18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zagadka Nataschy Kampusch bliska rozwiązania. Porwanie dziewczyny zleciła jej matka?

Redakcja
Jedna z najbardziej tajemniczych spraw kryminalnych w historii Austrii bliska rozwiązania. Nie można wykluczyć, że porwanie Nataschy Kampusch zleciła jej matka, a porywacza zamordowano.

Porywacz Nataschy Kampusch nie działał sam, a jego samobójstwo mogło zostać sfingowane - to wnioski płynące z ostatniego raportu austriackiej komisji parlamentarnej badającej sprawę jednego z najsłynniejszych porwań w historii świata. Pełna wersja dokumentu zostanie opublikowana pod ko- niec marca, ale już dziś budzi mnóstwo kontrowersji i sprawia, że wielu na nowo zadaje sobie pytanie - kim tak naprawdę jest Natascha Kampusch i co jej się przydarzyło?

Dziś w całej historii tej Austriaczki pewne są tylko trzy fakty: urodziła się 17 lutego 1988 r. w Wiedniu, 2 marca 1998 r. zniknęła, 23 sierpnia 2006 r. wróciła. Opowiedziała policji historię swojego porwania i trwającego blisko 8,5 roku więzienia. Zeznała, że w 1998 r. w drodze do szkoły zaczepił ją 32-letni wówczas Wolfgang Priklopil. Po krótkiej rozmowie miał wepchnąć ją na tył swojej białej ciężarówki i zawieźć do swojego domu na przedmieściach Wiednia. Tam więził ją w piwnicy, skąd na krótkie wizyty w ogrodzie - pod czujnym okiem porywacza - zaczęła wychodzić dopiero po kilku latach. Podczas jednego z takich wyjść wykorzystała moment nieuwagi Priklopila i uciekła. Kilka godzin później jej oprawca rzucił się pod pociąg.

To jak na razie jedyna, oficjalna wersja tej historii, nieustannie podważana jednak przez media, opinię publiczną i kolejne komisje śledcze. Fragmenty, które przedstawiła i omówiła kilka dni temu ostatnia z nich, po raz kolejny sugerują, że historia Nataschy mogła wyglądać zupełnie inaczej. Tym razem kluczowe okazały się dwa wątki - porywacz Wolfgang Priklopil najprawdopodobniej wcale nie działał sam i nie popełnił samobójstwa.

Werner Amon, szef parlamentarnej komisji śledczej powołanej do sprawy Kampusch, sugeruje, że Priklopil nie mógł samodzielnie zaplanować ani zorganizować porwania. Nie poradziłby sobie również z przygotowaniem pokoju dla dziewczynki w piwnicach swojego podwiedeńskiego domu, który sama Natascha opisała tak: - To pomieszczenie było (...) pozbawione okien, wyposażone tylko w piętrowe łóżko, zlew i toaletę. (..) drzwi do mojego pokoju były z drugiej strony zabezpieczone betonową pokrywą. A prowadził do nich jedynie wąski korytarz, oddalony jak mi się wydawało kilometry od wyjścia - dziury w ścianie jednego z pokoi przystawionej przez jakiś ciężki mebel.

- Jeśli weźmiemy to wszystko pod uwagę, teoria wiązana tylko z jednym sprawcą, jest naprawdę ciężka do utrzymania - przekonuje Amon. Dodaje, że opinie opiera także na przejrzeniu wszystkich zachowanych dokumentów sprawy, w tym również nagrań wideo. - Porywacz musiał mieć wspólnika. I to ten wspólnik mógł go uciszyć, by policja przestała drążyć sprawę. Dlatego sądzimy, że Wolfgang Priklopil wcale nie popełnił samobójstwa.

Koronnym dowodem na potwierdzenie tej tezy mają być zdjęcia z sekcji zwłok mężczyzny. Ciało Priklopila jest na nich niemalże nienaruszone. - Po zderzeniu z pociągiem, pod który miał się rzucić porywacz, powinno być całkowicie zdeformowane. Zwłoki znaleziono bez głowy, ale ślady na szyi wskazują na to, że została ona odcięta, zanim mężczyznę wyrzucono na tory - przekonują śledczy.

CZYTAJ TEŻ:
* Natascha Kampusch chce od państwa milion euro odszkodowania
* Kampusch: Moja historia powinna też zakończyć się morderstwem
* Natascha Kampusch opowiada o piekle życia w domu porywacza

Podważana jest również autentyczność listu pożegnalnego, który miał zostawić Priklopil. Z analiz grafologów wynika, że charakter pisma pasuje do tego, którym posługuje się Ernst Holzapfel, bliski przyjaciel porywacza. Holzapfel jest też ostatnią osobą, która widziała Priklopila żywego. Obaj panowie mieli się spotkać w jednym z wiedeńskich centrów handlowych po południu w dniu, w którym Kampusch udało się uciec. Przesłuchiwany przez policję po znalezieniu zwłok przyjaciela Holzapfel zeznał, że Priklopil był wtedy "bardzo podekscytowany i w kółko opowiadał mu o tym, jak dziewięć lat wcześniej porwał pewną dziewczynkę oraz że on sam nigdy już nie zobaczy swojej matki". Co ciekawe, Holzapfel przyznał również, że spotykał czasem Nataschę podczas jej wieloletniego więzienia, ale nigdy nie próbował dowiedzieć się, kim na dobrą sprawę jest i co robi w domu Priklopila: - Wolfgang raz powiedział mi, że to jakaś jego znajoma, ale nigdy nie wspomniał jej imienia - zeznał podczas przesłuchania.

Sama Natascha zaprzecza, by kiedykolwiek spotkała Holzapfela w domu swego oprawcy.

Podejrzany dziś o współudział w porwaniu dziewczyny Ernst Holzapfel został jednak w 2010 r. oczyszczony z podejrzeń. Ale to nie wszystkie błędy, jakie policji wytykają autorzy raportu: - Przypominamy i zastanawiamy się, dlaczego ani razu nie przesłuchano dróżnika, który znalazł na torach zwłoki porywacza oraz dlaczego nie przeprowadzono autopsji zwłok Prikliopila przed tym, jak poddano je kremacji.

W 2008 r. śledczych i kryminologów o niedopatrzenia i zaniedbania oskarżyła także sama Natascha, żądając odszkodowania i zarzucając mundurowym, że kilka tygodni po jej zniknięciu zakończyli poszukiwania i zamknęli sprawę, zakładając, że ją zamordowano.

Również w 2008 r. komisja powołana przez szefową austriackiego resortu sprawiedliwości Marię Berger stwierdziła, że policja z niewiadomych przyczyn nie poszła śladem zeznań 12--letniej dziewczynki, prawdopodobnie jedynego świadka porwania. Dziecko zeznało, że widziało nie jednego, lecz dwóch mężczyzn, którzy wciągnęli Nataschę do białej furgonetki.

Ustalono, że taką właśnie furgonetką jeździł m.in. Priklopil. Funkcjonariusze namierzyli i skontrolowali samochód, przeglądali też posesję, gdzie była więziona Natascha, ale tylko pobieżnie. Ani auta, ani domu, w którego piwnicach siedziała dziewczynka, nie przeszukano dokładnie. Wolfgang Priklopil nie został też ani razu wezwany na komendę. - Wygląda to tak, jakby policjanci, czy to z powodu nieuwagi, czy zwykłego lenistwa, chcieli jak najszybciej dać sobie spokój z kolejnym podejrzanym. Tymczasem rzetelna praca śledczych zaoszczędziłaby dziewczynie trwającej lata męki - pisał w 2008 r. austriacki dziennik "Heute".

Mimo to, gdy w marcu 2011 r. Kampusch pozwała policję za zaniedbania, jakich ta w jej mniemaniu się dopuściła, stwierdzono, że odszkodowanie nie zostanie wypłacone, bo "żadnych błędów nie było". M.in. dlatego komisja parlamentarna domaga się teraz nowego, kompleksowego dochodzenia, które ostatecznie wyjaśniłoby jedną z najbardziej mrocznych spraw kryminalnych Austrii.

CZYTAJ TEŻ:
* Natascha Kampusch chce od państwa milion euro odszkodowania
* Kampusch: Moja historia powinna też zakończyć się morderstwem
* Natascha Kampusch opowiada o piekle życia w domu porywacza

Luki w śledztwie dotyczą jednak nie tylko samej policji, ale i zeznań samej Nataschy. Uprowadzona jako 10-letnia dziewczynka, w niewoli Priklopila przebywała 8,5 roku. Jak zeznała na policji i napisała w swojej autobiografii "3096 dni", większość tego czasu spędzała ukryta w piwnicy porywacza. Tymczasem z nowych ustaleń wynika, że jej oprawca często wypuszczał ją do ogrodu, co jakiś czas zabierał na krótkie wyjazdy po zakupy, a nawet weekendy czy wakacje. Nieoficjalnie mówi się, że austriacka policja namierzyła przynajmniej kilka osób, które regularnie widywały bawiącą się lub pracującą w ogrodzie Nataschę.

Pikanterii sprawie dodaje fakt, że dziewczyna nigdy nie ukrywała, iż z porywaczem łączyła ją specyficzna więź. Psycholodzy mówili o syndromie sztokholmskim, a Kampusch tłumaczyła: - By wykreować nową rzeczywistość na jak najbardziej normalną, musiałam sprawić, by relacje z Priklopilem stały się chociaż mierną namiastką rodziny. To dlatego prosiłam go, by kładł mnie do łóżka, czytał mi do snu, całował w czoło na dobranoc. Byłam wtedy dzieckiem, potrzebowałam czyjegoś dotyku i czułości. Czasami robiłam wszystko, by tylko zatrzymać go w moim pokoju na dłużej. Zdarzało się, że razem spaliśmy, przygotowywaliśmy posiłki, jedliśmy, oglądaliśmy telewizję.

Więź łącząca ją z Priklopilem była tak silna, że gdy Kampusch powiedziano o jego rzekomo samobójczej śmierci, wybuchnęła płaczem i nazwała policjantów mordercami. Później zaszokowała opinię publiczną, gdy przyjęła przyznany jej przez Austrię w ramach rekompensaty dom porywacza, mówiąc, że zależy jej tylko na tym, by nie niszczał i nie został zburzony.

Media w Wiedniu prześcigają się w spekulacjach, jakoby Kampusch wcale nie została uprowadzona. Matka dziewczynki, której Priklopil był ponoć dobrym kolegą, miała zlecić mu porwanie dziecka. Powodem miały być problemy wychowawcze z Nataschą. Dziecko nie radziło sobie bowiem z rozstaniem rodziców. Dzień przed porwaniem dziewczynki doszło też do ostrej kłótni między nią a matką, która ją spoliczkowała.

Nie brakuje także pogłosek, jakoby Natascha miała utrzymywać ze swoim oprawcą stosunki seksualne i urodzić mu dziecko. Pisał o tym już w grudniu 2011 r. brytyjski "Daily Mail". Zdaniem śledczych wskazują na to m.in. poradniki o ciąży i wychowywaniu dzieci znalezione w podziemnym pokoju dziewczyny. Sama Kampusch miała również tuż po swoim uwolnieniu zapytać policyjnego lekarza o to " jak długo po ciąży można sprawdzić, że ktoś był w ciąży".

Małgorzata Gołota

CZYTAJ TEŻ:
* Natascha Kampusch chce od państwa milion euro odszkodowania
* Kampusch: Moja historia powinna też zakończyć się morderstwem
* Natascha Kampusch opowiada o piekle życia w domu porywacza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Zagadka Nataschy Kampusch bliska rozwiązania. Porwanie dziewczyny zleciła jej matka? - Portal i.pl

Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski