- Kara dożywotniego pozbawienia wolności powinna być czytelnym i jednoznacznym sygnałem, że zamach na życie człowieka będzie karany w sposób zdecydowany. Tylko taka kara ugruntuje przekonanie w społeczeństwie, że sprawcy najgroźniejszych zbrodni zostaną przykładnie ukarani - uzasadniała wyrok sędzia Anna Folwarczna.
O warunkowe przedterminowe zwolnienie 47-letni Zbigniew J. będzie mógł ubiegać się dopiero po 30-letniej odsiadce.
2 listopada 2009 r.
2 listopada 2009 roku Zbigniew J. zawiadomił policję o wybuchu gazu w swoim domu przy ul. Polnej. Wewnątrz częściowo spalonego domu strażacy znaleźli ciała trzech osób: swojej 89-letniej teściowej Wacławy S., 47-letniej żony Haliny J., a także 15-letniego syna Karola J. Wszyscy zostali zamordowani.
Jak doszło do zbrodni?
Relacje między Zbigniewem i Haliną J. nie należały do łatwych. Z zeznań znajomych rodziny wynika, że mężczyzna był chorobliwie zazdrosny o swoją żonę. - Zazdrość ta przejawiała się m.in. w nieakceptowaniu sposobu ubierania się żony, który zdaniem oskarżonego był zbyt wyzywający - tłumaczyła w środę sędzia Anna Folwarczna.
Do tragedii doszło w nocy z 1 na 2 listopada 2009 roku. Tego dnia Halina J. wysyłała dużo SMS-ów i rozmawiała ze znajomymi przez telefon. Około północy małżonkowie pokłócili się. - Oskarżony używając narzędzia typu siekiera lub tasak zniszczył aparat telefoniczny swojej żony - relacjonowała sędzia. - Potem skrępował jej ręce w nadgarstkach i nogi w kostkach, a usta zakleił taśmą samoprzylepną.
To właśnie na taśmie zabezpieczono ślad zapachowy oskarżonego. Nie wiadomo jednak, jaki był szczegółowy przebieg zbrodni. Halina J., jej syn oraz matka zginęli od uderzeń w głowę tępym narzędziem. Sąd nie wykluczył, że mogła to być siekiera, która została znaleziona w zbiorniku wodnym niedaleko domu.
Jak wynika z ustaleń śledczych, teściowa Haliny J. próbowała jeszcze walczyć z oprawcą.
Świadczą o tym ślady krwi w domu. Ale kobieta otrzymała kolejne ciosy w głowę, oprawca zgniótł też jej palec. - Ciało żyjącej jeszcze teściowej Zbigniew J. przeciągnął z korytarza do kuchni tak, że pozostawiła po sobie dwa krwawe ślady - mówiła sędzia Anna Folwarczna.
Potem morderca próbował zatrzeć ślady przestępstwa. Uszkodził piec gazowy, by wywołać wybuch. - Sprawca musiał znać doskonale układ domu - podkreślała sędzia. Rozlał też substancję łatwopalną, rozrzucił ubrania i zapalił świeczki próbując wywołać pożar. Jednak dom całkowicie nie spłonął.
Mężczyzna wyszedł potem do pracy. Kiedy wrócił do domu, najpierw dzwonił do córki, a dopiero później na numer alarmowy pogotowia.
- Ustalenia poczynione w sprawie wskazują, że oskarżony działał beznamiętnie, w sposób zdecydowany. Dopuścił się przestępstwa wobec osób z którymi łączyły go bardzo bliskie relacje. Była to najbliższa rodzina oskarżonego. Nie miał żadnych oporów moralnych, chociaż jego poziom intelektualny w pełni umożliwiał mu zrozumienie wagi tych czynów. Zamiar dokonania zabójstwa był podjęty nieodwołalnie, a jego realizacja konsekwentna. Oskarżony zadając tak silne ciosy doskonale wiedział do czego one prowadzą - uzasadniała w swojej decyzji sędzia.
Wyrok sądu nie jest prawomocny.
Czytaj także:
Potrójne zabójstwo w Dęblinie
Ojciec rodziny z Dęblina podejrzany o potrójne morderstwo
Potrójne morderstwo w Dęblinie: Zabił żonę, syna i teściową?
Codziennie rano najświeższe informacje z Lublina i okolic na Twoją skrzynkę mailową. Zapisz się do newslettera!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?