Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pelagia Majewska. Lotnicze wyczyny lubelskiej czarownicy (ZDJĘCIA)

Marcin Jaszak
Pelagia Majewska. Lotnicze wyczyny lubelskiej czarownicy
Pelagia Majewska. Lotnicze wyczyny lubelskiej czarownicy
Aby dostać się na szkolenie samolotowe, musiała najeść się truskawek. Potrafiła dzień po dniu pokonywać kolejne rekordy świata. Całe swoje życie poświęciła lataniu i jako pierwsza polska pilotka została uhonorowana medalem Lilienthala. Koledzy wspominają ją jako prawdziwego kumpla, na którego zawsze można było liczyć w powietrzu i na ziemi. O Pelagii Majewskiej, polskiej szybowniczce, która ustanowiła 17 szybowcowych rekordów Polski i 21 rekordów świata, pisze Marcin Jaszak

Serce moje tu, w Lublinie, zostało, choć z Lublina wyjechałam w 1953 roku. Tutaj chodziłam do szkoły średniej i tu zaczęłam latać. I po wyjściu za mąż za kolegę klubowego, musiałam z Lublina wyjechać. Ale często tu przyjeżdżałam... Ja ciągle czuję się lublinianką, ciągle, mimo że po opuszczeniu Lublina byłam w Aeroklubie Warszawskim, później Łódzkim, później z powrotem w Warszawie... Ale najlepiej było mi w Lublinie. Teraz jak przyjadę i jestem na lotnisku, nawet jak nie latam, i posiedzę sobie na Radawcu, i popatrzę w niebo i na ziemię, to jest mi naprawdę bardzo dobrze. Po prostu wchodzi we mnie jakaś energia, nowa jakaś siła i bardzo duża radość życia..." - tak Pelagia Majewska wspominała Lublin podczas jednej z audycji Radia Lublin na początku lat osiemdziesiątych.

W piątek na ścianie kamienicy przy ulicy Staszica 2 zostanie odsłonięta tablica poświęcona. Pelagii Majewskiej, pochodzącej z Lubelszczyzny jednej z najznakomitszych polskich pilotek, która została 17-krotną szybowcową rekordzistką świata i 21-krotną rekordzistką świata.

Zanim rozpoczęła swoją przygodę z lotnictwem, jako dziecko chodziła na badyle i oglądała latające wilki. Urodziła się w 1933 roku w miejscowości Równe na Wołyniu w rodzinie Stanisławy i Jana Pietrzaków. Po roku Pietrzakowie przenoszą się do Lublina i zamieszkują w dzielnicy Wrotków.

"...Długie zimowe wieczory wypełniały nam bajki opowiadane w cieple i blasku ognia bijącego z kaflowego pieca... także bajki zmyślane - własnego autorstwa... Pela, gdy tylko nauczyła się mówić, też opowiadała zmyślone bajki. Każdą rozpoczynała od słów: - Jak byłam na badylach, patrzę, a tu wilk leci. On leci, bo ma skrzydła... Kiedy Pela zaczęła latać, żartowaliśmy, że jak wilk może się zaplątać w chmurach..." - tak wspominała czasy dzieciństwa w książce "Szybowniczka świata" jej nieżyjąca już siostra Irena Kostka, również znana polska szybowniczka.
Historie z latającymi wilkami to szczęśliwe lata dzieciństwa, które jednak zakłóciła wojna. W 1941 roku Pietrzakowie przenoszą się do Mełgwi, w rodzinne strony Stanisławy. W tym samym roku zostaje aresztowany ojciec rodziny. Trafia do więzienia na Zamku Lubelskim, potem do obozu na Majdanku, stamtąd zostaje wywieziony do obozu koncentracyjnego w Mauthausen. Po roku do domu Pietrzaków przychodzi list z zawiadomieniem o śmierci Jana.

Po wojnie rodzina Pietrzaków znów przenosi się do Lublina i tu rozpoczyna się przygoda z lataniem.
"... Ja, Zosia i Pela rozpoczęłyśmy naukę w szkole średniej, a najmłodszy brat Bodek chodził do szkoły podstawowej. Najstarsza siostra Nina i brat Edmund, którzy uczyli się na tajnych kompletach, zdali maturę w popołudniówce dla pracujących... Jeszcze jako uczennice zainteresowałyśmy się lotnictwem. Z okazji Święta Lotnictwa wybrałam się z Pelą do Świdnika na pokazy lotnicze" - pisze Irena Kostka.

Tak rozpoczyna się podniebna przygoda Pelagii Pietrzak. Na początek obserwuje starszą siostrę Irenę, która w 1948 roku zapisuje się na kurs spadochronowy. Dwa lata później siedemnastoletnia Pelagia kończy w Nowym Targu kurs spadochronowy i odbywa pierwszy skok, który opisuje tak: "...Skoki z samolotu CSS-13 (kukuruźnik) są o tyle przezabawne, że trzeba wyjść z kabiny na dolne skrzydło, przekręcić się tak, aby stanąć w przeciwnym kierunku do lotu, przejść po skrzydle na sam brzeg i dopiero wtedy... Skoczyłam w zamgloną przepaść i zdziwiłam się, że powietrze jest takie gęste, prawie oleiste. 121, 122, 123! Pociągnęłam za uchwyt. Mocne, brutalne szarpnięcie i znalazłam się sama wśród rozsłonecznionej przestrzeni. Cicho, cichuteńko. Nikogo wokół mnie..."
Rok później odbywa swój pierwszy lot samolotowy. Choć, aby to osiągnąć, musiała przytyć 14 kilogramów. Jak pisała w jednym ze swoich artykułów, nie chciano jej dopuścić do lotów ze względu na zbyt niską wagę, ale pomogły truskawki. "...Jadłam i obżerałam się, i co? Rosłam jeszcze więcej, a nie tyłam. Dopiero w czerwcu, tuż przed samą komisją brakowało mi już tylko 4 kilogramów. Poczekałam aż pojawią się truskawki i zjadłam ich naraz ponad 3 kilogramy. Najpierw jadłam wprost z krzaka, potem z cukrem, następnie ze śmietaną. Tak najedzona stanęłam na wagę. Brakowało i tylko kilograma, ale... zlitowali się i tylko jakoś bardzo podejrzliwie patrzyli na mój brzuszek..."

To nie jedyne problemy, jakie napotkała.

- W tamtym czasie na kobie-ty chcące latać patrzono nieprzychylnie. Chodziło o to, że szkolono przede wszystkim dla wojska. To była wielka sensacja, aby kobieta została pilotem wojskowym - tłumaczy Władysław Bubień, wiceprezes Aeroklubu Lubelskiego.

Młoda Pietrzakówna była jednak nieustępliwa. "...Ileż ja im nadokuczałam! Chyba obrzydziłam im życie... Ustąpili... Po jakichś 15 godzinach lotów z instruktorem nadeszła chwila samodzielnego lotu... Kurs ukończyłam z trzecią lokatą, co było jak na "babę" bardzo wyraźnym sukcesem..."

Po szkoleniu podstawowym wspólnie z siostrą kontynuują loty w Aeroklubie Lubelskim. Tamte czasy wspomina Irena Kostka w swojej książce. "...Często brałyśmy udział w skokach spadochronowych, co wiązało się z różnymi, zwykle zabawny-mi, przygodami. Na uwagę zasługuje skok Peli w 1952 roku. Start do tego skoku odbył się na lotnisku w Radawcu, a lądowanie ze spadochronem na linii telefonicznej przy pobliskiej stacji Motycz. Spowodowało to przerwanie łączności telefonicznej i w efekcie ruchu kolejowego na tym odcinku..."

Z lotniskiem w Radawcu wiążą się też inne wspomnienia.

- Pelę poznałem w 52 roku, kiedy była już pilotką szybowcową. W późniejszych latach przyjeżdżała na zjazdy wychowanków Aeroklubu Lubelskiego. Była bardzo pracowitą, sumienną i ciepłą osobą. Zasadą na lotnisku było to, że dziewczęta zawsze czekały, aż chłopaki wyciągną szybowce i cały sprzęt na start. Wtedy dopiero ustawiały się w kolejce do lotów. Pela była inna, zawsze ciężko z nami pracowała. W tamtym czasie Aeroklub przenosił się ze Świdnika do Radawca. Przeprowadzka przeciągała się, bo hangar był niewykończony. Trzeba było nosić deski, przybijać je na dachu, kłaść papę i wykonywać wiele innych prac. Pela brała w tym czynny udział. Pomimo że później była rekordzistką i zaawansowaną pilotką, nigdy jej woda sodowa do głowy nie uderzyła i traktowała wszystkich jednakowo - opowiada Janusz Stachowicz, prezes Klubu Seniorów Lotnictwa Aeroklubu Lubelskiego.
W 1953 roku Pelagia bierze ślub z pilotem Tadeuszem Majewskim i wyjeżdża do Warszawy. "...Latem 1953 roku rozstałam się z Aeroklubem Lubelskim i za Tadkiem Majewskim poszłam w świat, do Warszawy. Miałam wtedy 40 godzin nalotu na samolotach, 18 na szybowcach, srebrną odznakę i 20 lat. Aeroklub Warszawski oszołomił mnie swoim ogromem i rozmachem. Po przytulnym Aeroklubie Lubelskim czułam się tu zagubiona...".

Zagubienie na szczęście szybko mija i Majewska zalicza pierwsze rekordy szybownicze. Już jako instruktor szybowcowy zdobywa w 1954 roku Złotą Odznakę Szybowcową. To dopiero początek jej sukcesów. Pierwszy rekord szybowcowy ustanowiła 21 maja 1956 roku. Na jednomiejscowej jaskółce osiągnęła długość 353,6 km w przelocie docelowym Lisie Kąty - Lublin. Za dwa dni wykonuje przelot docelowo powrotny po trasie Lisie Kąty - Kobylnica - Lisie Kąty, szybowcem dwumiejscowym bocian, z pasażer-ką Haliną Oleksiewicz. Uzyskując długość 341,9 km, przeskoczyła dotychczasowy rekord świata. Kolejny rekord świata ustanawia już następnego dnia. Tym razem leciała po trasie trójkąta 200 km Lisie Kąty - Zblewo - Przepełkowo - Lisie Kąty, także bocianem z pasażerką Władysławą Adamczyk. W tym przelocie osiągnęła wynik 66,7 km/h. Z trzecim rekordem świata młoda szybowniczka poczekała do 10 sierpnia. Był to przelot docelowy jaskółką z Pinczyna do Tyszowiec o długości 518,58 km.

Kolejne lata przynosiły następne sukcesy. W listopadzie 1957 roku Zarząd Aeroklubu PRL podjął uchwałę ustanawiającą Medal im. Czesława Tańskiego, jako najwyższe w kraju odznaczenie za wybitne osiągnięcia szybowcowe. Pierwszy taki medal za rok 1956 przyzna-no właśnie Pelagii Majewskiej.

Pokonywane rekordy Majewskiej sprawiły, że polską szybowniczkę zaliczano do światowej czołówki. W 1961 roku startowała w VII Szybowcowych Mistrzostwach Polski. W trakcie sportowej rywalizacji dotarła wiadomość, że FAI - Międzynarodowa Federacja Lotnicza - przyznała Pelagii Majewskiej najwyższe szybowcowe odznaczenie na świecie - Medal Lilien-thala. Medal przyznano jej za 9 zatwierdzonych rekordów świata. W ten sposób została drugą w Polsce pilotką po Tadeuszu Górze i drugą kobietą na świecie, po Francuzce Marcele Choisnet Gohard, która otrzymała to cenne wyróżnienie.

"...Pela uważała, że ten medal to nie tylko wyróżnienie dla niej, ale nagroda dla całego polskie-go szybownictwa, dla naszych konstruktorów, nagroda dla Polski. Oświadczyła nawet mężowi, iż jemu należy się część 25%, jej również 25%, a reszta medalu jest dla wszystkich pomagających..." - pisała w książce Irena Kostka.
Swoją koleżankę tak wspominał nieżyjący już Tadeusz Góra: "...Wśród szybowniczek, które znałem, a liczyły się takie naprawdę dobre - Adela Dankowska, Maxi Paszyc, wśród tych wszystkich, to Pela wiodła prym, jeśli chodzi o umiejętności pilotażowe i taktyczne w przelotach szybowcowych... Muszę dodać, że właśnie wyjątkowo Pela była akceptowana przez naszych wszystkich najlepszych szybowników. Pamiętam, jak Edek Makula się o niej wyrażał, że to naprawdę kumpel w powietrzu. Na niej można polegać...".

Pisząc o Majewskiej nie sposób zapomnieć, że to właśnie dzięki niej zapoczątkowano zawody szybowcowe dla kobiet. Pierwsze Krajowe Zawody Szybowcowe Kobiet odbyły się w 1966 roku w Lubinie. Zawodniczki latały muchami i zaliczono wówczas 4 konkurencje. Podczas tych zawodów po raz pierwszy szybowniczki zostały nazwane czarownicami. Od tej pory tradycją szybowniczek stały się towarzyskie spotkania, nazwane Sabatami Czarownic. Pierwszy sabat odbył się tego samego roku na Żarze.

W szybowniczym życiu Majewskiej, już od najmłodszych lat, czynnie brał udział jej syn Sławomir.
- Byłem za mały, żeby zapamiętać pierwszy lot samolotem. Ale tych dni, spędzonych na lotnisku, nie żałowałem. Zawsze coś się działo, z reguły było tam znajome towarzystwo. W Lisich Kątach magicznym miejscem był pachnący klejami i lakiera-mi warsztat pana Mikołaja, a w krzakach leżały szczątki ABC-aka, które Zbyszek, syn cioci Ireny, postanowił reanimować. Okoliczne wzgórza pełne były dzikich truskawek. Zbieraliśmy je i odsprzedawaliśmy rodzicom, gromadząc w ten sposób pieniądze na rakietki do ping-ponga - opowiada Sławomir Majewski.

Życie szybowniczki wypełniały nie tylko kolejne zawody. W 1974 roku zaczęła pracę w Zakładzie Usług Agrolotniczych WSK-Okęcie. Pilotowała tam samoloty przystosowane do opylania pół i lasów oraz gaszenia pożarów. Ten czas i loty barwnie później opisuje we wspomnieniach. "...Niebo przestało być nudne, pojawiły się nieskazitelne, pojedyncze cumulusy, ale za nisko jak na moje upodobania. Chmurek przybywało, po kilkunastu minutach mieliśmy pod sobą pokrycie 6/8. Tymczasem za sobą już pełne..."

12 lipca 1988 roku Pelagia Majewska odbywa swój ostatni lot. W ramach kolejnego kontraktu siedmiu pilotów miało przetransportować drogą powietrzną samoloty pożarnicze dromader z Polski do Portugalii.
"...W ostatniej chwili okazało się, że jeden z pilotów nie ma aktualnej licencji. W jego miejsce poleciała Pela. Na 12 lipca przypadło pokonanie ostatniego etapu z Lizbony do pobliskiego Setubal. Tuż po starcie pilotowany przez Pelę samolot runął na ziemię i mimo sprawnej akcji ratunkowej, nie udało się jej uratować..." - pisze Irena Kostka.
- Mama mówiła kiedyś, że człowiek umiera, gdy Bóg ocenił, że spełnił już swoją rolę na ziemi. Może w Lizbonie przyszedł ten czas, a może nieoceniony anioł stróż miał chwilę słabości - mówi Sławomir Majewski.
W 1989 roku, podczas 82. Konferencji Generalnej Międzynarodowej Federacji Lotniczej FAI zatwierdzono ustanowienie medalu im. Pelagii Majewskiej. Zasady przyznawania medalu włączono do regulaminów medali i dyplomów FAI.

W tekście zostały wykorzystane wspomnienia z książki Ireny Kostki pt. "Szybowniczka świata".

Zapraszamy na uroczystości

Wspólnie z dyrekcją III LO im. Unii Lubelskiej oraz Klubem Seniorów Lotnictwa Aeroklubu Lubelskiego zapraszamy Państwa piątkową uroczystość odsłonięcia tablicy upamiętniającej Pelagię Majewską.

Godz. 13.20 - odsłonięcie tablicy. Ulica Staszica 2.
Godz. 13.50 - otwarcie wystawy poświęconej szybowniczce. III Liceum Ogólnokształcące im. Unii Lubelskiej, plac Wolności 4. Tam uczyła się Pelagia Majewska.


Nasze serwisy:
Serwis gospodarczy - Wybierz Lublin
Serwis turystyczny - Perły i Perełki Lubelszczyzny
Serwis dla fanów spottingu i lotnictwa - Samoloty nad Lubelszczyzną
Miasto widziane z samolotu - Lublin z lotu ptaka
Nasze filmy - Puls Polski


Codziennie rano najświeższe informacje z Lublina i okolic na Twoją skrzynkę mailową.
Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski