrozumiała, że sama sobie nie poradzi. Opowiedziała o wszystkim matce i wychowawczyni w szkole. Po interwencji wychowawczyni u nauczyciela informatyki sytuacja się poprawiła, ale na krótko.

- Zaczęłam dostawać coraz bardziej niepokojące wiadomości od nauczyciela. W pewnym momencie coś we mnie pękło. Wydrukowałam całość i z wychowawczynią poszłyśmy do pana Tadeusza - mówi Dominika. Sytuacja rozegrała się w szkole. Gdy nauczyciel przeczytał wpisy... rozpłakał się i zaczął przepraszać. Jednocześnie zapewniał, że potrzebuje rozmów i kontaktu z Dominiką. - To było po prostu chore - podsumowuje dziewczyna.

Nauczyciel był bardzo nachalny.

- Dostawałam wiadomość takiej treści: "Do tej pory poznałaś tylko moje dobre serce. Nie wiesz jeszcze, jak twardym potrafię być mężczyzną" - mówi Dominika. Poszła z tym do matki, a ta udała się do dyrektor szkoły. Nauczyciela nie spotkała jednak nagana ani reprymenda ze strony dyrektorki szkoły. Skończyło się na krótkim pouczeniu. Nikt nie chciał pozbywać się nauczyciela, który "produkuje" olimpijczyków. Tymczasem coraz więcej uczniów korzystało z pomocy pedagogów i psychologów. - Paranoją było to, że dyrekcja kazała mi przeprosić pana Tadeusza - mówi Dominika. Również nauczyciel opowiadał swoim znajomym historię, jak to Dominika wraz z koleżanką przyjechała do jego domu, aby go przeprosić.

- Nie było takiej sytuacji - mówi dziewczyna. Zamiast przeprosin, dziewczyna usiadła z matką i sporządziły pismo do Kuratorium Oświaty w Łodzi.

Urzędnicy nabrali podejrzeń, przeprowadzili postępowanie wyjaśniające i skierowali sprawę do Prokuratury Rejonowej w Tomaszowie Mazowieckim. - Miało to związek z uchybieniem przez pedagoga godności zawodu nauczyciela przez uporczywe nękanie jednej z uczennic - mówi Marcin Markowski, inspektor wydziału strategii i kadr Kuratorium Oświaty w Łodzi. - Komisja Dyscyplinarna dla Nauczycieli przy Wojewodzie Łódzkim ukarała nauczyciela zwolnieniem z pracy. Jednak jego odwołanie do Komisji Dyscyplinarnej dla Nauczycieli przy Ministrze Edukacji Narodowej spowodowało uchylenie orzeczenia pierwszej instancji.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Zwykły występek

Prokuratura podeszła do sprawy niezwykle poważnie. Przeprowadzono czynności wstępne, zapoznano się z dokumentacją szkolną, pismem rodziców i... odmówiono wszczęcia śledztwa w sprawie możliwości popełnienia przestępstwa. - Na podstawie zebranych materiałów zachowanie nauczyciela zakwalifikowano jako występek, polegający na nieetycznym zachowaniu względem ucznia - mówi Sławomir Mamrot, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Piotrkowie Trybunalskim.

Wpływ na decyzję prokuratury miała też niewątpliwie decyzja MEN. Tutaj anulowano karę dla nauczyciela. - Tylko dlatego, że odpowiedzialność dyscyplinarna przedawniła się - dodaje Marcin Markowski.

Nie ma w głowie tyle co w biuście

- Sprawie po prostu ukręcono łeb - mówi zdenerwowany jeden z mieszkańców Popielaw. - Śledczy dostali tylko te informacje, które były wygodne dla szkoły. Poza rodzicami, nikt z dyrekcji gimnazjum nie wspomniał nawet słowem o problemach uczniów szkoły. Wszystkie problemy w małej miejscowości próbowano po prostu zamieść pod dywan.

Tymczasem w piśmie, skierowanym do dyrektor szkoły, gimnazjaliści pisali nie tylko o dziwnym zachowaniu pana Tadeusza, ale też o dziwnym systemie kar, jaki stosował i poniżaniu uczniów. W liście cytowane były słowa nauczyciela: "szkoda, że ta dziewczyna nie ma w głowie tyle co w biuście"; "podnieście swoje dupy"; "wyglądasz w tym jak szmata".

Pani dyrektor dostała informację, że uczniowie czują się obrażani za każdy nawet najmniejszy błąd. Obrażani i niemal natychmiast karani. - Gdy jedna z koleżanek przyszła do szkoły bez mundurka i wymaganego usprawiedliwienia od rodziców za brak obowiązującego stroju, jeden z nauczycieli kazał jej zdjąć bluzkę i chodzić bez - opowiada była uczennica gimnazjum. O tym również poinformowano dyrekcję na piśmie.

Dodatkowo pan Tadeusz prowadził zajęcia dydaktyczne nawet w późnych godzinach wieczornych. "Długie rozmowy o charakterze nieformalnym i nacisk psychiczny, jaki stosował nauczyciel (...), doprowadziły moje dziecko do zaburzeń psychosomatycznych" - napisała do kuratorium mama Dominiki. Gdy dziewczyna weszła w otwarty konflikt z nauczycielem - a nazywając rzeczy po imieniu, gdy zrozumiał, że uczennica nie życzy sobie z nim nieformalnych relacji - zaczął się mścić. W dzienniku uczniowskim wystawiona na koniec semestru ocena "bardzo dobry" została przekreślona i wpisana nowa "niedostateczny". - Dodatkowo zaczęłam być jeszcze bardziej poniżana. Pan Tadeusz próbował przekonywać innych uczniów i nauczycieli, jak złym jestem człowiekiem. Obrażał mnie publicznie i dręczył psychicznie na każdym kroku - opowiada Dominika.

Matka zabrała dziewczynę do psychologa. Jego opinia była druzgocząca dla pana Tadeusza. Dokument przesłany do kuratorium potwierdzał między innymi nieformalne sposoby komunikacji nauczyciela z uczennicą i to w późnych godzinach nocnych: "(...) w ten sposób mogą rozmawiać bądź korespondować osoby dorosłe, dojrzałe emocjonalnie i społecznie. Niektóre wypowiedzi można było zrozumieć jako groźby. Konsekwencją nasilającego się napięcia emocjonalnego były reakcje somatyzacyjne - omdlenia. Osobowościowo Dominika nie potrafiła się bronić, gdyż jest grzeczna, spolegliwa".

Wkrótce na szczęście dziewczyna ukończyła gimnazjum i przeniosła się do jednego z lepszych liceów w Łodzi.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Weronika wezwana na rozmowę

- Gdyby nauczyciel nie był lubiany, uczniowie nie wybraliby go na opiekuna samorządu szkolnego - mówi Małgorzata Lewandowska, dyrektor szkoły. - Widocznie nie do końca rozumie relacje, łączące jej podopiecznego i uczniów.

W 2012 roku naukę w gimnazjum rozpoczęła Weronika Rychwalska. Prześliczna i niezwykle zdolna dziewczyna. Szybko stała się najlepszą uczennicą szkoły, prawdziwą wizytówką gimnazjum. Nauczyciel informatyki dalej nie zmienił swojego podejścia do uczniów, a szczególnie do dziewczynek.

Gimnazjaliści próbowali odreagować sytuację, na portalu społecznościowym Facebook założyli grupę zamkniętą, do której dostęp mieli tylko wybrani uczniowie. Dzielili się tutaj spostrzeżeniami na temat nauczyciela. Było to miejsce, w którym dawali upust swoim emocjom, czuli się bezpiecznie i swobodnie. Często nie szczędzili mocnych słów na temat pedagoga. Tutaj też dzielili się emocjami, związanymi z faktem załamania psychicznego jednej z uczennic gimnazjum, przyjaciółki Weroniki. Dziewczyna pod wpływem zachowań nauczyciela miała trafić do ośrodka leczenia zdrowia psychicznego.

Niestety, na początku maja nauczyciel uzyskał nieautoryzowany dostęp do portalu. Choć nie miał takiego prawa, zaczął przeglądać wpisy. To mu jednak nie wystarczyło: upublicznił wpisy, drukując je i przedkładając dyrekcji jako dowód na to, że uczniowie szargają publicznie jego dobre imię. Rozpoczęły się rozmowy pedagoga z uczniami i rodzicami. Kolejno wzywani do szkoły byli rodzice wszystkich autorów internetowych wpisów.

W feralny czwartek, 14 maja, na rozmowę zaproszono do szkoły rodziców Weroniki. - Rodzic został poinformowany o wpisach oraz o tym, że na razie nie przekazaliśmy sprawy na policję - mówiła radnym gminy Rokiciny dyrektor gimnazjum.

Ojciec dziewczynki dowiedział się też, że z jego córką będzie rozmawiała dyrekcja i pedagog szkolny. Gdy po skończonych lekcjach ojciec przyszedł po córkę do szkoły, dziewczyna była niesamowicie wzburzona. Była przekonana, że dyrektor szkoły przedstawiła sytuację w zupełnie innym świetle niż jej wersja wydarzeń. Kiedy zobaczyła ojca wchodzącego do szkoły, odwróciła się i pobiegła do drugiego wyjścia. Zamknęła oczy i wbiegła na jezdnię wprost pod tira.

Dane nauczyciela zostały zmienione, gdyż nie wyraził zgody na ich publikację. Mimo wielu prób nie udało nam się uzyskać od niego odpowiedzi ani osobiście, ani elektronicznie.

Po tragicznym wypadku śledztwo w sprawie śmierci Weroniki prowadzi Prokuratura Rejonowa w Tomaszowie Mazowieckim. Sprawa prowadzona jest dwutorowo. - Sprawdzamy też, czy działanie osoby dorosłej nie doprowadziło małoletniej do targnięcia się na życie - mówi Sławomir Mamrot. Prokuratora Okręgowa w Piotrkowie Trybunalskim zapoznała się z dokumentacją w sprawie wypadku i z postępowaniem, prowadzonym przed laty. Śledczy nie wykluczają możliwości przejęcia nadzoru nad tym postępowaniem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski