Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Filharmonia: Bardzo przyjemna bajka (recenzja)

Andrzej Z. Kowalczyk
Grzegorz Ligaj/materiały organizatora
Choć wyczekiwane niecierpliwie przez dzieci mikołajki przypadają dopiero we wtorek, Mikołaj wcześniej rozpoczął swoją wędrówkę z prezentami. Do Filharmonii Lubelskiej zawitał już w niedzielę, a okazją była premiera bajki "Kozucha kłamczucha", prezentowana w ramach Festiwalu Spotkań Kultur. Spektakl ów to musical dla najmłodszych widzów, którego scenariusz został oparty na krótkim opowiadaniu Janiny Porazińskiej, klasyczki polskiej literatury dla dzieci.

Ilekroć przychodzi mi pisać o bajkach, zawsze znajduję się w pewnym kłopocie. Zdaję sobie bowiem sprawę z tego, że nie jestem właściwym ich adresatem, zatem moje oceny - pozytywne lub negatywne - mogą się znacznie rozmijać z tym, jak przyjmują spektakl młodzi widzowie. Korzystam więc ze swego rodzaju podpowiedzi. Jeśli słyszę, że artyści muszą walczyć o przebicie się przez narastający na widowni gwar, to wiadomo, że dzieci się nudzą. A znudzone dzieci na bajce to najgorsze, co może spotkać jej twórców; prawdziwa klapa. A w związku z tym nie ma się co wymądrzać w recenzji. Na niedzielnej premierze w filharmonii młoda widownia podpowiedziała mi, że bawiła się dobrze.

Na pewno duży w tym udział ma sama konstrukcja przedstawienia. Jerzy Turowicz, autor scenariusza i reżyser spektaklu, stworzył opowieść zwartą dramaturgicznie i nie przegadaną, w której nie ma miejsca nawet na chwilę nudy. Łączącą w stosownych proporcjach humor i dramatyzm; jak na bajkę przystało - pouczającą, ale bez trudnego do strawienia, natrętnego moralizatorstwa. Zaś kompozytor - Otto Wiktor Hoffman - ubarwił ową historię atrakcyjną, wpadającą w ucho muzyką. Mającą również pewien walor edukacyjny, bowiem pokazującą rozmaitość źródeł; od folkloru, przez bossa novę, rhythm and bluesa, po operetkę, a nawet muzykę symfoniczną (oczywiście zaaranżowaną w sposób rozrywkowy). Na wysokości zadania stanęli także wykonawcy, którym udało się nawiązać bardzo dobry kontakt z publicznością. Ale - co podkreślam bardzo wyraźnie - bez żadnego mizdrzenia się do młodych widzów, jakie niestety zbyt często spotyka się w inscenizacjach bajek. Mam wrażenie, ze to jeden z kluczy do zrobienia dobrego przedstawienie dla dzieci: potraktuj je poważnie, a one odpowiedzą tym samym. Indywidualnie na wyróżnienie zasłużyły: świetnie oddająca koci charakter (wiem, bo w moim domu mieszka kot) Dorota Szostak-Gąska, pełna dziewczęcego wdzięku Julia Siegieda (Zazulka) oraz Mariola Zagojska w stonowanej, ale wyrazistej roli Gospodyni. No i oczywiście Paweł Stanisław Wrona jako Wilk - poeta - toreador, śpiewający swoją piosenkę na melodię… arii "Lat dwadzieścia miał mój dziad…", co było smaczkiem, który docenili towarzyszący dzieciom dorośli widzowie.

Reasumując - w niedzielny poranek zobaczyliśmy udaną, bardzo przyjemną bajkę, którą z przekonaniem można polecić najmłodszym widzom. A jeśli wybiorą się na nią również rodzice, to także nie powinni żałować.


Codziennie rano najświeższe informacje z Lublina i okolic na Twoją skrzynkę mailową. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski