Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rok 2008 - było dobrze, a nawet znakomicie!

Artur Borkowski, Teresa Dras, Paweł Franczak
Sztuka Pawła Huellego "Sarmacja" w reżyserii Krzysztofa Babickiego stała się hitem sezonu w Teatrze Osterwy.
Sztuka Pawła Huellego "Sarmacja" w reżyserii Krzysztofa Babickiego stała się hitem sezonu w Teatrze Osterwy. Jacek Babicz/Polska Kurier Lubelski
Chociaż zgodnie oceniliśmy, że w 2008 roku dobrze się działo w lubelskiej kulturze, to jednak sami siebie zaskoczyliśmy miażdżącą przewagą plusów nad minusami. Dziwne to, ale prawdziwe.

Planowaliśmy zrobić zestawienie po bożemu, czyli wybrać 10 zdarzeń najbardziej wartościowych i 10 gniotów, ale do tej drugiej kategorii po prostu nie znaleźliśmy wystarczającej liczby kandydatów. Więc do licha z symetrią. Cieszmy się z dobrej kondycji lubelskiej kultury, bo drugi taki dziwny rok może się szybko nie powtórzyć.

Plusy


Inne Brzmienia

Nieważne, że Morcheeba - główna gwiazda festiwalu zagrała trochę poniżej oczekiwań. Nieważne, że na Starym Mieście, gdzie organizowane były imprezy, pojawiło się kilka tysięcy słuchaczy, zamiast oczekiwanych kilkudziesięciu. Ważne, że Inne Brzmienia były pierwszym lubelskim festiwalem robionym z takim impetem, z taką promocją i za takie pieniądze (organizacja kosztowała ok. 2 mln zł). Ważne, że nareszcie Lublin się doczekał koncertów światowej klasy wykonawców, co do tej pory wydawało się niemożliwe. Ważne, że przez te kilka dni mogliśmy poczuć się jak obywatele przyzwoitego europejskiego miasta, z własnym przyzwoitym festiwalem muzycznym, bo do tej pory czuliśmy się muzycznym zaściankiem, z którego trzeba wyjechać, żeby posłuchać dobrej muzyki. A tej było sporo. Co ciekawe, najlepiej na festiwalu zaprezentowali się muzycy z obrzeży głównego nurtu. Bardzo dobrze zagrali klezmerski Kroke, Voo Voo i towarzyszący im Haydamaky z Ukrainy.

Dhoad i Fanfara Zimbrul

Dobrych, a nawet świetnych koncertów w 2008 r. w Lublinie nie brakowało. Ale te zasługują na wyróżnienie z dwóch powodów. Po pierwsze, były doskonałe muzycznie. Na Fanfara Zimbrul - cygańskiej kapeli weselno-pogrzebowej - widzowie Filharmonii bawili się "w węża". Tak, tego "węża", którego znamy raczej z wesel i imprez urodzinowych pięciolatków. Na Dhoad - Cyganach z Indii, widownia wyśpiewywała skomplikowane wersy utworów w języku urdu. Tak, zazwyczaj mrukliwi i nieśmiali lublinianie chóralnie śpiewali hinduskie piosenki a cappella, i to z własnej nieprzymuszonej woli! Świat się kończy... Ale ważniejszy powód to ten, że obydwa zespoły są znakiem, iż w Lublinie jest możliwe (choć niełatwe) pokazywanie bardzo egzotycznych kultur. I to z sukcesem! Nareszcie przyjęliśmy do wiadomości, że istnieją gatunki inne niż pop i rock, że metrum może być nie "na cztery" i że są na tym świecie wybitni artyści, którzy wcale nie pochodzą z USA. Trochę czasu wychowanym na Bajmie lublinianom to zajęło, ale "lepiej późno niż później".

La Traviata

Napoleon Bonaparte mawiał: "Wielkość sukcesu mierz ilością wrogów!" Jeśliby podążyć za radą wodza, to wystawienie "La Traviaty" Giuseppe Verdiego przez Teatr Muzyczny było jednym z największych sukcesów w historii tego miasta. Zanim doszło do premiery, pomysł był najpierw wyśmiewany, później wyszydzany, następnie opluwany, a potem znów wyśmiewany i tak "w koło Macieju". Całe szczęście, że wspomnianym wrogom po pierwszym w historii Lublina przedstawieniu operowym nie było do śmiechu, a i opluwać nie było czego. Opera Verdiego nie dość, że nagłośniona jak żadne inne zeszłoroczne wydarzenie w Lublinie, nie dość, że przygotowana z przynależnym operze rozmachem, to przyjęto ją zaskakująco dobrze. Wbrew zapowiedziom zelotów hala "Globus" pękała w szwach, recenzje były pozytywne, sponsorzy nie żądali zwrotu pieniędzy, a tenor nie udusił się na scenie. Najbardziej w pamięć zapadli odtwórczyni roli Violetty Valery - Joanna Woś i grający Alfreda Germont Tomasz Janczak. Ta pierwsza za wyśmienitą formę wokalną. Ten drugi, niestety, wprost przeciwnie. I to jedyna łyżka dziegciu w tej beczce miodu.

Konfrontacje Teatralne

XIII Międzynarodowy Festiwal Filmowy Konfrontacje Teatralne należał do najbardziej udanych w historii imprezy. Interesujących spektakli było więcej niż byle jakich, co powinno być normą, ale nie jest. Na ogół z masowych wydarzeń trzeba wyławiać perły, a w tym wypadku to perły występowały masowo. Temat festiwalu - "Żyd w teatrze" okazał się najlepszym selekcjonerem, bo trzeba mieć trochę oleju w głowie, by wziąć na warsztat tego rodzaju problematykę. Co ciekawe, Żydzi mają większy dystans do tragicznej historii własnego narodu niż inne nacje. Pokazał to jeden z izraelskich teatrów, który zabawiał publiczność komedią o holocauście, z dodatkowym pieprzykiem w postaci niebanalnej pary bohaterów: starego, ortodoksyjnego Żyda i młodego niemieckiego homoseksualisty. Zamkniętych w obozie zagłady. Polacy używali raczej patetycznej tonacji z kompleksem Jedwabnego w tle. Było się nad czym zastanawiać.

Sarmacja

Pierwszy od lat lubelski spektakl, o którym mówiły i pisały ogólnopolskie media. Obejrzał go nawet i bardzo chwalił premier Donald Tusk. W uzyskaniu rozgłosu bardzo pomogło nazwisko autora sztuki Pawła Huellego, który napisał "Sarmację" specjalnie dla Teatru Osterwy. Wolno przypuszczać, że dla kiepskiego teatru jeden z najwybitniejszych polskich pisarzy nawet nie kiwnąłby palcem, nie mówiąc o częstych podróżach z Gdańska do Lublina. Tak więc prapremiera "Sarmacji" potwierdziła dobrą passę lubelskiej sceny pod kierownictwem artystycznym Krzysztofa Babickiego.

Ugoda w sprawie Kozłówki

Przynajmniej w jednej rzeczy Lubelszczyzna może być wzorem dla całego kraju, a nawet Europy. Załatwiliśmy polubownie spór między Muzeum Zamoyskich w Kozłówce a spadkobiercami rodziny Zamoyskich. Muzeum pozostało własnością państwa, a potomkowie byłych właścicieli zrzekli się wszelkich praw do pałacu, ziemi i kosztowności. W zamian otrzymali rekompensatę w wysokości 17 milionów złotych. Sprawa jest precedensowa. Procesów o zwrot majątku toczy się w Polsce tysiące, a tylko jeden doszedł do finału satysfakcjonującego obie strony.

Noc Kultury

Widowisko poruszające wszystko i wszystkich. Mimo trwającego całą noc jazgotu, wynikającego z mieszania się wszelakiej muzyki, nikt nie protestuje. I to jest największe osiągnięcie cywilizacyjne naszego miasta.

Izba drukarstwa

Ośrodek Brama Grodzka - Teatr NN przywrócił do życia nieczynną od lat Izbę Drukarstwa przy ul. Żmigród 1. Przed wojną działała tu drukarnia "Popularna", z której pochodzi większość eksponatów, w tym "bostonka", maszyna typograficzna z 1903 r. Izba pełni także rolę muzeum historii lubelskiej książki. To kolejny kawałek starego Lublina ocalony od zapomnienia przez Teatr NN. To także jedyne miejsce w Lublinie, gdzie znalazł schronienie stary, dobry Guttenberg. Czy komputerowym dzieciakom to nazwisko jeszcze coś mówi?


Zaduszki jazzowe

Jazz w Lublinie - to brzmi dumnie. Już samo stworzenie kolejnego (obok hadesowego) festiwalu z muzyką synkopowaną w roli głównej to pomysł zacny, a wejście nań bez żadnych opłat było pomysłem wręcz genialnym. Dzięki temu stateczne krużganki dominikańskie przeżyły prawdziwy najazd miłośników improwizacji, a miłośnicy improwizacji przeżyli prawdziwie ekstremalny koncert: ilość słuchaczy na metr kwadratowy przekroczyła bowiem dopuszczalne normy Unii Europejskiej. Nic to jednak, w końcu jazz to niekoniecznie muzyka luksusowych sal koncertowych grana dla garstki smutnych panów pod krawatami.

Póki co na awangardę światowego czy polskiego jazzu nie ma co jeszcze na Zaduszkach Jazzowych liczyć, ale organizatorzy zapowiadają, że kolejne edycje imprezy będą coraz odważniejsze. Na razie w roli gwiazdy mogliśmy oglądać na scenie kanoniczną postać polskiej szkoły jazzowej: Jana Ptaszyna Wróblewskiego. Była to raczej lekcja historii niż niezapomniane muzyczne doznanie, ale lekcja bardzo cenna. Oprócz niego mieliśmy możliwość lepiej poznać lubelski narybek jazzowy: zespoły Dwootho, czy kwintet Ani Michałowskiej.

Towot squat

Ten plus należy się raczej za pomysł i odwagę ratusza niż za wykonanie, bo póki co "Towot squat" (tak nazwano to miejsce) jest w trakcie przeróbek i dopiero zobaczymy, co z niego wyrośnie. Nieczynne warsztaty należały do pobliskiego Zespołu Szkół Mechanicznych, a obecnie pod swoje skrzydła wziął je Robert Kuśmirowski, lokalny artysta o międzynarodowej sławie. Pewne jest zatem jedno: niczego nie można być pewnym. Kuśmirowski to człowiek nietuzinkowy, więc adaptacja warsztatów do potrzeb artystycznych może nas wszystkich zaskoczyć. Chrzest bojowy "Towot" przeżył w październiku. Ceniony reżyser Paweł Passini wspólnie z grupą neTTheatre Chorea z Łodzi wystawił tam nowoczesną sztukę "Psalmy" w ramach Konfrontacji Teatralnych. Miejsce zdało egzamin na piątkę, udowadniając, że nadaje się nie tylko na uczniowskie wprawki w naprawie silników, ale i na scenę teatralną. Na co jeszcze - zobaczymy wkrótce.

Lubelski folklor

Wkład Lublina w rozwój polskiej muzyki ludowej jest nie do przecenienia. Orkiestra Św. Mikołaja od lat wygrzebuje z zakamarków naszego regionu stare instrumenty i dawne pieśni, ale dba także o współczesną muzykę. W tym roku zaprosili na Mikołajki Folkowe nadzieję polskiego folku, zespół Kwadrofonik i Czechów z Cankisou. Po raz kolejny edycję festiwalu można było zaliczyć do udanych. Obok popularnych "Mikołajów" do rozwoju sztuki tradycyjnej w Lublinie przyczyniła się też impreza o nazwie Handkraft w Domu Kolejarza. Poza tym w 2008 r. dwa zespoły łączące folk z nowymi brzmieniami nagrały ważne płyty: Kapela ze wsi Warszawa wydała "Wymixowanie", a Żywiołak pełnoprawny album "Nowa Ex-tradycja". O tyle to istotne, że obydwie kapele mają lubelskich muzyków w składzie.

Tektura

Kiedy w latach 70. na świecie ruszała punkowa rewolucja, bardzo modna stała się idea D.I.Y. Ten skrót oznacza Do It Yourself (Zrób to sam). D.I.Y. miała zastosowanie do wszystkiego. Jesteś muzykiem? Zamiast zdawać się na wielkie koncerny muzyczne, nagraj chałupniczo kasetę z muzyką i wypromuj się sam. Jesteś artystą? Daj sobie spokój z galeriami i mecenatami - maluj obrazy i sam otwórz galerię. Osoby związane z klubem Tektura na ul. Wieniawskiej hołdują właśnie D.I.Y. Nie są specjalnie zainteresowane zarobkową stroną koncertów, ważne żeby nie wyszli "na minus" (co nie zawsze się udaje, bo podobno wpadli w kłopoty finansowe). Siłą klubu jest niespożyta energia młodych zapaleńców, artystów, muzyków, animatorów kultury i wszelkiej maści "freaków", jak nazywa się ich po angielsku. Wspólnie propagują to, co mało popularne i poza głównym obiegiem. Zawsze na nieco partyzanckich zasadach. W tym roku zdążyli zaprezentować zainteresowanym festiwalem alternatywne kapele punkowe i breakcoreowych dj-ów, ideologię wegetarianizmu i kulturę squotową, a także wziąć udział w maratonie pisania listów Amnesty International.

Festiwal filmów queer

Czterodniowy Festiwal Filmu Queer "a million different loves!?"miał być formą protestu przeciwko dyskryminacji ludzi ze względu na płeć i orientację seksualną, mówili organizatorzy imprezy ze Stowarzyszenia Homo Faber. Projekcjom filmowym towarzyszyły dyskusje na temat praw osób LGBT - lesbijek, gejów, biseksualistów i transseksualistów. Zainteresowanie było ogromne, dyskusje pełne ciepła i życzliwości. To znaczy, że klimat społeczno-obyczajowy w naszym mieście przypomina wreszcie średnią krajową.

Przegląd muzyki w Stasiu
Widząc ogólnopolskie listy sprzedaży płyt i oglądając stacje muzyczne można wpaść w depresję. Królują tam osoby, którym trzeba wstawiać cudzysłowy przed słowem "artysta" i "muzyk". Jeszcze bardziej przygnębiają wyniki badań naukowców z UMCS, które wykazały, że polska młodzież wie o muzyce tyle, co ekonomiści o zapobieganiu kryzysowi. I kiedy wydawało się, że znikąd pomocy, że nie ma nadziei i naród polski pogrąży się w otchłani tandety - niespodzianka! Uczniowie I LO im. Staszica zostali zapytani o to, kto miałby wystąpić jako gwiazda na festiwalu "Staś". Ku ogólnemu zdziwieniu młodzi ludzie nie wybrali piosenkarki, która lubuje się w różu i piosenki ma raczej niskich lotów, za to IQ podobno wysokie, tylko jazzowo-rockową formację Pink Freud. A oni raczej nie sędziują w tańcach na lodzie. Wiemy, że to tylko jedno liceum i taka jaskółka wiosny nie uczyni, ale za dobry gust należy się im plus "jak stąd do tamtąd".

OBUHem w głowę

Dostaliśmy OBUHem w głowę, a właściwie po uszach i płytę "Piosenki ku pokrzepieniu serc" zespołu Za Siódmą Górą uznaliśmy za płytę roku 2008. Niewtajemniczonym wyjaśniamy, że dźwięczne słowo OBUH w tym wypadku jest skrótem od nazwy osobliwej firmy fonograficznej Odgłosy Bocznic Utworzą Harmonię, która ma siedzibę w Rogalowie niedaleko Lublina i wydała magiczny krążek. Magia to rzecz nieokreślona i taka jest muzyka Wojtka "Wojcka" Czerna zwanego też "człowiekiem z żelazkiem na głowie", od lat niestrudzonego poszukiwacza muzyki, której świat na co dzień nie słucha, bo nie potrafi jej odnaleźć w zalewie produkcji realizowanych pod kogoś lub bardzo, bardzo podobnych do czegoś. Piosenki, które pokrzepią serca każdego wrażliwca, to trochę rocka, trochę jazzu, jeszcze więcej poezji recytownej i mnóstwo muzyki autonomicznej, innej, niecodziennej, przejmującej w swojej nieokreśloności. Czern z przyjaciółmi, których trzeba wymienić (Remigiusz Hanaj, Maciej Rodakowski, Jakub Suchar, Jacek Wąsowski, Andrzej Załęski, Pacyfik, Piotr Nykiel), bawią się instrumentami i nutami. Słychać, że granie daje im ogromną frajdę! Lada dzień ukaże się analogowa wersja "Piosenek...". Jeszcze bardziej magiczna.

Jurecki solo

Mietek Jurecki, czołowy polski gitarzysta basowy, założył Stowarzyszenie na rzecz Młodzieży Uzdolnionej Muzycznie "Solo Życia". Co roku w Lublinie stowarzyszenie organizuje festiwal, na który zjeżdżają z całej Polski fanatycy instrumentów przeróżnych i pokazują na co ich stać. Laureci imprezy (Piotr Koszałka - 2005, Tomasz Rząd - 2006, Bartłomiej Woźniak - 2007, Marcin Kacperczyk - 2008), prezentują tak wysoki poziom, że z powodzeniem mogą muzykować samodzielnie lub w znanych zespołach na krajowych estradach. Do ubiegłorocznej, czwartej już edycji "Solo Życia" zgłosiło się znacznie więcej niż stu chętnych, ale konkursowa poprzeczka została zawieszona tak wysoko, że w Ogrodzie Saskim zagrała tylko garstka najlepszych. Jurecki uważa bowiem, że lubelska impreza powinna promować faktycznie najzdolniejszych muzyków.

W 2008 roku, pozakonkursową gwiazdą festiwalu był zespół Dżem. Mietek chciałby w tym roku pokazać w Kozim Grodzie, a dzięki telewizji i radiu także w całej Polsce, kogoś ciekawego zza granicy. Trzymamy kciuki!

Minusy

Zdaerzenia

Z kulturą studencką jest jak z kwiatem paproci. Jeśli ktoś twierdzi, że ją widział, to opowiada bajki. Potwierdziło się to na tegorocznej edycji "Zdaerzeń". Słuszna inicjatywa rozruszania braci studenckiej spaliła na panewce. Po części dlatego, że "Zdaerzenia" zostały zepchnięte w niepamięć (rok przerwy to jednak wystarczająco dużo czasu, żeby zapomnieć o festiwalu), po części, że w tym samym czasie odbywało się kilka atrakcyjnych koncertów, m. in. Marii Peszek, a po części z powodu zdecydowanie niszowego charakteru festiwalu. Zimne przestrzenie byłego "Piątego Elementu" i słabe nagłośnienie dopełniły dzieła. W ten sposób całkiem ciekawi artyści, m. in. z Norwegii, musieli grać dla garstki ostatnich bojowników o kulturę naszą i waszą.

Nagrody artystyczne

Nagrodę Artystyczną Miasta Lublin i nagrody za upowszechnianie kultury otrzymały w ubiegłym roku osoby, które ze wszech miar zasługują na uhonorowanie ich pracy, problem jednak w tym, że cała trójka: Anna Nawrot, Rafał Koza-Koziński i Grzegorz Rzepecki pracuje w tym samym miejscu - w Centrum Kultury, które jest miejską jednostką budżetową. - Jeśli ratusz chce nagradzać swoich ludzi, to niech im wypłaci premię, a nie wręcza nagrodę artystyczną, bo ta powinna mieć pozór bezstronnego hołdu - tak wydarzenie komentowali w sieci nasi czytelnicy. Zastępca prezydenta Włodzimierz Wysoki miał na to nokautującą wszelkie pretensje odpowiedź: nagród nie przyznaje ratusz, ale niezależna komisja powołana z lubelskich artystów i naukowców. Co fakt, to fakt, ale jakoś mało przekonujący.

Megabiurokracja

Artyści, którzy składają do lubelskich urzędów wnioski o dotacje na cele kultury, skarżą się na koszmarną biurokrację. Na przykład Szymon Pietrasiewicz herbu Tektura, planując akcję we współpracy z UMCS, musiał dostarczyć do Urzędu Marszałkowskiego dokument ni mniej ni więcej tylko z 1945 r.! Dokładniej kopię aktu założycielskiego uczelni, bo bez tego urzędnicy gotowi pomyśleć, że UMCS to fikcyjna instytucja, wymyślona przez artystę, by wyłudzić coś ok. 800 zł. Megabiurokracji doświadczył również Bernard Nowak, pisarz i prezes lubelskiego oddziału Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, kiedy składał w ratuszu 11 wniosków o dofinansowanie książek członków SPP. Wiedział, że do wniosku powinien być dołączony statut stowarzyszenia, ale sądził, że jeden egzemplarz wystarczy, skoro wszyscy ubiegający się o dotacje należą do jednej organizacji posiadającej jeden i ten sam statut. Tymczasem nie! Urzędniczka zażądała 11 statutów. W końcu sama zrobiła odbitki, bo prezes odmówił przykładania ręki do tak absurdalnej procedury.

Kamienica wstydu

Profesorowstwo Danuta i Sergiusz Riabininowie ofiarowali Lublinowi na cele kultury rodzinną kamienicę przy ul. Złotej 3 na Starym Mieście. Użytkuje ją Muzeum Czechowicza. Za tak hojny dar miasto odwdzięczyło się… lokalem kwaterunkowym. Darczyńcy czują się zlekceważeni, oczekiwali bowiem mieszkania na własność. Wdowa po profesorze od lat czyni starania w tym kierunku, ale władze miasta nie kwapią się do honorowego załatwienia sprawy. Skandal!

Prowokacje 2008

Tegoroczna Gala Młodych Projektantów była znakomitym pokazem organizacyjnej nieudolności, beztroskiego bałaganu i złego gustu. Nic nie było, jak należy. Psuło się nagłośnienie, przez co film reklamowy był filmem niemym. Stroje raziły tandetą i kiczem (jedynym ciekawym momentem była ta odrobina golizny, która co roku obowiązkowo gości na wybiegu). Scenografia wyglądała jak baraki robotników budowlanych, a sukcesem konferansjera było poprawne zapowiedzenie choćby jednej kolekcji. Niestety, takich sukcesów nie zaliczył zbyt wiele. A i usprawiedliwienie miał kiepskie, bo jak stwierdził: "ten rok jest dla nas nieco pechowy". Na pewno tylko ten?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski