Afera podsłuchowa w lubelskim ratuszu. Czego dowiedzieli się śledczy?

W styczniu prezesem Lubelskiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej został Grzegorz Siemiński. Wygrał konkurs na to stanowisko, a trzy miesiące później do ratusza weszli agenci CBA żądając dokumentów konkursowych. Biuro działało na polecenie prokuratury. Śledczy mieli być w posiadaniu (nie wiadomo, w jaki sposób zdobytych) rozmów Siemińskiego i Piotra Kowalczyka, przewodniczącego Rady Miasta. Panowie mieli rozmawiać właśnie o konkursie.

Ostatniego dnia lipca prokuratura umorzyła śledztwo w tej sprawie. Kurier Lubelski poznał szczegóły tej decyzji. Dzięki temu wiemy, że śledczy nie tylko badali, czy nie doszło do przekroczenia uprawnień, a także czy nie było podżegania do przekroczenia uprawnień. W tych kwestiach nie chodzi wyłącznie o Kowalczyka i Siemińskiego, ale pada nazwisko np. jednego z dyrektorów w ratuszu.

Grzegorz Siemiński został zaproszony na rozmowę kwalifikacyjną. "Podczas rozmowy kandydat przedstawił swoją koncepcję zarządzania spółką i odpowiedział na pytania członków Rady Nadzorczej" - czytamy w dokumencie prokuratury. Wszyscy członkowie Rady Nadzorczej zaprzeczają, jakoby ktoś namawiał ich na głosowanie za kandydaturą Siemińskiego.

Jeden z dyrektorów magistratu przyznał, że rozmawiał o Siemińskim z Kowalczykiem, ale dotyczyło to spraw czysto formalnych. A przewodniczący Rady Miasta miał się konkursem interesować wyłącznie z racji sprawowanej funkcji.

Jednocześnie Kowlaczyk przyznał, że namawiał Siemińskiego do startu w konkursie, ale w żadnym wypadku nie działał na rzecz wygranej byłego zastępcy prezydenta.

Według przesłuchiwanych osób, nikt nie pomagał Siemińskiemu, bo przed przyjściem do ratusza był wiceprezesem MPK i tam miał wrócić do pracy. Słowem - załatwianie pracy Siemińskiemu nie było potrzebne.

"(...) zakulisowe i niezgodne w prawem zabiegi w ogóle nie były konieczne (...)." - uznała ostatecznie prokuratura.