18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Arkady Radosław Fiedler: Koniec świata? Nie bójcie się przepowiedni Majów

Karolina Koziolek
Arkady Radosław Fiedler mieszkał wśród Majów (którzy na 21 grudnia obwieścili koniec świata) i poznawał ich zwyczaje
Arkady Radosław Fiedler mieszkał wśród Majów (którzy na 21 grudnia obwieścili koniec świata) i poznawał ich zwyczaje Fot. Archiwum
Z Arkadym Radosławem Fiedlerem o jego podróży do Meksyku, gdzie mieszkał wśród Majów (którzy na 21 grudnia obwieścili koniec świata) i poznawał ich zwyczaje, rozmawia Karolina Koziolek

Kilka lat temu mieszkał Pan wiele tygodni w wiosce Majów. I potwierdziło się to, co wiadomo od dawna, że współcześni Majowie niewiele mają wspólnego z dawną wielką cywilizacją, a swojej suwerenności bronią, zakazując fotografowania.

Arkady Radosław Fiedler: - Majowie żyjący w Chamuli, miejscowości oddalonej ok 10 km od San Cristobal de las Casas [miasto położone w centralnej części stanu Chiapas, jedno z najpiękniejszych miast Meksyku - przyp. red], przywykli już, że turyści do nich wpadają i wypadają. Tam nikt nie nocuje, bo nie ma żadnego hotelu. I na początku trochę się zdziwili, kiedy przyjechał biały człowiek i powiedział, że chce u nich zamieszkać. Ostatecznie znalazło się dla mnie miejsce w budynku magistratu. Wszystko oczywiście załatwiałem na miejscu, bo internetu nie znają. Wyjaśniłem, że jestem z dalekiego kraju i że chciałbym poznać ich życie i zwyczaje - muszę przyznać, że tym moim zainteresowaniem ich ująłem, bo dotąd nikt się nimi nie interesował.

ZOBACZ TEŻ:
MUZEUM FIEDLERA W PUSZCZYKOWIE

Ale ta przychylność Indian pojawiła się już po tym, jak ucichła awantura o robienie zdjęć. Dlaczego Majowie tak się ich boją?

Arkady Radosław Fiedler: - To nie lęk, to znak czasów. Majowie przez stulecia byli tłamszeni, najpierw konkwista, potem kolonizacja. A trzeba pamiętać, że był to bardzo dumny naród, który potem zaznał wielkiego poniżenia. Dziś są wolnymi ludźmi i w ten sposób podkreślają swoją niezależność. Nawet kiedy prezydent Meksyku do nich przyjeżdżał, musiał przestrzegać obowiązujących u nich zasad zachowania. To przejaw niezwykle silnej potrzeby pokazania swojej suwerenności.

Jak to się stało, że cywilizacja, która stworzyła własne pismo, kalendarz, system mierniczy, upadła do rangi społeczeństwa wiejskiego, które teraz zajmuje się tkactwem i garncarstwem?

Arkady Radosław Fiedler: - Rozpłynięciu się tej kwitnącej cywilizacji winna była prawdopodobnie zmiana klimatu. Ponoć ok. X w. regiony te nękały ogromne, wieloletnie susze, a przecież była to cywilizacja, która swą wielkość stworzyła na rolnictwie. Np. kukurydza stanowiła podstawę ich bytu i kiedy jej zabrakło, pola uprawne zaczęły się kurczyć, ludzie popadać w nędzę… Mel Gibson dobrze pokazał to w filmie "Apocalipto". Widać w nim kapłanów, którzy żywcem wyrywają jeńcom serca. W taki sposób starali się przebłagać bogów. Zwłaszcza jednego z najważniejszych - Czaka, czyli boga deszczu. A tego brakowało, więc Majowie chcieli go udobruchać krwawymi ofiarami. Także to zjawisko zaczęło od wewnątrz osłabiać społeczeństwo, zaczęło się ono rozprzęgać.

Czy współcześni Majowie zachowali jakieś ślady wielkości sprzed wieków?

Arkady Radosław Fiedler: - Dopiero od kilkudziesięciu lat Majowie zaczynają się podnosić i dociera do nich, że są potomkami wielkiej cywilizacji, zaczynają na powrót być z tego dumni. Głównie dlatego, że zmienia się podejście innych. Podam konkretny przykład. W szkole podstawowej w Chamuli jeszcze do niedawna nauczycielami byli Metysi, którzy traktowali tę pracę jak pańszczyznę. Owszem, mieszkali wspólnie z Majami, przyjmowali prezenty, ale nie przykładali się do pracy. Wręcz świadomie nie pokazywali wielkości Majów z przeszłości, nie uczyli historii, w ich przekazach konkwistadorzy byli bohaterami. Dopiero, kiedy Majowie zostawali nauczycielami, oni sami kształtowali nową świadomość o swojej nacji.

Współcześni Majowie to już ludzie światli, wykształceni, którzy wiedzą, co jest dobre dla tej społeczności?

Arkady Radosław Fiedler: - To jeden biegun, ale mniejszościowy. Ale jest jeszcze drugi. Większość tego społeczeństwa żyje przesiąknięta przesądami. Jednym z nich jest przeświadczenie, że dzieci do ok. 2 lat nie są w pełni ludźmi i jeśli coś im się nie spodoba na ziemi, wrócą do nieba. Jeśli matka je zaniedba, nie będzie wciąż tulić i pieścić, dziecko odejdzie. W rezultacie matki stają się niewolnicami swoich dzieci. Cały czas je trzymają przy sobie, nawet podczas intymnych momentów. Robią wszystko, żeby dzieci udobruchać. Wyglądają one świetnie, ale proszę pomyśleć, jakie to jest obciążające dla tych kobiet.

U Majów rzeczywistość miesza się wciąż ze światem przesądów i duchów.

Arkady Radosław Fiedler: - Przejawia się to w wielkiej aktywności czarowników i szamanów. Z jednym z tych ostatnich byłem nawet zaprzyjaźniony, nazywał się Salvador Lunez, zresztą najlepszy w okolicy. Potwierdzało to wielkie zdjęcie, które wisiało u niego w salonie. Widać było na nim jak stoi objęty z uśmiechniętym Georgem W. Bushem.

Prezydentem Bushem?!

Arkady Radosław Fiedler: - Okazało się, że w latach 90. Bush zachorował. Była to dziwna i tajemnicza choroba, o której świat nie miał prawa się dowiedzieć. Lekarze nie mogli dojść, co mu dolega, podejrzewano nowotwór, ale nic nie udało się potwierdzić. Wówczas Biały Dom dowiedział się o szamanie z Chamuli, właśnie o moim przyjacielu i zwrócił się do niego po pomoc. Salvador Lunez zgodził się pomóc i pojechał do Waszyngtonu, gdzie przez kilka tygodni leczył prezydenta. Wyglądało to podobno w ten sposób, że dwaj mężczyźni spotykali się na przygotowanej wcześniej w ogrodzie platformie podniesionej metr nad ziemią. Bush klękał, a szaman odprawiał nad nim swoje praktyki. Dotykał go m.in. gałązką rudy i recytował przy tym stare prekolumbijskie zaklęcia.

I Bush wyzdrowiał?

Arkady Radosław Fiedler: - Tak, a w prezencie Salvador dostał od Busha piękne, wielkie radio. Słuchaliśmy go wspólnie, bo szaman był z niego bardzo dumny.

Szamani działają otwarcie, a czarownicy?

Arkady Radosław Fiedler: Czarownicy w ukryciu. Majowie wierzą, że kiedy czarownik się na kogoś uweźmie i będzie stosował złe czary, człowiek zaczynie chorować, a może nawet umrzeć. Znam takie przypadki, gdy ktoś nagle się kładł, pozostawał bez sił. Fizycznie nie był chory, ale uwierzył, że jakiś czarownik zagiął na nim parol.

Wtedy po pomoc Majowie udają się do szamanów?

Arkady Radosław Fiedler: - To zazwyczaj przyzwoici ludzie, którzy z definicji mają bronić przed czarami. W okolicy, w której mieszkałem, było ich około stu. To ludzie, którzy mają także zdolności lecznicze, powiedzielibyśmy bioenergoterapeutyczne. W języku Majów to tzw. ilol, czy ten, który widzi. Gdyby taki ilol usiadł przed panią, zobaczyłby wokół pani świetlistą aurę. Każdy z nas emanuje taką aurą, ale jej nie widzimy. Jest ona różnokolorowa i szaman widzi, kiedy i gdzie jeden z kolorów dominuje nad innymi. Oznacza to wówczas, że dzieje się z człowiekiem coś złego.

Dał się Pan "przebadać" w ten sposób swojemu przyjacielowi szamanowi?

Arkady Radosław Fiedler: - Tak i byłem zaskoczony, ponieważ powiedział mi od razu, że coś mam nie tak z kolanem. I rzeczywiście parę lat temu miałem poważną kontuzję. Okazało się, że w tym miejscu moja aura jest zakłócona. Nie mógł tego wiedzieć, ponieważ nie utykam i nie mówiłem mu wcześniej o tym.

Kiedy jeszcze Maj idzie do szamana?

Arkady Radosław Fiedler: - Kiedy zgubi duszę. Majowie wierzą, że każda istota zarówno ze świata ożywionego jak i nieożywionego ma duszę, czyli tzw. chulel. Ma go kamień i człowiek, z tym, że u ludzi jest on o wiele bardziej wrażliwy i można zgubić swój chulel. Człowiek, który się czegoś nagle przestraszy, potknie się i przewróci, traci duszę i od tego momentu zaczyna chorować. Jednym z zadań szamana jest odnalezienie duszy. Szaman musi wiedzieć, w którym miejscu Indianin zgubił chulel, tam odprawia prekolumbijskie modły, śpiewa. Najczęściej kończy się to znalezieniem chulelu.

A co jeśli nie znajdzie duszy?

Arkady Radosław Fiedler: - Wtedy zaczyna się dramat nie tylko dla Indianina ze zgubioną duszą. Dramat zaczyna się także dla szamana. Jeśli nie znajdzie chulelu, wieś go potępi. Jednak nikt go nie lży, nie wyszydza, nie bije, po prostu taki szaman dostaje talerz z rosołem. To najstraszliwsza kara. Paradoks polega jednak na tym, że dobry szaman, który spełni swój obowiązek, dostaje dokładnie to samo.

Dlaczego?

Arkady Radosław Fiedler: - Mieszkańcy wioski pokazują szamanowi, któremu się nie udało, że "ty tylko byś żarł", "tylko chcesz jeść, ale poza tym nic nie potrafisz". To dla niego coś gorszego nawet niż policzek niż zwykła obraza.

Tak czy owak rosół z kury to niewielka zapłata za odnalezienie duszy.

Arkady Radosław Fiedler: - Bo to ludzie bardzo biedni, żyją głównie z rolnictwa, z uprawy kukurydzy. Zazwyczaj im zresztą nie wystarcza zapasów. Dlatego część z mężczyzn schodzi do nizin w stanie Chiapas pracować na farmach, gdzie uprawia się banany czy kakao. Bardzo wtedy cierpią, bo pochodzą z wyżyn, gdzie panuje przyjazny klimat. Na nizinach jest parno i mnóstwo robactwa.

Życie współczesnych Majów do łatwych nie należy.

Arkady Radosław Fiedler: - Ale jest ciekawe. Majowie żyją w społeczeństwie bardzo hermetycznym. Ich wioski są jak twierdze, mimo że nie otacza ich betonowy, ale jest silnie wyczuwalny mur mentalny. Ciągle są nieufni wobec świata zewnętrznego. Dlatego nie znajdziemy wśród nich np. małżeństw mieszanych.

Wobec takiego zamknięcia tym bardziej dziwi fakt, że Majowie w Chamuli tak serdecznie Pana przyjęli. Czy poza incydentem z aparatem fotograficznym były jeszcze jakieś?
Arkady Radosław Fiedler: - Po pewnym czasie od mojego przyjazdu znowu zostałem zawołany przez starszyznę. Przeraziłem się i próbowałem dojść do tego, czym znowu zawiniłem. Aparatu przecież nie wyciągałem. Okazało się, że starszyźnie nie podobało się, że sam kupuję sobie jedzenie, a co gorsza, sam przyrządzam posiłki. Pouczyli mnie, że to jest niedopuszczalne i ludzie nie będą mnie szanować. Mężczyzna nie może gotować, od tego jest kobieta.

Musiał Pan wydać trochę pieniędzy na kucharkę.
Arkady Radosław Fiedler: - Nie, na szczęście nie musiałem. Jeden z rady starszych zaproponował mi, że od tej pory na wszystkie posiłki będę przychodził do jego domu, jego żona będzie gotowała także dla mnie. I tak poznałem Marię i Francisco Meza.

Ooo, to się Panu udało.

Arkady Radosław Fiedler: - Niby tak, ale... Majowie jedzą bardzo wcześnie śniadania. Do domu Mezów musiałem przychodzić, gdy było jeszcze ciemno, czyli ok. 6 rano. Ostatni posiłek też jedliśmy bardzo wcześnie, bo Majowie wcześnie kładą się spać. O godz. 19. w Chamuli panowały już egipskie ciemności.

Wygląda na to, że u Majów wciąż panuje typowy patriarchat.
Arkady Radosław Fiedler: - Nie do końca tak jest. Nieopodal Chamuli, w Amatenango rządziły kobiety, które zajęły się wypalaniem mis i garnków z gliny. Ich wyroby miały takie powodzenie, że kobiety błyskawicznie się wzbogaciły, a mężczyźni zaczęli pracować na ich rzecz. Kobiety Majów nie spieszą się z wychodzeniem za mąż. Mają tam zdecydowanie wyższą pozycję niż mężczyźni, niepodzielnie rządzą tą miejscowością.

Rozmawiała Karolina Koziolek

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij i zarejestruj się: www.gloswielkopolski.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Arkady Radosław Fiedler: Koniec świata? Nie bójcie się przepowiedni Majów - Głos Wielkopolski

Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski