Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marian Makarski, projektant kościoła na Poczekajce: Trzeba łączyć potrzeby ludzi i ładny wygląd

Sylwia Hejno
Marian Makarski: Szukałem formy, która wznosiłaby się ku niebu i była jednocześnie funkcjonalna
Marian Makarski: Szukałem formy, która wznosiłaby się ku niebu i była jednocześnie funkcjonalna Małgorzata Genca
Rozmawiamy z Marianem Makarskim - architektem, który zaprojektował kościół na Poczekajce, zwycięzcą naszego plebiscytu na najpiękniejszą świątynię w Lublinie.

Były lata 70., w Lublinie ruszała budowa pierwszego powojennego kościoła, właśnie na Poczekajce. Jak Pan wspomina tamte czasy?
Było trudno, jak wiadomo władza nie chciała słyszeć o stawianiu kościołów. Pozwolenie, które uzyskali ojcowie kapucyni dotyczyło nie budowy, ale rozbudowy istniejącej kaplicy. Pamiętam, jak urzędnik skrupulatnie oglądał mój projekt, sprawdzał czy to na pewno rozbudowa... Ostatecznie się zgodził. Dostałem wolną rękę, ale potem były kolejne problemy, tym razem z materiałami. Razem z ojcem Tytusem Plutą, ówczesnym proboszczem, musieliśmy sobie jakoś radzić. Kierownikiem budowy był inżynier Mieczysław Kukowski.

Na czym chciał się Pan skupić projektując ten kościół? Bardziej na funkcjonalności, czy na formie?
Trudno mi powiedzieć, co mnie zainspirowało, każdy architekt "myśli" architekturą, tym, co zobaczył i przeczytał. Projekt jest często wypadkową tej wiedzy. Ja wychowałem się na szkole Le Corbusiera, na modzie na funkcjonalizm. Chciałem też uzyskać formę, która w jakiś sposób wznosiłaby się ku niebu, ale ona musiała być podporządkowana innym czynnikom. Właśnie funkcji, co jest szczególnie istotnie w przypadku kościoła, bo pewne elementy są obowiązkowe, a następnie wymogom konstrukcji. W przypadku pewnych obiektów to funkcja decyduje o przyjętej formie. Ojcowie kapucyni w ogóle nie ingerowali w mój pomysł.

Niektórzy przezywają kościół na Poczekajce "skocznią narciarską" ze względu na spadzisty dach.
Sądzę, że łuki na dachu nie mają ze skocznią wiele wspólnego. Kształt bryły wynika z tego, o czym wcześniej mówiłem.

Czy podobne założenia przyjął Pan przy projektowaniu muszli koncertowej w Ogrodzie Saskim?
W zasadzie tak. Musiałem pomyśleć o porządnym zadaszeniu nad sceną i wokół niej, co by uniezależniło występy odwarunków atmosferycznych, a jednocześnie o przestrzeni otwartej dla widzów. Cała forma muszli koncertowej wynika z różnych funkcji, tego, że gdzieś musi być zaplecze, garderoby czy łazienki. Zależało mi szczególnie na tarasie widokowym, gdzie mogłaby się znaleźć kawiarnia.

Czy jest Pan zadowolony ze swoich projektów?
W pracy architekta jest tak, że jeśli ze wszystkich założeń dziesięć procent da się wcielić w życie, to jest już dobrze. Żeby tworzyć dobrą architekturę trzeba łączyć różne elementy, potrzeby ludzi i ładny wygląd i zawsze starałem się mieć to wszystko na uwadze.

Rozmawiała: Sylwia Hejno

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij i zarejestruj się: www.kurierlubelski.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski