Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Historia jednej pożyczki. Dom tracą po kawałku

Katarzyna Janiszewska
Jan Hubrich
Największa złość i rozgoryczenie dopada Wiesława, gdy pomyśli, że wszystko to robił dla tego cwaniaka. Tak, dla cwaniaka! - powtarza wolno i dobitnie. Latami wstawał o czwartej rano i harował do nocy. Własnymi rękami stawiał ściany, robił wylewki, malował. A nie tak dawno sutereny przerobił na elegancki apartament dla córki.

Zobacz także: Adolf Weltschek: uczę dzieci jak sobie radzić w wilczym świecie dorosłych

Dom Szymulów - piętrowy, góra nieotynkowana, w środku parkiet, boazeria - stoi w podkrakowskim Zabierzowie. Ładny, prosty, skromny. Działkę Stanisława dostała od rodziny. Mąż nigdy nie wpisał się na hipotekę. To dodatkowe koszty, a przecież nie było takiej potrzeby. Budowę zaczęli w latach 80. Dostać wtedy worek cementu, cegły, drewno, nie było proste. Wiesław stawał na głowie, by ściągnąć, co trzeba.

Marzenie ich życia

- Pięć lat go budowaliśmy - opowiada szczupły, niewysoki mężczyzna. - Pomagali bracia, wujkowie, szwagrowie. Wstawałem o godz. 4 i przywoziłem rodzinę, organizowałem robotę. Pracowałem na dwóch etatach: w Związku Gminnych Spółdzielni, a później jako instruktor nauki jazdy. Wracałem o godz. 22. Każdą wolną chwilę poświęciłem by wybudować ten dom.

W salonie z kominkiem i zielonymi pluszowymi fotelami przyjmowali gości. Stanisława najbardziej lubi swoją kuchnię. Podłoga trochę już zniszczona. Ale jest miło i przytulnie. Wiesław w piwnicy zrobił sobie warsztat. Bo jak ma się dom, to co i rusz trzeba coś naprawiać, poprawiać, dobudowywać. Rok temu chciał dobudować garaż.

Poszedł do starostwa wziąć mapki geodezyjne, niezbędne by starać się o pozwolenie na budowę. - Ależ budować panu nie wolno, pan nie jest właścicielem. Już nie... - powiedzieli w urzędzie Wiesławowi.

Taki miły, czarujący

Mogło być tak: ona - niemłoda już kobieta, z depresją, chora na cukrzycę. Z małej podkrakowskiej wsi, zagubiona, niepewna siebie. On - zręczny manipulator, aktor z niesamowitym darem przekonywania. Wyszukuje ofiary wśród ludzi prostych, nieznających się na prawie.

Stanisława nosi krótko ostrzyżone włosy i okulary. Chodzi wolno, szurając kapciami o podłogę. Nieobecna, przygaszona, prawie się nie odzywa.
Rafał K. pojawił się w momencie gdy akurat potrzebowała ratunku. Taki miły i czarujący. Współczujący, rozumiejący, pocieszający.

- Wszystko będzie dobrze, jakoś się ułoży - przekonywał, a Stanisława bardzo chciała mu wierzyć. Jej wybawiciel.

Zaczęło się od kredytów, których nabrała, a później nie mogła spłacić. Jedną pożyczkę regulowała drugą, żeby oddać drugą, brała trzecią. I tak w kółko. Aż w końcu banki nie chciały więcej dawać. Dziś nie potrafi powiedzieć, po co były jej te pieniądze. Ani dlaczego o problemach nie powiedziała rodzinie?

- Chyba po prostu się bałam - zaczyna niepewnie. - Mąż by krzyczał. A ja strasznie przeżywam, jak ktoś krzyczy. No i myślałam, że jakoś sama dam radę.

- Żona zawsze była zamknięta w sobie - tłumaczy Wiesław. - Dba o dzieci, o dom, ale nikt nic nie wie o jej sprawach. Podejrzewam, że ona te pieniądze przegrała w jakiejś telefonicznej loterii. Gdyby powiedziała słowo, przecież bym jej pomógł.

Wizyta u notariusza

W internecie Stanisława znalazła ofertę pożyczek pozabankowych. Zadzwoniła, odebrał Rafał K. Umówili się tak: on jej pożyczy 40 tysięcy, ona będzie je spłacać przez trzy lata. A zabezpieczeniem transakcji będzie hipoteka domu. Mówił jej: "Jakie to szczęście, że trafiła pani na mnie. Tylu się kręci oszustów, znam takich, co mają sprawy w sądach". Spotkali się kilka razy. Razem pojechali do notariusza.
- Czekałam w samochodzie, Rafał K. wszystko załatwiał - opowiada Stanisława. - Jak już dokumenty były gotowe, to weszłam je podpisać. Notariusz czytał akt tak szybko, że nie nadążałam. No ale wiedziałam, że to ma być pożyczka, nic innego.

Dalej relacja Stanisławy wygląda tak: wrócili do auta, K. dał jej 36 tys. zł - odjął cztery tysiące, które zapłacił notariuszowi. Dokumenty Stanisława ukryła na strychu, w regale z książkami. Książki przeczytane, nikt tam nie będzie zaglądał. Pieniądze schowała w kanapie, w salonie.
Wszystko wydało się przez ten garaż, co go Wiesław chciał budować. Wtedy w starostwie nogi się pod nim ugięły. Jak to nie jest właścicielem? Co to znaczy? To musi być jakaś pomyłka! Ktoś tu zwariował, czy on? - nie mógł uwierzyć.

- Zażądałem rozmowy z kierownikiem, zrobiłem awanturę - opowiada. - No i pokazali mi dokument: akt notarialny, z którego wynikało, że żona sprzedała dom za 120 tys. zł. Szok, konsternacja, jak to się mogło stać? Wróciłem i krzyczę: kobieto, czy ty wiesz, coś ty zrobiła? Sprzedałaś nasz dom. A żona, że nie, że ona przecież tylko wzięła pożyczkę. Byłem tak zły, że powiedziałem o tym rodzinie.

Stanisława smutno, ze spuszczoną głową: - Ja się wcale nie dziwię, że byłeś zły. To wszystko moja wina. Wstydzę się tego, co zrobiłam. Jestem zakałą rodziny.

Tak twierdzi Szymulowa i jej mąż, ale K. mówi, że to nieprawda. K. mówi, że szukał domu, bo z narzeczoną marzyli o powiększeniu rodziny. Zabierzów wydał mu się idealny. Ponad 300 kilometrów od Międzyborowa, gdzie żyje, mieszka, pracuje, prowadzi interesy...
Miły miś w Zabierzowie

Może było tak: ona - z małej miejscowości, ale wcale nieźle zna się na robieniu interesów. Już jeden dom sprzedała, teraz w gazecie dała ogłoszenie, że sprzeda drugi. W tajemnicy przed mężem, jak najszybciej chciała uciec do Francji.

Może, tylko w takim razie, czemu dotąd nie uciekła?

Rafał K. ma miły, spokojny głos. O domu w Zabierzowie mówi: mój dom. Nosi luźne koszule, które mają zamaskować tuszę. Robi dobre pierwsze wrażenie. Raczej ciepłego, sympatycznego misia, niż wyrachowanego oszusta. Jest przemiły, uśmiechnięty, przyjacielski. Chętnie wszystko opowie, spotka się, przyjedzie, gdzie trzeba. Opanowany. Przyłapany na kłamstwie gładko potrafi wybrnąć z sytuacji.
Któregoś sobotniego wieczoru świętowali z kolegą urodziny swoich dzieci. I taki im wpadł pomysł do głowy: wynajmą dom hałaśliwym, uciążliwym studentom. Za darmo. Niech imprezują do woli, hałasują, niszczą co dusza zapragnie. Byle uprzykrzyć życie obecnym lokatorom. Ale to była bardziej zabawa, tak tylko, żeby nastraszyć i wykurzyć Szymulów.

- Dostałem tysiące e-maili od osób zainteresowanych wynajmem domu, setki e-maili z poparciem od ludzi z podobnymi problemami, no i kilka z pogróżkami, że kawał ze mnie sukinsyna - śmieje się Rafał K.

Interes z ogłoszenia

Szymulową poznał przez ogłoszenie. Tylko w której gazecie to było - i czy jego, że kupi, czy może jej, że sprzeda? No, mniejsza o to. Ale na 99 proc. w gazecie. Doświadczenie go nauczyło, że najlepsze okazje są w gazetach. Gdy ktoś daje anons, znaczy nie ma internetu. Jak nie ma internetu, to nie zna się na cenach.

Za to on orientuje się wyśmienicie. Od trzynastu lat handluje samochodami, sprowadza je z Niemiec, jest współwłaścicielem komisu. Życie tak mu się potoczyło, że szybko musiał się usamodzielnić. Ojciec zmarł, gdy był mały. W domu bieda, gdy skończył piętnaście lat wziął się do pracy. - Pamiętam pierwszą transakcję - wspomina Rafał K. - Sąsiad sprzedawał poloneza. Ja mu go wysprzątałem, dałem ogłoszenie. Zarobiłem dwa razy więcej, niż chciał ten sąsiad.

Kwitów nie ma

Dalej relacja K. wygląda tak: pani Stanisława chciała za dom 500 tys. zł. Negocjowali. Dał jej 350 tys. zł. Tylko że w akcie notarialnym wpisali 120 tys., bo Szymulowa miała na karku komornika, nie chciała, żeby jej zabrał pieniądze. Prosiła i dał się jej uprosić. Ale kwitki z dowodem wpłaty wyrzucił, nie widział sensu, by je trzymać. - Szymulowa chciała sprzedać dom, żeby uwolnić się od męża - tłumaczy Rafał K.

- Na jej życzenie spotykaliśmy się tylko gdy mąż był w pracy. Początkowo podejrzewałem, że może coś jest nie tak z nieruchomością. Ale tłumaczenia pani Stanisławy były logiczne. Papiery w porządku, dom był wyłącznie jej własnością. Było mi jej szkoda. Robiła wrażenie rzetelnej, uczciwej kobiety, miłej staruszki. Część dokumentów sama przywiozła z urzędów. Rejent odczytał jej cały akt, dał do przeczytania.

Żadnej pożyczki nie było, to historia zmyślona przez męża Stanisławy - mówi handlarz autami. Bo on pożyczkami w ogóle się nie zajmuje. Tak, wpisał w ewidencji gospodarczej: pośrednictwo pieniężne. Ale co z tego? Wszystko wpisał, co tylko się dało. Nie wiadomo, co się może w życiu przydać, loty kosmiczne też.

Tylko że gdy wpisać w internetową wyszukiwarkę nazwisko K., wyskakują pożyczki, debety, kredyty: gotówkowe, hipoteczne, samochodowe.

K. był nawet gotów odsprzedać Szymulom dom. No ale nie za 350 tys., bo też coś musi na tym zarobić. Najpierw chciał 500-600 tys. zł, później już 800 tys. Kupił go za mniej, niż połowę jego wartości. Ale w handlu o to przecież chodzi, żeby taniej kupić, drożej sprzedać.
Podobnie było na Pomorzu

Pytań w tej sprawie nasuwa się wiele. Na przykład: dlaczego dorobek życia Stanisława oddaje za półdarmo? Co zrobiła z takimi pieniędzmi? Chciała uciekać i zostawić syna?

A on, Rafał K., daje 350 tys. bez poręczenia? Taki doświadczony biznesmen, a już drugi raz pada ofiarą oszustów? Podobna historia zdarzyła się na Pomorzu. Ś. też byli zadłużeni, wzięli u K. pożyczkę, nie przeczytali, podpisali. Teraz są mu winni 150 tys. zł, choć - twierdzą - takich pieniędzy nigdy nie dostali.

W pierwszej instancji sąd dał wiarę Szymulom. Apelacyjny przyznał rację Rafałowi K. Teraz sprawa ma trafić do sądu kasacyjnego.

- Sąd Najwyższy zajmuje się poważniejszymi sprawami, niż takie bzdury - K. nie traci pewności siebie i nawet przywiózł ekipę remontową, która na zimę wymontowała Szymulom okna.

Wiesław: Będę walczył do końca. Bo ten dom to całe moje życie. Nie licząc rodziny, nic więcej nie mam.

Konkurs fotograficzny "Mamo, tato, zrób mi portret". Weź udział i zgarnij nagrody!

Wybieramy najpiękniejszy rynek w Małopolsce! Weź udział w plebiscycie i oddaj głos!

Wielka galeria! Zobacz archiwalne zdjęcia strojów Wisły Kraków z ostatnich stu lat!

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska