Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Fotografie z archiwum Kuriera: Historia Lublina napisana przez 21 tysięcy zdjęć

Małgorzata Szlachetka
Pomnik Wdzięczności na placu Litewskim był niechcianym symbolem. Został ustawiony pod koniec 1945 roku, a rozebrany 10 listopada 1990 roku. Monument zaprojektował nieznany rzeźbiarz radziecki.
Pomnik Wdzięczności na placu Litewskim był niechcianym symbolem. Został ustawiony pod koniec 1945 roku, a rozebrany 10 listopada 1990 roku. Monument zaprojektował nieznany rzeźbiarz radziecki. Jan Trembecki/Archiwum Kuriera Lubelskiego
W Lubelskiej Bibliotece Wirtualnej zostało umieszczonych około 21 tys. zdjęć i negatywów z naszego redakcyjnego archiwum. Dziś prezentujemy wybrane fotografie z kolekcji zdjęć, których autorem jest Jan Trembecki, wieloletni fotoreporter Kuriera Lubelskiego. W naszej redakcji pracował na etacie przez 41 lat. Z Kurierem współpracował również będąc na emeryturze.

Pan Jan żartuje, że jak zrobił dobrą fotografię, to podpis wypadał, a pod zdjęciem śmietnika zawsze został podpisany. Jego ulubionym tematem były migawki z ulicy. Zdjęcia jego autorstwa, to fantastyczna opowieść o Lublinie, w której sceny z zakładów pracy sąsiadują z kadrami robionymi w czasie zabaw choinkowych w przedszkolu.

Przez ćwierć wieku, jaki minął od końca PRL, zapomnieliśmy, jak szara była wtedy ulica. Na zdjęciach widać obdrapane kamienice stojące przy ulicy Grodzkiej i charakterystyczne neony na Krakowskim Przedmieściu, ale też dzieci na sankach, korzystające ze śnieżnych i mroźnych zim.

O klimacie epoki wiele mówią propagandowe hasła, które tu i ówdzie można zauważyć, na przykład: "Literatura BHP przyjacielem w pracy". W innym miejscu znajdujemy nienachalną zachętą do konsumpcjonizmu: "Rolniku, pamiętaj. Tylko własny telewizor w domu zapewni ci przegląd najnowszych doświadczeń rolniczych".

Wiele kadrów zapada w pamięć albo zaskakuje. Klientki baru mlecznego jedzą zupę w futrzanych czapkach na głowach. Kolarz umazany prawie po pachy w błocie triumfuje po zwycięstwie.

Kto z naszych Czytelników rozpoznaje się na zdjęciach z przeszłości? Czekamy na takie zgłoszenia.

W Lubelskiej Bibliotece Wirtualnej na lbw.lublin.eu znajdą Państwo nie tylko zdjęcia z archiwum Kuriera, ale i skany kolejnych numerów naszej gazety - od pierwszego numeru z 24 marca 1957 roku do końca 2002 roku.

Lubelska Biblioteka Wirtualna to efekt współpracy wielu partnerów, między innymi bibliotek z Lublina i Zamościa, Urzędu Miasta Lublin i Ośrodka Brama Grodzka-Teatr NN. Dzięki temu do sieci trafiły miliony skanów, m.in. przedwojennych pocztówek z Lublina, starodruków czy cennych książek. Materiały te są dostępne on-line, w każdej chwili i z każdego miejsca na świecie.

Ludzie zaczęli krzyczeć: wyrzucić go, nie robić zdjęć

Z Janem Trembeckim, fotoreporterem Kuriera Lubelskiego, od pierwszego numeru z 24 marca 1957 do 1998 roku, rozmawia Małgorzata Szlachetka.

Jakie były początki Pana pracy?
Etat dostałem co prawda już 1 kwietnia 1957 roku, ale długo był to etat laboranta, bo dziennikarskiego nie było. Zresztą, na początku fotografował ten, kto akurat miał aparat. Wygrywaliśmy entuzjazmem. Ambicją dla nas było to, żeby być lepszymi od Sztandaru Ludu.

Mieliśmy też szczęście. Kurier wypłynął na morderstwie, o którym pisaliśmy szeroko przez wiele tygodni. Doszło do niego dwie bramy od naszej redakcji, następnego dnia po wyjściu pierwszego numeru. Jak zobaczyliśmy wozy milicji, to wiedzieliśmy, że coś się stało. Dopiero później okazało się, że to syn zabił rodziców. Nie wpuszczano dziennikarzy do środka, udało mi się jednak zrobić zdjęcie samej bramy wejściowej do kamienicy przy ul. 3 Maja 22. Trochę spóźniliśmy wydanie z powodu tego pierwszego artykułu o morderstwie, dodajmy, że Kurier był wtedy popołudniówką. Zainteresowanie tematem było tak duże, że raz ludzie nawet przesunęli kiosk, gdy zabrakło aktualnego numeru Kuriera.

W epoce fotografii analogowej musiał Pan starannie wybierać kolejne kadry.
Do wydania wchodziły przeciętnie 3 - 4 fotografie. W ciągu dnia robiło się czasami jeden film, ale bywało że dwa - trzy.

W PRL nie wszystkie zdjęcia mogły zostać opublikowane z powodu cenzury. Jakich żałuje Pan najbardziej?
Na początku lat 80. na placu Litewskim odbywało się wiele manifestacji z udziałem opozycji. Sztuką było robienie zdjęć tak, żeby potem bezpieka nie mogła rozpoznać poszczególnych osób, bo przecież do gazety te fotografie i tak nie szły. Raz w Chatce Żaka ustaliłem z organizatorami, że na początku błysnę "na pusto" - zrobiłem to, a ludzie zaczęli krzyczeć "wyrzućcie go, nie robić zdjęć".

A zdjęcia ze stanu wojennego?
Stan wojenny zaczął się w nocy z soboty na niedzielę, a ja w środę złamałem rękę. Redakcja od razu została zaplombowana, w środku został sprzęt służbowy, ale od czego miałem prywatny aparat. Zrobiłem kilka zdjęć wozów pancernych na Weteranów - bazę mieli w akademikach UMCS. Fotografowałem dyskretnie, z okna swojego mieszkania.

Co stało się z tymi fotografiami?
Wtedy nie przyznałem się, że je mam, dopiero dużo później włączyłem je do redakcyjnego archiwum. Już po wznowieniu pracy redakcji szukałem we wglądówkach zdjęcia profesora UMCS, związanego z opozycją. Na pewno je robiłem, a go nie było. Później okazało się, że w czasie stanu wojennego, kiedy Kurier był zamknięty, ktoś wyrwał niektóre wglądówki, np. zdjęć ze strajku w drukarni przy Unickiej. Nie wiedział tylko, że oryginały są w innym miejscu.

Cenzura mogła zadziałać na każdym etapie tworzenia gazety. Jak to wyglądało w przypadku fotografii?
Pojechaliśmy raz na budowę olbrzymiego zakładu obuwniczego w Chełmie. Żeby pokazać jego skalę, sfotografowałem dach o powierzchni 2,5 ha. W tle była panorama Chełma. Cenzor kazał ją usunąć, bo nie mogło pójść do gazety zdjęcie miasta z wieżami kościołów.

Przez kilkadziesiąt lat fotografowałem inauguracje roku na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Szczególnie cenne dla mnie są zdjęcia, na których znalazł się lubelski biskup, a potem prymas Stefan Wyszyński. Kiedy Wyszyński był na uroczystości, to do auli mieszczącej normalnie 100 osób, wchodziło 500, a nawet 600. To zawsze było wydarzenie, ale do gazety zdjęcie Wyszyńskiego poszło tylko raz.

Czasami cenzura reagowała w nieoczekiwanym momencie - w czasie uroczystości w Hrubieszowie żołnierze pełnili wartę przed pomnikiem. Cenzor kazał dać zdjęcie bez wojska, tłumacząc, że wtedy żadne w Hrubieszowie nie stacjonowało.

W bogatej kolekcji Pana zdjęć jest wiele kadrów dokumentujących codzienność PRL. Które są dla Pana najcenniejsze?
Moim ulubionym tematem były migawki z ulicy. Czasami pomógł przypadek. Podam taki przykład sprzed stanu wojennego. Jechałem ulicą Głęboką, kiedy nagle samochód podrzuciło do góry, uderzyłem głową w dach. Okazało się, że kilkanaście metrów dalej wybuchł gaz. Murowany budynek prawie się rozleciał. Na miejscu byłem pierwszy, jeszcze przed strażą. Potem od razu pojechałem do laboratorium, żeby wywołać film. Jeszcze tego samego dnia moje zdjęcie z wybuchu ukazało się w Nowym Jorku. Wysłałem je do Warszawy przez telefoto - wywołane zdjęcie zakładało się na wałek, potem fotokomórka przekazywała je do takiego samego urządzenia i tam było ono drukowane na papierze światłoczułym, milimetr po milimetrze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski