Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ocaleni od zapomnienia na czarno-białej kliszy

Agnieszka Kasperska
Firma Henryk  Nidecki, Warszawa, ul. Nowogrodzka."Czy pan spadł z nieba? Co się w tym kraju dzieje"
Firma Henryk Nidecki, Warszawa, ul. Nowogrodzka."Czy pan spadł z nieba? Co się w tym kraju dzieje" Krzysztof Witaszek
Nastrojowe fotogramy przedstawiające nieistniejące już zakłady szewskie i krawieckie. Nieco "ziarnisty" dowód świata, który nie istnieje od zaledwie kilku lat, a który wielu z nas już zapomniało. Wszystko to udało się uchwycić Krzysztofowi Witaszkowi.

Ulica Solna 6. Dziś pusta piwnica. W 2001 roku pracownia futer. Uśmiechnięta pani kuśnierz opowiada: "Remontu wolę nie robić, bo właściciel jest taki, że gdyby wyładniało, to by zaraz czynsz podwyższył. (...) Gdybym tego dziergania nie lubiła, to bym go nie robiła" - tak zaczyna się nostalgiczna i niezwykle nastrojowa wystawa fotografii Krzysztofa Witaszka.

Wszystkie zdjęcia wykonano 12 lat temu w Lublinie i Warszawie. Fotogramy złożyły się na pracę dyplomową ich autora, wówczas jeszcze studenta Wydziału Artystycznego UMCS. Oceniona bardzo dobrze prezentacja, wzrusza do dziś. Może teraz nawet w sposób szczególny, bo większości zaklętych na czarno-białej fotografii miejsc już dziś nie ma. Odeszło też wielu spośród "zaklętych" na nich rzemieślników.

- Zanim powstały zdjęcia, przez parę tygodni chodziłem ulicami rodzinnej Warszawy i Lublina, w którym studiowałem - opowiada Krzysztof Witaszek. - Nie wiedziałem, co dokładnie chcę robić. Z czego przygotować dyplom. Wiedziałem tylko, że chcę poświęcić się fotografii. Nie miałem na nią jednak żadnego pomysłu.

Podczas jednego z takich wieczornych spacerów Witaszek doszedł na ulicę Orlą. Szedł potem Solną i Narutowicza. Wypatrywał starych zakładów rzemieślniczych. Na początku zafascynowały go one - jakbyśmy powiedzieli to dziś: swoimi oldskulowymi witrynami. Potem zaczął myśleć co jest w środku.

- Musiałem się przełamać: wejść do środka i powiedzieć, że chcę uwiecznić miejsce pracy człowieka. Nie zawsze otrzymywałem zgodę na zrobienie zdjęć. Zwykle jednak witano mnie uśmiechem i długą historią miejsca, człowieka i jego życia. Chyba to było wtedy najbardziej przejmujące - przyznaje Witaszek.

Fotograf skrupulatnie spisywał potem wypowiedzi rzemieślników. Dla niego było to jak eksploracja obcego świata. Inni wyjeżdżają na drugi koniec planety, by poznać plemiona zamieszkujące najbardziej niedostępne zakątki dżungli, on swoją nieodkrytą jeszcze enklawę znalazł po drugiej stronie sklepowej witryny. Skupił się na rozmowach z ludźmi, którzy żyją tuż obok, a jednocześnie ich życie jest zupełnie czymś nowym, nieznanym, odkrywczym. Dziś zebrane wtedy wypowiedzi tworzą dodatkowy, niepowtarzalny klimat. To świadectwo ludzi, z których niektórzy już odeszli. Świadectwo ich życia.

Tapicer czekający w zakładzie przy ulicy Chopina wolał nie poruszać tematu alergii. "Wie pan, kanapa działa jak odkurzacz... Ludzie przynoszą mi tu brudy sprzed stu lat" - przyznał tylko. Przy tej samej ulicy przyjmował krawiec, dla którego najważniejsze było to, by móc pracować w cieple. "W tej piwnicy jest o tyle dobrze, że nie ma kaloryferów, a jest ciepło" - zachwycał się. Joanna Polaczek, fryzjerka damska, przyjmująca przy ulicy Konopnickiej narzekała zimą: "Kobiety to robią sobie fryzury latem, a teraz to jest zastój".

- Wtedy o tym nie wiedziałem, ale udało mi się uchwycić moment przełomowy. Ci ludzie mieli świadomość, że bezpowrotnie kończy się jakaś epoka. Zauważali, że mają coraz mniej klientów i nie mają czeladników. Wiedzieli, że zaraz staną się zbędni i będą musieli zamykać swoje zakłady. Narzekali na zbyt wysokie podatki. Na to, że teraz wszyscy chcą wejść do sklepu i po kilku sekundach wyjść z niego z zakupami. Nie chcą czekać na wykonanie przedmiotów na zamówienie i na miarę. Bardzo bolała ich także zła jakość oferowanych dziś produktów - opowiada Witaszek. - Wiedzieli więc, że rzemieślnictwo umiera, jednocześnie jednak żal im się było z nim żegnać. Oznaczało to przecież pożegnanie z dotychczasowym życiem.

Dlaczego? Bo praca nie była dla nich tylko pracą. Była ich życiem i pasją. Świadczyły o tym także ich zakłady oraz ich wyposażenie. W tych miejscach czas płynął znacznie wolniej niż w dzisiejszych biurach, czy zautomatyzowanych fabrykach. Stanowiska pracy przesycone były indywidualnymi emocjami i charakterem ich właścicieli i pracowników. Były małym domem. Miejscem, do którego chciało się wracać.

- Podczas wizyt starałem się fotografować jakiś detal, element wystroju. Coś, co wydawało mi się w zakładach najważniejsze. Czasami był to jakiś osobisty drobiazg, zostawiony na stole. Czasami jakieś narzędzie, którego zastosowanie zwykłemu śmiertelnikowi było obce. Czasami zaś dyplomy pieczołowicie rozwieszone na ścianach - mówi fotograf. - To, co najbardziej mnie uderzyło w tych miejscach to szczególna organizacja przestrzeni: narzędzia, ozdoby i dyplomy, ułożone w niepowtarzalny sposób. Ślad wielu lat pracy konkretnego człowieka, odbicie i przedłużenie jego osoby.

Dziś zdjęcia stanowią dowód istnienia zaginionego świata. Wszystkie zakłady rzemieślnicze, sfotografowane w Lublinie, przestały istnieć. Czynnych zawodowo jest jeszcze kilka osób z Warszawy, ale to też dowód innego podejścia do ich pracy w stolicy. Zamawianie przedmiotów u rękodzielników, których kiedyś nazywano artisans, a więc osób stanowiących łącznik między dziełami sztuki, a tworami praktycznymi, jest po prostu modne.

- Cieszę się, że większość sfotografowanych osób, zwłaszcza tych, które już nie żyją, zdążyła zobaczyć swoje zdjęcia. Część była na wystawach. Podobało im się to, co zrobiłem. To dla mnie największy komplement - dodaje Witaszek.

"Rzemieślnicy" Witaszka

Wystawę zdjęć Krzysztofa Witaszka "Rzemieślnicy" można oglądać do 9 stycznia.
Prace prezentowane są w lubelskim Klubie Osiedlowym "Przyjaźń" przy ul. Przyjaźni 13, od poniedziałku do piątku w godz. 14 - 19.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Ocaleni od zapomnienia na czarno-białej kliszy - Kurier Lubelski

Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski