Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lublin: Nauczycielka wymagała od rodziców zakupów do klasy

Kamil Kudyba
Jacek Babicz/archiwum
Odtwarzacz audio (koniecznie z wyjściem USB), duży dywan na podłogę w klasie i kwiatki w doniczkach. Zakupu tych rzeczy miała wymagać od rodziców nauczycielka ze Szkoły Podstawowej nr 30 w Lublinie. Rodzice są oburzeni, dyrektorka nie widzi problemu, a Wydział Oświaty zapowiada kontrolę.

Rzecz dotyczy klasy pierwszej, której nauczycielką jest Sylwia Satowska, prywatnie synowa dyrektorki szkoły.

- Pierwszą moją reakcją i innych rodziców było zdziwienie, ale nikt tej "prośby" nie skomentował przed nauczycielką, bo jako rodzice nie znamy się nawzajem. Nikt nie chciał wychodzić przed szereg i pytać, czy szkoła jest aż tak biedna, że nie stać jej na kupienie nauczycielowi odtwarzacza i dywanu do klasy - denerwuje się nasz Czytelnik.

Zachowanie swojej podwładnej próbuje tłumaczyć Elżbieta Satowska, dyrektorka placówki: - Zasada jest taka, że rodzice formułują swoje oczekiwania wobec szkoły, a szkoła - względem rodziców. Oczywiście mamy sprzęt niezbędny do prowadzenia zajęć, ale nauczycielka najwidoczniej stwierdziła, że przyda się dodatkowe wyposażenie. Nie widzę w tym nic niestosownego. Ponadto ten odtwarzacz nie byłby jej własnością, ale klasy, która korzystałaby z niego przez kolejne trzy lata - tłumaczy.

Zapewnia też, że wszystkie składki są dobrowolne, a prośby nauczycielki na pewno nie miały charakteru roszczeniowego. Choć tak właśnie zostały odebrane przez rodziców.

Ewa Dumkiewicz-Sprawka, szefowa Wydziału Oświaty i Wychowania Urzędu Miasta Lublin, stwierdza, że tego typu praktyki są niedopuszczalne i zapowiada, że osobiście wyjaśni całą sprawę z dyrektorką szkoły.

W szkołach publicznych wszystkie składki są dobrowolne, ale tylko w teorii...

- Czasem zastanawiam się, czy bezpłatne szkolnictwo nie jest jedynie fikcją, a rodzice muszą wyręczać państwo płacąc za edukację swoich dzieci podwójnie: w podatkach i bezpośrednio w szkole - pisze do nas Czytelnik, który wraz z innymi rodzicami usłyszał, że powinien dołożyć się do wyposażenia sali, w której uczy się jego pociecha.

W szkołach publicznych wszystkie składki, czy to na radę rodziców, czy doposażenie szkoły są dobrowolne. Przynajmniej w teorii. W praktyce bywa różnie. - Rodzice nie protestują przeciwko składkom, chociaż nie są z nich zadowoleni. Zwyczajnie boją się, że mogliby zostać przez kogoś skrytykowani za to, że nie zależy im na dobru ich dziecka, bo te składki wszak mają podnieść warunki uczenia się. Boją się również, że ich sprzeciw może pociągnąć za sobą represje wobec ich dziecka - dodaje Czytelnik.

Podobnego zdania jest Barbara Smoczyńska, lubelski trener psychoedukator. - Wiele publicznych placówek nie potrafi stworzyć jasnych zasad gry. Rzeczy, które powinny być powiedziane wprost, często są obudowane w sugestie lub aluzje. Takie zachowanie jest bardzo niezdrowe i manipulacyjne. To zrozumiałe, że u niektórych rodziców pojawia się lęk, że jeśli oni nie zapłacą, to karę poniosą ich dzieci - uważa.

Tego typu zachowania krytykuje również organ prowadzący szkoły. - Każda szkoła publiczna ma własny budżet, który powinien zapewnić jej prawidłowe funkcjonowanie bez wsparcia finansowego rodziców. Wszelkie składki są tylko i wyłącznie dobrowolne - przypomina Ewa Dumkiewicz-Sprawka, dyr. Wydziału Oświaty i Wychowania Urzędu Miasta Lublin.


Codziennie rano najświeższe informacje z Lublina i okolic na Twoją skrzynkę mailową. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski